poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Co teraz? [EDIT]



Cóż, za dramatyczny tytuł ;o
Chodzi, że ten no... CO TERAZ? JUTRO SZKOŁA!
Pozdrawiam. Sama idę w czwartek i to nie na lekcje, tylko na oprowadzenie, poznanie nauczycieli i wizytę u pielęgniarki ;p.
Ale pocieszcie się faktem, że reszta Szwedów dzisiaj rozpoczeła już swój trzeci tydzień szkoły (wcale nie mają szybciej wakacji xD) ;D.

To może ja przejdę do tych informacji XDD

1. Dziękuję za tyle komentarzy! ♥ Pod pierwszym rozdziałem pojawiło się więcej komentarzy niż pod samym epilogiem XDD. Naprawdę się nie spodziewałam - myślałam, że skoro opowiadanie się skończyło, 3/4 czytelników usunęło tego bloga z pamięci ;p. W każdym razie b. się cieszę, że mój pomysł przypadł Wam do gustu, bo obawiałam się Waszej reakcji. Jest to zupełna nowość, coś czego jeszcze nie pisałam (jezu, wcielam się w faceta XDD) i cieszę się, że tak dobrze to przyjęliście ♥

2. Co z nowym opowiadaniem? Będzie? Będzie! XD Trochę myślałam i postanowiłam, że zaryzykuję. W mojej głowie pojawia się coraz więcej pomysłów, jak rozwinąć tę historię, więc mam nadzieję, że uda mi się także i ją doprowadzić do końca :D.

3. Rozdziały. Kiedy? Najpierw musicie mi dać trochę czasu, ponieważ chciałabym napisać coś na zapas - tak w razie czego. Dajcie mi na to tak z dwa tygodnie, a ja postaram się, jak najlepiej wykorzystać ten czas ♥ Potem postaram się dodawać, jak najczęściej, ale nic nie obiecuję, bo mam jeszcze dwa inne blogi (Jesus, Nicol, w co ty się pakujesz? ;----;). Btw. spojrzałam na ilość postów w poszczególnych miesiącach i... PRZEPRASZAM ♥. Kurcze, nie miałam pojęcia, że tak się leniłam w ciągu roku szkolnego i mam nadzieję, że teraz się to zmieni. W tym pięknym kraju nie ma czegoś takiego jak prace domowe (ponoć) i poziom nauki jest niższy niż w PL, więc może znajdę więcej czasu na bloggera ;p.

4. Zmienił się szablon i tytuł bloga oraz będę także pracowała nad zakładką Bohaterowie zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie. Dajcie znać, co sądzicie o tym, co już udało mi się zmienić :>. Szczerze mówiąc miałam wątpliwości, co do szablonu, ale za wielkiego wyboru nie miałam (chciałam, żeby koniecznie był z facetem XDD) ale jak się tak zastanowię, to w sumie Leon jakiego chcę stworzyć w tym opowiadaniu będzie miał parę cech wspólnych z Klausem ;p. Spokojnie, nie zamienię go w niecierpliwą hybrydę, która zje Fiolkę. Chodzi raczej o to, jaki będzie chamski i o trudność jaką będzie miał w mówieniu o uczuciach itd. ;))

Chyba chciałam Wam powiedzieć "tylko" to XDD.
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale... tak wyszło ;p.
Nie musicie wypowiadać się na temat tego u góry, ale jeśli jesteście w stanie poczekać te dwa tygodnie (około), to napiszcie w komentarzu, że po prostu będziecie tu, gdy wrócę z dwójką ;)).

Do następnego rozdziału! ;p

Quinn ;**

PS
Tak btw, żyję w przekonaniu, że faceci mają łatwiejsze życie, więc jeśli przez to opowiadanie zdecyduję się na zmianę płci, powiem mamie, że to Wasza wina XDDDDD.

piątek, 28 sierpnia 2015

01. ~ Złe mieszkanie



Wchodzę do budynku i z zaskoczeniem odkrywam, że wszędzie są zgaszone światła. Dopóki oni nie wpieprzają się w moją pracę, powinienem robić to samo. Ale jak, do cholery, można nie pomyśleć o tym, żeby zapalić światło w nocy, w budynku pełnym pilotów – małej część osób, która czasem wraca z pracy bardzo późno.
Ziewam i przystaję, zastanawiając się, co zrobić. Normalnie zadzwoniłbym tam, gdzie się dzwoni w takich sytuacjach (jeśli któraś z was wie, co to za miejsce, byłbym wdzięczny, gdyby dała mi znać). Jestem jednak po kilkugodzinnym locie i w tej chwili tak chce mi się spać, że nie jestem nawet pewien czy potrafię trafić do swojego mieszkania.
Odwracam się i widzę męską sylwetkę, którą oświetla uliczna latarnia. Po chwili mężczyzna wchodzi do środka.
– Nie ma prądu i wody w całym budynku – oznajmia, a ja od razu rozpoznaję ten głos. Federico.
Postanawiam nie komentować niedopatrzenia tych jełopów, którzy mają tak mało do zrobienia, a i tak nie potrafią tego dopilnować, i patrzę z zainteresowaniem na przyjaciela. 
– Co robiłeś w mieście o trzeciej nad ranem?
Mój wzrok przyzwyczaił się już do panującej wszędzie ciemności, więc nie mam problemów z dostrzeżeniem jego wzruszenia ramionami.
– Byłem w klubie, a tam poznałem laskę – mówi, a ja nie potrzebuję niczego więcej. Niestety chyba nikogo w moim gronie nie obchodzi, że mam głęboko gdzieś życie osobiste wszystkich tutaj. O ile w ogóle jakieś mają. – Po tym, jak wyznała mi miłość po drugim orgazmie, stwierdziłem, że pora wiać. Nie chciałem jednak zadzierać z pijaną wariatką, więc wymknąłem się dopiero, jak zasnęła.
Unoszę brwi, choć wiem, że tego nie widzi.
– Jestem padnięty – dodaje. – Właśnie w takich chwilach, jak ta cieszę się, że nie mieszkam na ostatnim piętrze, jak ty.
Kieruje się w stronę schodów, a ja go nie zatrzymuję. Trzecia nad ranem to zdecydowanie nie jest godzina, o której mam ochotę na bezsensowne pogawędki.
Stoję jeszcze przez chwilę, zamiast iść do windy, i zastanawiam się, co za idiota korzysta jeszcze ze schodów. Myślałem, że są nieużywane od tak dawna, że już tam straszy.
I nagle do mnie dociera. Nie ma prądu. Co oznacza, że winda nie działa. Kurwa! 
Biorę moją walizkę i wściekły otwieram drzwi od klatki schodowej. A więc tak właśnie ludzie poruszali się sto lat temu. Pieprzeni geniusze postanowili skupić się na broni, którą walczyli, o cholera wie co, niż na zbudowaniu windy. Może gdyby historia potoczyła się inaczej, teraz maszyna działałaby na baterie. Albo poruszałaby się w inny sposób, którego nie jestem w stanie wymyślić o pieprzonej trzeciej nad ranem.
Korzystając z latarki w komórce, wspinam się na najwyższe piętro.
Nie spędzam dużo czasu w mieszkaniu – przez ostatnie lata poświęcałem się pracy. Brałem cholernie dużo dodatkowych godzin, żeby osiągnąć swój cel – zostać kapitanem. 
Jestem jednak perfekcjonistą i moje mieszkanie ma być idealne – nawet jeśli tylko od czasu do czasu w nim sypiam.
Wyobraźcie sobie, że większość czasu spędzacie w pracy. Wracacie do domu po kilku dniach, żeby kolejnego znowu wyjść, ale okazuje się, że mieszkacie w małej klitce w piwnicy, a waszymi nowymi współlokatorami są szczury. Niezbyt dobra perspektywa, co?
No właśnie. Dlatego robię wszystko, żeby tego uniknąć.
Moje mieszkanie ma być czyste, duże i mieć świetny widok na miasto.
Wiem, że pewnie połowa z was nienawidzi swojej pracy, a druga znienawidzi ją w przyszłości. Ale ja moją kocham. Czuję się najszczęśliwszy, kiedy wznoszę się nad chmurami i mam szansę zobaczyć budynki, kiedy wydają się niesamowicie małe.
Widok z okna jest marną imitacją tego, co widzę z samolotu, ale to zawsze coś.
I właśnie w takich chwilach Bóg każe mnie za to, że dbam o to by mieć wszystko, czego potrzebuję – nawet jeśli zachcianki są niedorzeczne.

Kiedy docieram na ostatnie piętro, jestem jeszcze bardziej padnięty niż wcześniej. Chwytam za klamkę i otwieram drzwi do swojego apartamentu. Dziwicie się, że nie są zamknięte na klucz? Przestańcie. Nigdy ich nie zamykam. Najpierw zrezygnowałem z tego, bo uznałem, że jest to zbyt czasochłonne, a później najzwyczajniej w świecie je zgubiłem. Nie patrzcie się tak – nie wierzę, że jest na tym świecie choć jedna osoba, która swoich nigdy nie straciła. Jestem tylko człowiekiem. Bardzo śpiącym człowiekiem.
Tak śpiącym, że po wejściu do mieszkania nie trudzę się nawet z świeceniem sobie latarką z telefonu. Półprzytomny kieruję się do swojej sypialni. Tam ściągam swój mundur i w samych bokserkach kładę się do łóżka. W końcu.
Łóżko, jesteś jedyną osobą na świecie, którą szczerze kocham. Co z tego, że nawet nie jesteś osobą?

Budzi mnie pisk. Kobiecy pisk. 
Normalnie pomyślałbym, że to nowa panienka, któregoś z tych idiotów, nazywających siebie moimi sąsiadami, ale dźwięk nie dochodzi zza drzwi. Czuję się, jakby ta osoba stała nade mną i piszczała.
Kiedy otwieram oczy, okazuje się, że słusznie.
Przy łóżku stoi szatynka. Ładna? Ujdzie. Myślę, że po uczesaniu się, zakryciu worów pod opuchniętymi od płaczu oczami i rozebraniu się powinna być ładniejsza.
Myślicie, że jestem dupkiem? Pobudka, każdy facet tak właśnie myśli o kobiecie.
Wyobraźcie sobie kupno nowego telefonu. Może wam się podobać na półce w sklepie, ale dopiero po zabraniu go do domu i włączeniu, przekonujecie się, czy jest czegoś wart. 
Tak samo jest z kobietami. Laska może sprawiać wrażenie ładnej, ale dopiero po spędzeniu z nią nocy, wyrabiamy sobie na ten temat zdanie. 
A kiedy widzę laskę z niezłym ciałem, która ma na sobie babciną bieliznę, mam ochotę paść na kolana i błagać, żeby już ją zdjęła. Kto w ogóle sprzedaje takie gówno? Poprawka: kto je kupuje?
Nagle do głowy przychodzi mi pytanie: co ona tu robi? Wczoraj przecież latałem i wróciłem dopiero w środku nocy. A może to było przedwczoraj?
Marszczę brwi.
– Czy ja z tobą spałem?
Na jej twarzy w tej chwili maluje się mieszanka emocji. Żałujcie, że tego nie widzicie. Zaskoczenie,  zdenerwowanie, szał, niepewność. Mam ochotę się zaśmiać, ale widząc ją w takim stanie, nie jestem pewien, jak to się skończy.
Czekam więc, aż mi odpowie.
– Nie wiem, kim ty, do cholery, jesteś i co robisz w tym łóżku! Nie zadzwoniłam jeszcze na policję tylko ze względu na to – ręką pokazuje mój mundur i walizkę – ale jeśli za pięć minut wrócę, a ty nadal będziesz się tu znajdował, nie zawaham się!
Zanim zdążę odpowiedzieć, znika za drzwiami, które prawdopodobnie prowadzą do łazienki.
Verdas, pora zacząć bardziej uważać na osoby, z którymi sypiasz.
Rozglądam się po sypialni i nagle do mnie dociera. Ja tu nie mieszkam.
Błyskawicznie wstaję, po czym zabieram swoje rzeczy i opuszczam pomieszczenie, bojąc się, że laska za chwilę naprawdę zadzwoni na policję.
Przechodząc przez mieszkanie, uświadamiam sobie, że należy do Diego. Cholera. Czy ja właśnie spędziłem noc obok laski mojego najlepszego kumpla?

– Skąd ty, do cholery, wytrzasnąłeś siostrę?
– Jestem pewien, że kiedyś ci o niej wspominałem.
Czy jest coś gorszego od spania obok dziewczyny kumpla? Owszem. Spanie obok siostry kumpla. Dziewczyny przychodzą i odchodzą, a siostra jest kimś kompletnie zakazanym. Facet mniej się zdenerwuje, gdy zobaczy przyjaciela ze swoją matką.
Wasi bracia mogą wam dokuczać i sprawiać, że macie ochotę ich zabić, ale kiedy przyjdzie co do czego, obronią was jak pies swojej kości. 
Nikt nie ma prawa dotykać siostry faceta – no chyba, że chce się zaprzyjaźnić z jego pięścią.
A propo sióstr. Jestem pewien, że Diego o żadnej swojej nie wspominał. Pamiętałbym. 
A może nie?
Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu go nie słuchałem. Sztuka udawania, że obchodzi was życie innych, choć w rzeczywistości jest zupełnie inaczej, jest cholernie przydatną umiejętnością, której ja po latach stałem się mistrzem.
Połowa ludzi z tego budynku opowiadała mi cały swój życiorys, a ja jestem w stanie podać tylko ich nazwiska i zawód, jeśli pracujemy razem. No dobra – osób z mojego piętra. Reszty, poza nielicznymi wyjątkami, jak Diego czy Federico, nie jestem w stanie poznać na ulicy. 
Ale uwierzcie, gdybym zapamiętywał więcej informacji o tych wszystkich ludziach, w mojej głowie brakowałoby miejsca na bardziej potrzebne rzeczy, jak na przykład numer do pizzerii. 
– Przyjechała tutaj dopiero tydzień temu. Sam dowiedziałem się przez telefon – dodał. I tak nie wiedziałem, że wcześniej nie mieszkała w Seattle. Nie wiem i nie wiedziałem o niej niczego, poza tym, że nie umie wybierać bielizny. – Pokłóciła się z narzeczonym, więc pozwoliłem jej przenocować u mnie. Słuchaj, jak wrócę postaram się złagodzić sytuację, ale póki co… może ją przeproś?
– Ja? Za co, do cholery?
– Nie wiem, może za to, że położyłeś się w łóżku, w którym ona spała?

Violetto Castillo, jesteś pierwszą kobietą, której kupuję kwiaty, myślę, płacąc starszej kobiecie z kwiaciarni za rogiem.
Nigdy nie zrozumiem sensu wydawania kasy na trochę zielska, które jutro i tak będzie do wyrzucenia. Jeśli chcecie, żeby w waszym domu unosił się ładny zapach, poproście o odświeżacz, a jeśli potrzebujecie ozdoby, zażyczcie sobie figurki z targu albo sklepu z nikomu niepotrzebnymi pierdołami. 
Wchodzę do budynku i przywołuję windę, która na szczęście działa. Trochę się spóźniliście.
Wzdycham głośno i pukam do drzwi, znajdujących się naprzeciwko tych od mojego mieszkania. Czekam, czekam i czekam. Rany, dziewczyno, myślisz, że mam cały dzień?
W końcu otwiera, a ja szybko lustruję ją wzrokiem. Rany.
Po umalowaniu się, uczesaniu i ubraniu w granatową koszulkę na ramiączkach, szary sweter i dżinsy, wygląda na… żywą?
Jej oczy nadal są opuchnięte od płaczu, a na twarzy gości smutek, ale nie wygląda już tak, jakby miała ochotę wyskoczyć zaraz przez okno. 
Teraz zdecydowanie sprawia wrażenie ładnej. 
– Hej, jestem… – I właśnie w tej chwili mnie rozpoznaje.
Pytacie, skąd to wiem? A stąd, że zamyka drzwi od mieszkania. Zamyka to złe słowo. Trzaska nimi. Przed mną! Pomyśleć, że wydałem kasę na to głupie zielsko, dla niej.
– Też cię nie lubię! – krzyczę i wracam do swojego mieszkania.
Zanim jednak zamykam drzwi, stwierdzam, że podaruję to zielsko miłej pani z obsługi, która sprząta korytarz.
Ingrid, jednak to ty będziesz pierwszą kobietą, która dostanie ode mnie kwiaty. Mam nadzieję, że w odróżnieniu co do niektórych, ty to docenisz.


~*~

Nicol pisała, że już tu nie wróci :))). Dziękujemy, Nicol, za narobienie nam nadziei. Proszę ;D.
A więc... co to jest? To jest mój wstępny pomysł. Tak właśnie wyglądałoby opowiadanie o Leonie, gdybym zdecydowała się je pisać. Wstawiam to tutaj, bo skoro wcześniejsze opo też było trochę o L., to to jest chyba najodpowiedniejsze miejsce.
No i po prostu chciałam poznać Waszą opinię na temat tego, czy mam to kontynuować, czy jednak wolelibyście coś bardziej zbliżonego do poprzednich opowiadań. 
Prawda jest taka, że rozdział 2. - nawet jeśli wyrazicie dobre opinie - pojawi się dużo później. Nie jestem jeszcze do tego opowiadania przekonana, pomysł jest póki co, wg mnie, średni, no i nie wiem, czy poradzę sobie z trzema blogami teraz, kiedy w czwartek idę do sql.
Ale! Dodałam, bo chcę poznać Waszą opinię itd. ;p
No więc ten, czekam na opinie? XDD
Przepraszam, że jednak wróciłam ;p.

Może do następnego ;*

Quinn ;))

PS
Jeśli zaraz pojawi się opowiadanie z perspektywy Leona, pisane podobnym stylem, przysięgam, że zrezygnuję  z tego pomysłu raz na zawsze.

sobota, 22 sierpnia 2015

Epilog



Podszedł do biurka swojego ojca i położył na nim kartkę.
– Co to jest? – zapytał i zaciekawiony podniósł papier. Po chwili zapoznawania się z jego treścią, spojrzał na niego zdziwiony. – Wypowiedzenie?
Wzruszył ramionami.
– Sam wiesz, że tak się nie da pracować.
Próbował pogodzić się ze starszym bratem. Nie pomógł jednak fakt, że Diego naprawdę kochał Violettę. Minęło więc pół roku, a oni nadal ze sobą nie gadali. Atmosfera w pracy była nie do zniesienia, a rodzinne obiadki? Brunet przyjeżdżał na nie w co drugą niedzielę – wtedy kiedy nie było na nich młodszego brata z narzeczoną.
Cała trójka wiedziała, że problem zostanie rozwiązany, gdy jeden z synów zrezygnuje z pracy. Szatyn wiedział, ile ta firma znaczy dla jego brata, dlatego ustąpił.
– Leon, chcesz wziąć ślub, założyć rodzinę. Myślisz, że bezrobocie ci w tym pomoże.
– Nie będę bezrobotny – oznajmił, a widząc, że zainteresował ojca, kontynuował: – Pewnie wiesz, że Federico ma siłownię. Zostaliśmy wspólnikami.
– No to gratuluję, może utrzymacie się, jeśli zrezygnujecie ze ślubu, dzieci i większego mieszkania.
Westchnął głośno. Powinno się mieć szacunek do każdego zawodu – starszy Verdas zdecydowanie go nie miał. Już, kiedy parę lat temu, Włoch wpadł na pomysł otworzenia siłowni, jego ojciec zapewniał go, że szybko zbankrutuje. 
To, że się teraz bulwersował było więc do przewidzenia. 
– Z siłownią tutaj może i tak. Ale jesteśmy w trakcie tworzenia większej. Jest tylko jedno ale.
– Tak? – Spojrzał na niego z zainteresowaniem. Zapewne od początku rozmowy czekał właśnie na to ale.
– Będzie w Londynie.
Nastrój w firmie to jedno. Odejściem nie załatwiłby jednak problemów w rodzinie. Owszem, chciał założyć własną. Nie miał zamiaru jednak wychowywać swoich dzieci w takiej atmosferze. 
Wolał wyjechać i nie urywać całkiem kontaktu, ale trzymać ich z dala od wszystkich konfliktów wywołanych jego zaręczynami.
– Jeśli oczekujesz, że to ja powiem o wszystkim matce, to nie masz po co tu przychodzić.
Tak, właśnie tego oczekiwał. Wiedział, że jego matka jest gotowa zamknąć ich dwójkę w swojej piwnicy, tylko po to, żeby zatrzymać ich w kraju. Wciął łudziła się, że niedługo bracia się pogodzą i znowu będą wspierającym siebie nawzajem rodzeństwem.
Młodszy Verdas stracił na to nadzieję po miesiącu.
Kiwnął głową.
– Powiedz matce, że będziemy dzisiaj na kolacji – poprosił i po chwili namysłu, dodał: – I zabierz jej klucze od piwnicy i strychu.
Kiedy wszedł do sypialni, poza swoją żoną zastał w niej cztery kobiety – pięć, jeśli zaliczać jego świeżo urodzoną córkę. Marzenie każdego faceta – gdyby nie to, że jedna z kobiet to jego matka, a dwie pozostałe to jego przyjaciółki. No i żadna się nim nie zainteresowała, bo w centrum uwagi była akurat śpiąca w swoim kojcu Alison.
Tak, dziewczynka dostała imię po siostrze szatynki. Lista była długa, ale to było jedyne, na jakie zgodziły się obie strony.
W takich chwilach, Leon żałował, że wyjechał do Londynu. Gdyby byli na miejscu, musiałby siedzieć z nimi kilka godzin i mógłby wywalić ich z domu. Tymczasem czekają go dwa długie tygodnie w ich towarzystwie. 
Naprawdę kochał wszystkie kobiety znajdujące się w pomieszczeniu, ale tak się składa, że jego żona i córka ostatnie kilka dni spędziły w szpitalu i chciałby móc się nimi nacieszyć w samotności.
– Jest dwudziesta czwarta – odezwał się. – Dajcie spać mnie i mojej córce.
One jednak nie zwróciły na niego większej uwagi. 
– Leon, jak się czujesz z tym, że wylądowałeś z trzema dziewczynami? – zapytała Francesca, uśmiechając się szeroko.
– Leon? – zapytała, kiedy leżeli razem na kanapie i oglądali kiepski film.
– Hm?
– Myślałeś o tym, co będzie jeśli nie uda mi się zajść w ciąże?
Spojrzał na nią zdziwiony.
Próbował dotrzymać obietnicy, ale z czasem okazało się, że jest to trudniejsze niż za pierwszym razem. Starali się już prawie dwa lata i póki, co nic z tego nie wychodziło. 
Szatyn zaczynał się już godzić na głupie pomysły swojej żony. Przykładem było to, że przed każdym stosunkiem nie marudził, tylko razem z nią „relaksował się”. Polegało to na tym, że siedzieli i rozmawiali o jednorożcach, wdychając kadzidełka. 
Czy narzekał? Nie. Czy tego pragnął? Owszem. Ale wiedział, że jego komentarze tylko pogorszyłyby sprawę.
– Nie, ponieważ się uda.
Do tej pory pamiętał wszystkie wykłady. Po trzech latach znał już dobre i złe odpowiedzi. Zła byłaby każda inna niż ta, która padła.
– Ale… gdyby się nie udało, co byś zrobił?
Wzruszył ramionami. Naprawdę nigdy się nad tym nie zastanawiał.
– Kupiłbym ci szczeniaczka.
Podniosła brew. 
– Mógłby mieć własny pokój i moglibyśmy wozić go w wózku.
Westchnęła głośno i pokręciła głową. 
– Rozmawiałam ostatnio z Francescą.
Wiedział, że to nie wróży nic dobrego. Kiedy ostatnim razem to słyszał, musiał kłócić się z szatynką o to, czy powinni wstawić do salonu fioletową kanapę. Według obu kobiet sprawiałby, że ich mieszkanie stałoby się bardziej przytulne. Jednak to nie one miałyby na niej spać średnio raz w miesiącu, a Verdas nie miał zamiaru śnić o kucykach. 
Kochał Francescę, ale właśnie w takich momentach cieszył się z tego, że została w Buenos Aires. 
– Może… powinniśmy pomyśleć o adopcji?
Zastygł. Nigdy nie przyszedł mu do głowy taki pomysł. Był pewien, że w końcu uda im się mieć własne dzieci. 
Spojrzał na godzinę – dwudziesta trzecia. Zdecydowanie za późno na tak poważną rozmowę. 
– Porozmawiajmy o tym jutro, okej?
– Na Caro już za późno, ale z Alison mam zamiar zrobić chłopczycę, więc nie najgorzej – oznajmił.
– Chłopczyca będzie miała problem ze znalezieniem sobie męża – skomentowała jego matka.
– To dobrze – odpowiedział. – Bo tak się składa, że przez najbliższe pięćdziesiąt lat będę jedynym mężczyzną w ich życiu.
Violetta spojrzała na niego i zaśmiała się, po czym pokręciła głową.
– Zniszczysz im życie. Będą stare i samotne.
– Kupię im po szczeniaczku – oznajmił poważnym tonem.
Po wyjściu trzech niepotrzebnych kobiet, podszedł do szatynki, która cały czas obserwowała córkę i położył dłonie na jej biodrach. Pocałował ją w szyję, ale ona się odsunęła.
– Sześć tygodni – przypomniała.
Prychnął.
– To bzdura – stwierdził. – Twoja ginekolog po prostu ci zazdrości, bo sama jest samotną panną z kotami i próbuje wykorzystać swój zawód do odebrania przyjemności innym kobietą.
Zaśmiała się, po czym cmoknęła go w usta.
Nagle usłyszeli krzyk, a po chwili również płacz Alison.
Westchnął głośno.
– Zaklepuję starszą – oznajmił i wyszedł z pokoju, zanim ta zdążyła zaprzeczyć.
Podczas pobytu szatynki w szpitalu, Verdas został w domu sam z Caroline. Nie dało się ukryć, że bardzo się z tego cieszył, bo dzięki temu w końcu, po dwóch latach, zdołał przekonać do siebie blondynkę i zdobyć jej zaufanie. Wiedział, że teraz będzie już tylko lepiej.
Podszedł do niej od tyłu i oparł podbródek na jej ramieniu.
– Spójrz na tę dziewczynkę. – Wskazała ruchem głowy na małą blondynkę.
Dziewczynka miała na sobie różową koszulkę i krótkie spodenki. Bujała się na starej, zardzewiałej huśtawce z dala od reszty dzieci.
Przeniósł z niej wzrok na swoją żonę i odkrył, że uważnie się jej przygląda.
– To Caroline – odezwała się pracownica domu dziecka, która musiała przed chwilą przyjść, bo żadne z nich wcześniej jej nie zauważyło.
Od razu zwróciła na siebie uwagę szatynki.
– Ile ma lat?
– Siedem – odpowiedziała lekko się uśmiechając. – Trafiła do nas niedawno. Ojciec zabił matkę na jej oczach. Straszna trauma. Trudno będzie jej znaleźć nową rodzinę. Wizyty u psychologa, koszmary, brak zaufania, to wszystko problem.
Violetta otworzyła szeroko oczy i jeszcze raz omiotła wzrokiem siedmiolatkę. Verdas uważnie ją obserwował i nie umknęło mu, że zaszkliły się jej oczy.
– Ale z moich informacji wynika, że chcielibyście syna, prawda?
Niepewnie kiwnął głową, po czym złapał żonę za rękę i poszli za kobietą. Zauważył jednak, że szatynka co chwile się odwracała w stronę samotnej dziewczynki.
Wszedł do pokoju i od razu usiadł na jej łóżku, po czym ja przytulił. 
Robiła postępy. Z czasem przestała być już tak zamknięta w sobie i zaczynała ufać ludziom. Ale o braku koszmarów, póki co mogli tylko pomarzyć. 
Siedział z nią przez kilka minut i głaskał ją po włosach.
– Siedzi w więzieniu, nie przyjdzie po ciebie – zapewnił ją, mając na myśli jej ojca.
Pokręciła głową i spojrzała na niego.
– Nie śnił mi się on.
Zmarszczył brwi. Zawsze to on był głównym bohaterem jej koszmarów.
– Leon, teraz, skoro macie już swoje dziecko, oddacie mnie z powrotem?
Spojrzał w jej błękitne oczy i zdał sobie z tego, że mówi na serio. 
– Jasne, że nie – obiecał i ponownie ją przytulił. – Może teraz ci się tak nie wydaje, bo musimy poświęcić Alison dużo uwagi, ale obie jesteście dla nas tak samo ważne. A siostra w przyszłości ci się przyda. Mówię z doświadczenia.
– Nie lubi mnie – oznajmił prosto z mostu.
Dziewczynka mieszkała z nimi dopiero miesiąc, ale nie umknęło mu, jak się w stosunku do niego zachowuje. Nigdy sama się do niego nie odzywa – wyjątkiem są tylko krótkie odpowiedzi na jego pytania. 
Ponad to blondynka unika zostania z nim sam na sam jak ognia. Ostatnio Violetta musiała zabrać ją ze sobą na zakupy, bo bała się zostać z nim w domu. 
No i z każdym problemem przychodzi do jego małżonki. Nawet wtedy, kiedy tylko Verdas może jej pomóc. Wtedy szatynka pełni funkcję ich pośrednika.
Nie miał pojęcia, jak się w stosunku do niej zachowywać.
– To nie jest tak, że cię nie lubi – oznajmiła kobieta, wchodząc do jadalni. Położyła naczynie z jedzeniem na stole i poprawiła go: – Ona ma po prostu problem w zaufaniu facetom.
– Co, przez jej doświadczenia, jest w pełni zrozumiałe – skomentował jego ojciec.
Właśnie siedzieli na obiedzie przygotowanym tylko po to, żeby jego rodzice mogli poznać Caroline. Szatyn jednak nie liczył na zbyt wiele. Dziewczynka miała problem z zaufaniem każdemu, kto nie nazywa się Violetta Verdas. 
– Ostatnio wygłupialiśmy się i złapałem za nadgarstek Violettę, kiedy chciała odejść. W salonie pojawiła się Caroline i zaczęła płakać i krzyczeć, że nie mam robić jej krzywdy.
Wiedział, że blondynka miała problemy i potrzebowała wiele czasu, ale właśnie przez takie sytuacje, czuł się jak tyran we własnym domu. Chciał ją pokochać, ale ona nie dawała mu na to szansy.
Jego matka spojrzała na niego zdumiona. 
– Biedna dziewczynka.
Po chwili wszystko było już na stole, a Violetta zawołała blondynkę. Zanim jednak ta zdążyła do nich zejść, pani Verdas spytała:
– Mówi do was mamo i tato?
Szatynka od razu pokręciła głową.
– Nie, nazywa nas po imieniu.
Mężczyzna prychnął.
– Ciebie nazywa po imieniu. Ze mną nie gada.
Westchnęła i pokręciła głową, kiedy Caroline pojawiła się w jadalni. Violetta przedstawiła ich sobie.
– Ale z ciebie śliczna dziewczynka – skomentowała jego matka.
Jego ojciec wyciągnął do niej rękę, którą z początku niepewnie uścisnęła, ale już po chwili obdarowała go szczerym uśmiechem.
Problem w zaufaniu mężczyźnie, tak?
Kiedy już zajęła miejsce – oczywiście obok Violetty – matka Verdasa ponownie się odezwała.
– Proponowałam Diego, żeby przyjechał z nami, ale odmówił. Tydzień w Londynie dobrze by mu zrobił, ostatnio tylko pracuje.
A szkoda, pomyślał. Może, gdyby Caro zobaczyła Diego, przekonałaby się do mnie.
Tak, konflikt nadal trwał i z każdym dniem wszyscy – nawet matka braci – tracili nadzieję na to, że kiedykolwiek się pogodzą.
– Niech żałuje – skomentował jego ojciec. – Bo znajomość z taką młodą damą, to powód do chwalenia się.
Znowu uśmiech.
Ile razy uśmiechnęła się do Leona? Raz – jak wychodził i zostawił ją w domu samą z Violettą.
Kiwnęła głową i wtuliła się w jego tors.
– Kocham cię, tato – oznajmiła.
Zastygł i przez chwilę wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami. Nigdy nie usłyszał od niej tych trzech słów. Nawet Violetty nigdy nie nazwała mamą i nie wyznała jej miłości.
Po chwili otrząsnął się i pocałował ją w czubek głowy.
– Ja ciebie też.

Obudził ich dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie i powiedzieli w tym samym momencie:
– Ty otwierasz.
– Ja wstawałam w nocy do Alison – obroniła się szatynka.
Ale mi argument, pomyślał, ale podniósł się do pozycji siedzącej.
– Otworzę! – usłyszeli głos Caroline.
Verdas ponownie się położył, a Violetta spojrzała na niego unosząc brwi.
– Żartujesz? – zapytała z pretensjami. – Nie może otwierać drzwi wejściowych! A co jak ktoś ją porwie?
– Nikt jej nie porwie. Słyszałaś jak krzyczy?
Jej spojrzenie jednak sprawiło, że wolał iść otworzyć te cholerne drzwi. Wstał więc i zszedł na dół. Niestety Caroline była pierwsza i właśnie rozmawiała z tajemniczym kimś, który nie wie, że o ósmej się jeszcze śpi.
– Leon? – usłyszał za plecami.
Odwrócił się i zobaczył Caroline z czymś białym w ręku. Odsunął laptopa i przeróżne papiery, robiąc dziewczynce miejsce. Po roku zaczęła się do niego odzywać i nie panikowała już tak na myśl o tym, że miałaby zostać z nim sam na sam. To było jednak nic w porównaniu do tego, jak zachowywała się w towarzystwie Violetty. 
Usiadła obok niego na kanapie i podała mu biały przedmiot.
– Co to? – spytała.
Przyjrzał się i już po chwili mógł stwierdzić, że to test ciążowy. Co najdziwniejsze – pozytywny. Otworzył szeroko oczy i krzyknął:
– Violetta!
Szatynka po kilku sekundach pojawiła się w salonie i spojrzała na niego pytająco.
– Tak?
– Zechcesz wytłumaczyć mi i Caro, co to? – zapytał, pokazując jej test.
– Kim jesteś? – zapytała w chwili, w której Verdas podszedł do drzwi.
Ujrzał przed sobą ostatnią osobę, jakiej się tutaj spodziewał. W Londynie. Pod drzwiami do jego domu.
Diego.
– Co ty tu robisz? – zadał pytanie i po chwili skarcił się w myślach. Stwierdził, że po kilku latach nie rozmawiania z nim, powinien powiedzieć coś innego. Choć z drugiej strony – sam nie wiedział co.
Brunet wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że najwyższa pora poznać bratanice.
Przez chwilę się w siebie wpatrywali, po czym na obu twarzach pojawiły się uśmiechy i złączyli się w męskim uścisku. Zaśmiali się, kiedy dołączyły do nich także Caroline i Violetta z Alison na rękach.
Lepiej późno niż wcale.

~*~

Cóż... koniec? xD Długi ten epilog, ale i tak twierdzę, że jak na razie najlepszy jaki napisałam :D. Jedyne, co mi się w nim nie podoba to końcówka (napisałam happy end dla Was, więc to Wasza wina. Osobiście uważam to zakończenie za sztuczne XDDD) i to, jak wplotłam te wspomnienia, bo pisałam je osobno i potem wszystko łączyłam. Ale nie jest najgorzej ;D. Chyba... xD
No to ten, chciałabym wszystkim podziękować za to, że wytrzymali, choć nie zawsze było łatwo ;D. Każdemu, kto choć raz skomentował albo chociaż wszedł i nabił to jedno wyświetlenie ;*. Do tej pory to jedyne opowiadanie z tych, które skończyłam, z którego jestem w pełni dumna ;D. Bo pomimo tych gorszych rozdziałów, chyba ani razu nie miałam jakiegoś większego problemu z weną, nie chciałam zmieniać opowiadania albo odchodzić. Dla tych, którzy wcześniej mnie nie czytali – tak, u mnie to wielkie osiągnięcie xDDD.
Powiem Wam szczerze, że kiedy skończyłam opowiadanie na CEEA, nie miałam pomysłu na nowe, a nie chciałam znowu odchodzić czy tam robić sobie przerw, bo zaczynałam już dostawać za to hejty, więc wymyśliłam to. Napisałam pierwsze rozdziały z myślą, że jak wpadnę na coś lepszego, to je po prostu usunę i zacznę nową historię xDDD.
Co dalej? Szczerze mówiąc, mogłabym każde wspomnienie z tego epilogu napisać w rozdziałach. Rly, wiem o tym. Dlaczego tego nie zrobię? Ponieważ z czasem mój pomysł zaczął się rozwijać i pojawiły się... cele (?) tego opowiadania. Miała to być Leonetta i wyjawienie ich sekretu rodzicom i Diego. Stało się? Stało. I nie chcę pisać niczego więcej. Zapewniam Was, że większość dobrych książek (nie myślcie o Grey'u, bo trzeci tom jest tak samo niepotrzebny, jak kolejny rozdział tutaj) mogłaby być kontynuowana, ale nie jest. Ja nie chcę psuć tego, co tu stworzyłam i tak drastycznie zmieniać swoich planów.
Tymczasem, jeśli chcecie przeczytać coś innego mojego autorstwa, zapraszam Was na pozostałe dwa blogi [KLIK][KLIK]. Tutaj na tę chwilę już nic się nie pojawi, bo przez ostatnie dni męczyłam się z trzema blogami i jeśli mam Wam streścić powód – pisałam więcej niż kiedykolwiek, a jak przeglądam sobie te blogi to wygląda na to, że nie napisałam prawie nic. 
Ale!
Mam w planach podobne opowiadanie i (jeśli do tej pory cały blogger nie będzie w opowiadaniach pisanych z perspektywy Leona) w przyszłości, po zakończeniu kolejnego opowiadania, mam w planach napisać coś o Leonie. Nie mam jakiegoś dokładnego pomysłu, ale mam jeszcze sporo czasu, więc na tę chwilę mogę Wam powiedzieć, że chciałabym, żeby to opowiadanie było pisane w pierwszej osobie, tylko Leonem i chcę, żeby było jednocześnie śmieszne i poważne XDDD. Nie zrozumiecie, dopóki nie zobaczycie, więc oczekujcie ;p. W międzyczasie możecie przeczytać trwające opowiadania ;D.
To tyle, przepraszam, że tak dużo, ale to jest tak jakby pożegnanie i nie chciałabym się żegnać zwykłym Ten rozdział mi się nie podoba, czekam na Wasze opinie, do następnego, który też mi się nie będzie podobał, które zazwyczaj jest w moich notkach xDDD.
Mam więc nadzieję, że wytrzymaliście, historia się Wam spodobała i czekam na Wasze opinie – te dotyczące epilogu, jak i całego opowiadania :)).

Mam nadzieję, że spotkam Was na pozostałych blogach! ;D

Quinn :**

PS
Epilog pojawił się tak szybko, bo w miarę szybko go napisałam (tylko jakieś siedem godzin hehe), a poza tym poprzedni rozdział był... Był. No i szczerze mówiąc, pomyślałam, że szybciej to skończę, ale teraz mi się jakoś smutno robi xDDDD. Łączmy się w bólu i płaczmy razem. Ja, bo kończę jedyne opowiadanie, które mi w miarę wyszło, a Wy bo to jedyny blog, z którego odchodzę XDDDD.

Rozdział XXVI ~ Pantoflarz



– To było idiotyczne. Zachowałeś się, jak nastolatek! Nie, nie jak nastolatek – jak dziecko! Obiecałeś, że tego nie zrobisz!
Westchnął i spojrzał na nią. Mogła tam stać i gadać, ile tylko by chciała, ale on i tak nie żałował i nie będzie żałować tego, że dał w twarz swojemu bratu. Owszem, mogło się to wydawać gówniarskie – ale było warto. 
– Powiedziałaś, że nie mogę mu przywalić, bo wtedy ktoś mógłby nabrać podejrzeń, że łączy nas coś więcej. Wszyscy już wiedzą, że łączy nas coś więcej. Nie wiem, więc, co stało na przeszkodzie.
– To, że to była rocznica twoich rodziców! A skończyło się tak, że twój ojciec musiał was rozdzielać, zanim w ogóle zdążyliśmy usiąść do stołu! Potem jeden z ich synów odjechał, a drugi siedział i tłumaczył, dlaczego oświadczył się jego byłej dziewczynie. Tak, z pewnością właśnie tak wyobrażali sobie ten dzień!
Westchnął głośno.
– Diego zaraz przejdzie, a mama była bardzo szczęśliwa, że to z tobą chcę wziąć ślub, a nie z jakąś laską z jedynki.
Jego rodzice przyjęli wiadomość o oświadczynach Verdasa lepiej niż się spodziewał. Owszem, na początku nie obyło się bez wykładu o braterskiej miłości, zaufaniu i tak dalej, ale w końcowym efekcie byli zadowoleni. 
Teoretycznie Castillo była ich wymarzoną synową, a brunet to spieprzył. Dlaczego więc jego młodszy brat nie miał skorzystać, zapewniając sobie przyszłość u boku osoby, którą kocha, a rodzicom kobietę, która nie urodzi im brzydkich wnuków?
Nie miał więc pojęcia, dlaczego Violetta skupiła się tylko na tym jednym, mało ważnym wydarzeniu z dzisiejszego poranka.
Przez następną minutę chodziła w kółko po salonie, a szatyn obserwował ją z kanapy, domyślając się, że nie wie, co powiedzieć. W końcu stanęła i pokazała na niego palcem.
– Stanik!
Zmarszczył brwi.
– Co? – zapytał, ale po chwili domyślił się, o co jej chodzi. – No nie, teraz będziesz mi to wypominać do końca życia?!
– Nie moja wina, że sypiasz z napompowanymi dziwkami!
– Tak się składa, że akurat teraz sypiam z tobą!
W tej samej chwili, w której zobaczył jej minę, pożałował swoich słów. Nigdy nie sugerować swojej narzeczonej, że jest dziwką, zakodował sobie w głowie.
W innej sytuacji mógłby powiedzieć, że jest początkujący w kwestii związków i nie zawsze wie, co robić, w jakiej sytuacji. Ale nie teraz. Teraz miał wrażenie, że jeśli się odezwie, ona go rozszarpie. I już nigdy nie podszkoli się w kwestii związków. 
Wstał więc szybko i zakrył dłonią jej usta, zanim zdążyła na niego nawrzeszczeć. Drugą ręką objął ją i wyszeptał jej do ucha:
– Kocham cię.
Chciała odpowiedzieć, ale ponieważ jej usta były chwilowo zakryte, z jej wypowiedzi nic nie zrozumiał. Nie trudno jednak było się domyślić, że była wkurzona i jej odpowiedź nie była równie miła. Wolał więc póki co nie zabierać dłoni. Zamiast tego głaskał jej plecy i całował po szyi, podczas gdy ta próbowała zabić go samym spojrzeniem. W pewnej chwili naprawdę zaczął się obawiać, że to możliwe.
Zapamiętać: związki są trudne.

Kiedy wszedł do pokoju, stała do niego odwrócona tyłem. Uśmiechnął się i położył dłonie na jej biodrach, po czym pocałował ją w kark. Odwróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Jesteśmy w pomieszczeniu socjalnym – przypomniała mu. – Ktoś może tu wejść w każdej chwili.
– I tak wszyscy już wiedzą, że jesteś moją narzeczoną.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją namiętnie. Pocałunek trwałby dłużej, gdyby nie to, że szatynka – zamiast po prostu się oderwać – postanowiła się nad nim poznęcać i przez chwilę ssała jego dolną wargę.
Po wczorajszej bójce, Verdas nie wyszedł zupełnie bez szwanku. Skończył z rozciętą dolną wargą i w tej chwili utwierdzał się w przekonaniu, że wolałby zostać kopnięty w jaja.
W końcu poddał się i oderwał, po czym syknął z bólu i przyłożył palec do bolącego miejsca. Kobieta uśmiechnęła się, po czym cmoknęła go szybko i spojrzała na niego.
– Jak to wszyscy?
Przewrócił oczami.
– Większa część firmy.
Wiedział, że po wejściu z szatynką do budynku, trzymając ją za rękę i po tym, jak recepcjonistka „dokładnie” przyjrzała się jej pierścionkowi, wszyscy gadali tylko o tym.
Prawda była taka, że w każdej firmie roiło się od plotek. Poprawka: w każdej firmie, w której znajdowały się jakiekolwiek kobiety. Nie widział powodu, dlaczego niby w tej miałoby być inaczej. Castillo pracowała już w takich miejscach, więc tym bardziej nie powinno ją to dziwić. Co więcej – był pewien, że gdyby zamieniła się miejscami z jakąś inną pracownicą, również skupiałaby się tylko na tym.
Ostatniego dnia jednak dostał porządną lekcję – nigdy nie mów kobiecie tego, co masz na myśli. Wmawiają, że zależy im na szczerości, ale i tak oczekują, że gdy po roku zajadania się pączkami i poruszaniem się tylko po to, żeby zjeść ich więcej, zapytają czy są grube, odpowiedź mężczyzny będzie brzmiała: Jesteś chudsza niż kiedykolwiek. Żadna inna. Nawet: Im więcej ciała do kochania, tym lepiej, bo to wkurzy je jeszcze bardziej niż prawda. Tym bardziej, kiedy zbliża im się okres. Z PSM lepiej nie pogrywać – najlepszą opcją jest robienie tego, co każą i zostawienie komentarzy dla siebie.
Skąd to wiedział?
Stąd, że zanim Violetta pozwoliła mu spać z nią w sypialni, zmusiła go do wysłuchania wykładu na temat kobiecych uczuć, hormonów i innych rzeczy, przez które faceci wolą się nie wiązać. Po wszystkim stwierdził, że dobrze, iż szatynka nie przeprowadza takich rozmów zawodowo, bo z pewnością zapobiegłaby bardzo dużej ilości rozwodów. Dlaczego to problem? Rozwody nie byłyby potrzebne, bo żaden facet po konwersacji z nią nie chciałby się wiązać z żadną kobietą.
Zostawił jednak tę uwagę dla siebie.
Tak, tak właśnie Leon Verdas stawał się pieprzonym pantoflarzem. 
– Ale nie martw się, do piętnastej mniejsza część też się dowie – dodał.
Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, ale zignorował to i ponownie schylił się, żeby ją pocałować. Tym razem się nie sprzeciwiła i oddała pocałunek.
Po chwili wplotła palce w jego włosy, a on błądził ręką po tej części uda, którą odsłaniała spódniczka. Już miał ją unieść i posadzić na blacie, kiedy przerwało im chrząknięcie kogoś, kto właśnie wszedł do pomieszczenia.
Po oderwaniu się, z niezadowoleniem stwierdził, że to jego brat. Really?, zapytał w myślach. Pośród tylu pracowników firmy? Nie mógł się jednak nie uśmiechnąć na widok jego lima.
– Łazienka jest za ścianą – oznajmił, podchodząc do ekspresu.
– Ha ha, tak nieśmieszne, że aż śmieszne – skomentował szatyn. Owszem, był wredny. A kto mógł mu teraz zabronić?
Sekundę później Castillo postanowiła pokazać mu, kto. Żałował tylko, że wybrała wyjątkowo bolesny sposób – kopnięcie w piszczel. Syknął, po czym westchnął głośno i przewrócił oczami.
– Możemy porozmawiać? – spytał przez zaciśnięte zęby, demonstrując w ten sposób swoje niezadowolenie.
Pantoflarz, od razu pojawiło się w jego głowie. Tak, Verdas, tak właśnie będzie wyglądała reszta twojego życia. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Violetta wynagradza ci to wszystko niesamowitym seksem. 
Brunet zignorował go jednak i opuścił pokój ze swoją kawą. Kawą, która odebrała młodszemu bratu szansę na stosunek w pomieszczeniu socjalnym. Zaczynał się poważnie zastanawiać nad zrezygnowaniem z tego napoju.
– Porozmawiaj z nim – poprosiła go, kładąc mu dłonie na torsie.
Wzruszył ramionami.
– Nie chce.
On też nie chciał. Jedyna rozmowa na jaką miała ochotę to taka, przy której mógłby bez skrępowania użyć pięści. A taka, po wczorajszej pogawędce z Violettą, nie wchodziła w grę. 
Tak, zrobiła mu również wykład na temat przemocy fizycznej. I zachowywaniu się jak dziecko. A po jej spojrzeniu, rozpoznał, że w domu czeka go powtórka z tego ostatniego.
– Słuchaj, on nie chce, ja nie chcę – nie rozwiążemy więc żadnego problemu. Do tego potrzebne są chęci.
Uniosła brwi.
Pantoflarz, powtórzył po raz kolejny.

– Nie mówiłem proszę – oznajmił Diego, kiedy jego młodszy brat wszedł do jego gabinetu.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
– Skąd wiedziałeś, że to ja?
– Leon, te drzwi są szklane.
Odwrócił się i uznał, że nie ma o co się wykłócać – mężczyzna miał stuprocentową rację. A to właśnie tego najbardziej w nim nienawidził.
– Chcę porozmawiać – powiedział stanowczo. Kiedy jednak brunet uniósł brwi, poprawił się: – Dobra, Violetta chce. Jedyne, czego ja pragnę to to, żeby zrobić ci podobne limo pod drugim okiem i przekonać się, czym będzie się różniło.
Zignorował jego słowa i wrócił do pracy. Szatyn przewrócił oczami i już myślał nad tym, czego będzie oczekiwał od Castillo za tą rozmowę. I tak wiedział, że nic nie wskóra. Pokłócili się zaledwie poprzedniego dnia.
Jak poprzednim razem, Verdas przespał się z byłą dziewczyną starszego brata, minęły dwa tygodnie, aż w końcu Diego zaczął się do niego odzywać. Tak, tak było od zawsze. Leon dokuczał i niszczył mu życie, a brunet się obrażał, jakby to było nie wiadomo co. Życie.
– Słuchaj, ja i Violetta byliśmy…
– Tak, wiem. Razem dwa lata temu – przerwał mu. – Matka dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem.
Zapamiętał, żeby podziękować swojej rodzicielce. Na sama myśl o tym, że znowu miałby wyjaśniać, dlaczego to ma prawo być z szatynką, chciało mu się spać. Nie pomagał fakt, że był już po godzinach pracy, a on już dawno powinien siedzieć w samochodzie i jechać do domu.
– Więc wiesz, że ją kocham i…
– I przypomniało ci się o tym akurat teraz. – Oderwał wzrok od komputera. – Jakoś zapomniałeś wspomnieć o tym, jak ci ją przedstawiłem. Oboje ani słowem o tym nie wspomnieliście. Zamiast tego w spokoju obserwowaliście, jak zaczyna mi na niej zależeć, a teraz myślicie, że to wszystko usprawiedliwia?
Nie odpowiedział. Wiedział, że jego brat przygotował się na tę rozmowę. Gdyby przyszedł do niego po dwóch tygodniach, zapomniałby o tym, co chciał powiedzieć i nie miałby argumentów, żeby im nie wybaczać.
Kolejna ważna lekcja: Kobiety nigdy nie maja racji. Ale oczywiście, gdy się im o tym powie… Witaj, kanapo. Jestem Leon. Dzisiaj to moim plecom sprawisz ból. Cieszysz się? Bo ja nie. Ale jestem pieprzonym pantoflarzem, a to są tego konsekwencje.
Westchnął głośno i wyszedł z gabinetu. Pod drzwiami spotkał szatynkę. Na jego widok wstała z białej kanapy i spojrzała na niego wyczekująco.
– I?
Objął ją ramieniem i skierowali się w stronę windy.
– Pójdę do niego za dwa tygodnie.
– Ale…
– Kocham cię.

~*~

Ten rozdział nie jest jakiś wybitny i w sumie niewiele wprowadza do opowiadania, ale właściwie to taki właśnie miał być. Napisałam go praktycznie tylko po to, żeby ostatni rozdział opowiadania nie miał takiej końcówki jak 25. i parę osób już od jakiegoś czasu, upomina się o bójkę. Proszę XDD.
Tak serio, to nie umiem pisać ani zerwań, ani scen łóżkowych, ani bójek. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić, ale nie chciałam tego ćwiczyć akurat teraz, bo to w końcu ostatni rozdział, a uwierzcie, bez bójki w moim wykonaniu, jest sto razy lepszy ;p.
Ta, mam ochotę się rozpisać, ale to wszystko pod epilogiem (spodziewajcie się naprawdę długiej notki), więc tutaj lepiej nie będę pisać za wiele, żeby potem się nie powtarzać.
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał (ogarnijcie, że pisałam go jakieś 1,5h ;O. A wydaje mi się, że nie jest najgorszy, więc naprawdę jestem z siebie dumna) i czekam na Wasze opinie :).

Do epilogu ;>

Quinn :**

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział XXV ~ "Poznajcie moją narzeczoną"



Otworzyła lekko oczy i poczuła na swoim karku czyjeś usta. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, do kogo one należą. Spojrzała jeszcze raz na pierścionek widniejący na jej palcu serdecznym i odwróciła się w stronę szatyna.
Bez słowa uśmiechnął się i musnął jej wargi swoimi. Przekręciła się na plecy, żeby było jej wygodniej, a dłoń położyła na policzku Verdasu.
Po oderwaniu się przez chwilę mu się przyglądała, po czym oznajmiła cicho:
– Wczoraj nie było okazji do rozmowy, ale chcę, żebyś wiedział, że kocham cię za to, że przyjechałeś.
Skomentował jej wypowiedź lekkim uśmiechem i ponownie złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
Teraz miało być tak już codziennie. Mieli razem mieszkać, budzić się obok siebie i spędzać wspólnie wieczory. W chwili, w której usłyszała jego słowa, wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Wybrał chyba najlepszy sposób na pokazanie jej, że ją kocha i że będzie o nią walczył.
Mimo, że właśnie tego oczekiwała dwa lata temu, w ciągu ostatnich dni nie przyszło jej do głowy, że wciąż na to czekała. Najwyraźniej Leon znał ją lepiej niż ona – i to właśnie to wywoływało u niej jeszcze więcej szczęścia.
Leżała teraz z Leonem Verdasem, nie martwiąc się niczym, co dzieje się wokół. Na jej palcu widniał pierścionek oznaczający, że wkrótce się pobiorą, a w głowie miała obraz idealnego życia z nim. Życia, które w tej chwili było jak najbardziej możliwe.
Po chwili szatyn pogłębił pocałunek – wiedziała, że to oznacza powtórkę z wczoraj i wprost nie mogła się tego doczekać. 
Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
– Śniadanie za pół godziny – usłyszała głos swojej cioci. – Zostawcie sobie lizanki na później.
Dopiero kiedy słychać było, że odeszła, oderwali się od siebie, po czym zaśmiali się jak najciszej.
– Nie znam jej, ale wydaje się bardzo ciekawą kobietą – oznajmił Leon, przewracając się na plecy.
– Dlaczego?
– Cóż… Powodów jest wiele, ale myślę, że najbardziej znaczącym jest to, że jeździ podobnym samochodem do tego, którym moja babcia pojechała na studniówkę i najwyraźniej uwielbia zasypywać swój dom kiczowatymi ozdobami.
Zaśmiała się, po czym podniosła się do pozycji siedzącej.
– Jest podobna do mojej mamy – powiedziała, uśmiechając się lekko. – Uwielbia starą, dobrą klasykę i kocha chomikować „znaczące” coś dla niej przedmioty.

– Wiecie, kiedy usłyszałam hałas, myślałam, że ktoś się włamał – mówiła Monica, siadając przy kuchennym stole. – Byłam naprawdę przerażona, bo – nie oszukujmy się – mieszkam na takim zadupiu, że jacyś ludzie są dwa kilometry stąd, a ani ja, ani Violetta nigdy nie potrafiłyśmy się bić. Wyszłam więc z łazienki w samym szlafroku i suszarką, która miała służyć mi za broń. I wiecie co na dole zastałam? Po pierwsze: otwarte drzwi, przez które na dole było cholernie zimno – wspominałam, że miałam na sobie tylko szlafrok? – i czerwone pudełeczko na podłodze. Puste. I wtedy wszystko stało się jasne – chłopak Violi przyszedł i się jej oświadczył, a ona była pełna wątpliwości, więc postanowiła pokazać mu swoją sypialnię i w międzyczasie się zastanowić. – Pochyliła się w stronę szatynki. – Swoją drogą, gdybym wiedziała, że TAK wygląda i jeździ TAKIM samochodem, nie pozwoliłabym ci wyjechać dwa lata temu.
Castillo wiedziała, że jej ciotka żartowała. Była ostatnią osobą, której zależałoby na wyglądzie czy kasie. Dostrzegła jednak, że naprawdę polubiła Verdasa, co napawało ją szczęściem. Było to tak, jakby dostała błogosławieństwo od swoich rodziców. Przez ostatnie lata wciąż zastanawiała się, czy byliby dumni, a gdy widzi taką Monicę, wie że owszem. 
Kobieta wstała od stołu i zajęła się sprzątaniem blatu kuchennego, a szatynka skupiła swoją uwagę na kubku gorącej kawy.
– Wiecie, że cieszę się waszym szczęściem i tak dalej, ale chciałabym tylko wiedzieć czy zamieszkacie na innym kontynencie, czy może przestaniecie się ukrywać.
– Jutro pojedziemy na rocznicowe śniadanie moich rodziców i tam przedstawię im moją narzeczoną. Dzisiaj natomiast Violetta się do mnie wprowadzi, co oznacza, że niestety muszę ci ją zabrać jeszcze dzisiaj. Właściwie to zaraz.
Castillo zaczęła się krztusić kawą po usłyszeniu jego słów, ale jedyną oznaką zainteresowania nią, było to, że zaczął lekko klepać ją po plecach.
– Żartujesz? Gdyby nie ty, zapewne w ogóle by tu nie przyjechała. Dostałam swoje parę dni dzięki tobie, więc teraz możesz sobie ją zabrać i robić z nią, co tylko chcesz – skomentowała Monica. – Proszę tylko, nie przetrzymuj jej w piwnicy, bo zrobisz jej traumę.
Zaśmiał się, jak gdyby nigdy nic. Jakby wcale przed chwilą nie oznajmił, że zamierza przedstawić ją jego rodzicom. Po trzech latach. Tak po prostu.
– Nie! – krzyknęła, zwracając na siebie ich uwagę. – Nie możesz tak po prostu tego zrobić! Czemu nikt nie zapytał mnie o zdanie? Wiesz, właściwie to nie zgodziłam się za ciebie wyjść. A wiesz dlaczego? Bo nawet nie zapytałeś! Nie możesz sobie przychodzić i kazać mi być z tobą i poznawać twoich rodziców.
Kiedy skończyła swoją wypowiedź, ujrzała zdziwione twarze ciotki i Leona. Owszem, cały czas właśnie tego oczekiwała od Verdasa, ale nie zmienia to tego, że nawet nie zapytał jej o zdanie. Jej poglądy mogły się zmienić w ciągu tych kilku dni.
Złapał ją za rękę.
– Kochanie, czy wyjdziesz za mnie, wprowadzisz się do mnie i zechcesz zobaczyć się z moimi rodzicami? – zapytał, całując jej dłoń.
Spojrzała na niego i po chwili kiwnęła lekko głową.
Tak, teraz nie miała się czego czepiać. Oznaczało to, że będzie musiała ponownie zobaczyć jego rodziców. Nie chciała mówić o tym Leonowi, ale cholernie zaczęła się tego bać.

– Ile można mieć ciuchów? – spytał, wnosząc do sypialni kolejne pudło.
– Wiesz, na twoim miejscu bym tak nie narzekała – oznajmiła, pokazując mu stanik kobiety z o wiele większymi piersiami niż jej, który znalazła na dnie jego szafy. – Był cały okurzony i leżał pod stertą różnych ubrań, których z pewnością nie nosiłeś przez długi czas. Uznam więc, że kiedy od ciebie odeszłam próbowałeś zastąpić mnie kobietami, które miały inne atuty, ale poniosłeś sromotną klęskę, bo mnie NIE DA SIĘ zastąpić. Bo kochasz mnie najbardziej na świecie i jeśli, kiedyś umrę, popełnisz samobójstwo, bo dotrze do ciebie, że nigdy nikogo nie będziesz tak kochał.
Podeszła do okna, które otworzyła, i pozbyła się biustonosza. 
– Tak było, kochanie – zgodził się z nią i spróbował ją do siebie przyciągnąć.
– E! – Wróciła do porządków w szafie. – Nie zmienia to faktu, że to, co zobaczyłam będzie trudno wymazać z pamięci i jestem na ciebie zła, bo powinieneś pozbyć się takich rzeczy.
Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, kiedy podszedł do niej, objął ją od tyłu i oparł podbródek o jej ramię. 
– Pocieszę cię, jeśli powiem, że zanim się z tobą przespałem, byłem prawiczkiem?
Chciała to powstrzymać, ale zabrakło jej umiejętności. Wybuchła więc śmiechem.
– Chyba emocjonalnym.
Pocałował ją w miejsce nad obojczykiem.
Odwróciła się do niego i spojrzała na niego poważnie.
– Może nie idźmy do twoich rodziców.
Zmarszczył brwi wyraźnie zszokowany jej słowami.
– To jest ich rocznica, nie chcę im psuć tego dnia. Poza tym… boję się, że stanę się przyczyną jakiegoś konfliktu. Nie mam rodziców i wiem, że bez nich bywa naprawdę trudno, a znienawidziłabym się, gdybyś także musiał tego doświadczać.
Objął jej twarz.
– Moi rodzice oczekują, że przyprowadzę im do domu narzeczoną, odkąd poszedłem do podstawówki. Teraz spełnię ich marzenia. Zapewniam cię, że jeśli dowiedzą się o tym, kiedy się poznaliśmy, nie będą wywoływać żadnych konfliktów. A nawet jeśli – wzruszył ramionami – mamy siebie, nie?
Kiwnęła lekko głową, a on pochylił się i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.

W samochodzie czuła wewnętrzną potrzebę zdrapania lakieru z paznokci. Niestety – po wczorajszym wieczorze nie zostało na nich nawet resztki. Chciała krzyknąć na Leona, żeby jechał wolniej, ale ten po ostatniej „prośbie”, jechał czterdzieści na  godzinę – bardziej nie zwolni. 
Niebezpiecznie szybko zbliżali się do domu państwa Verdas, a ona z każdą minutą jazdy, miała coraz większą ochotę, wybiec z jadącego auta i uciec z powrotem do Londynu. Tylko tym razem może z Leonem. Tak, to byłby dobry pomysł.
– Leon…
– Nie wrócę do domu! – przerwał jej, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej. Wzdrygnęła się. W tej chwili dotarło do niej, że nie odzywał się, bo w rzeczywistości denerwował się tak samo mocno, jak ona. Po prostu lepiej to ukrywał. – Przepraszam – powiedział spokojniej i złapał jej rękę, po czym pogładził ją kciukiem.
Po kilku minutach jazdy, wjechał na podjazd przed domem jego rodziców. Ujrzała samochód Diego, co oznaczało, że będzie świadkiem. Cholera, pomyślała. Nie mógłby wyjechać na parę lat do Europy i wrócić, jak już będzie miał żonę i dzieci?
Verdas wyszedł z samochodu, po czym go obszedł i otworzył drzwi od strony szatynki.
Złapał ją za rękę i zaprowadził do drzwi wejściowych. Nie umknęło jej, że trzyma jej dłoń o wiele za mocno, ale nic nie mówiła. Ona okazywała swoje zdenerwowanie, gadając jak popieprzona, a on w ten sposób.
Nie zapukał do drzwi. Po prostu wszedł i skierował się do ogrodu. Znajdował się tam już nakryty stół, przy którym siedzieli jego rodzice i brat. Kiedy tylko się pojawili, wzrok wszystkich skierował się w ich stronę.
Mama Leona uśmiechnęła się i wstała.
– Violu, Diego mówił, że nie przyjdziesz. – Zmarszczyła brwi, ale po chwili na jej twarzy pojawił się z powrotem uśmiech. – Cieszę się, że jednak dotarłaś.
I nagle jej wzrok powędrował na ich złączone ręce. Otworzyła oczy i spojrzała na nich kompletnie oszołomiona. 
– Mamo, tato, Diego – zaczął szatyn. – Poznajcie moją narzeczoną.

~*~

Nicol pojawia się dosłownie kilka godzin przed rozpoczęciem szkoły nanananaa. Chciałam dodać ten rozdział jeszcze przed, bo możliwe, że wrócę z depresją albo w ogóle XD. 
No i tak – przez ten pośpiech, nie zrobiłam korekty, ale obiecuję, że jutro wszystko poprawię :*. Btw. nie czytałam tego rozdziału – to pewnie jest przyczyną dalszej głupiej części tego zdania – ale wydaje mi się okej.
Wiem – nie ma wspomnienia. Ale prawda jest taka, że nie mam jakiegoś superpomysłu, a jak mam to zrobić na odwal się to wolę dać sobie z tym spokój, więc nie będą się już pojawiały wspomnienia. Obiecuję jednak, że wynagrodzę Wam to w epilogu! ;>
Skoro już o tym mowa – wczoraj naprawdę dużo o nim myślałam i jeśli wszystko dobrze pójdzie, wyjdzie mi naprawdę super. Mogę Wam zdradzić, że będzie duży przeskok w czasie, ale wszystko wyjaśnię we wspomnieniach, których będzie kilka. Muszę jeszcze trochę dopracować pomysł i niedługo się za niego wezmę, żeby wyszedł jak najlepiej. 
Mogłabym tak jeszcze o nim gadać, ale wszystko zobaczycie sami, no i inne ważne informacje znajdą się pod nim ;).
To tyle ;p
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :D.

Do następnego ;*

Quinn ;P

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XXIV ~ "Tęsknię za tobą"



– Dwa dni, Fran – powiedział, chodząc w kółko po pokoju. – Dwa pieprzone dni i zero znaku życia. Co ona sobie, do cholery, myśli?!
Usiadł na kanapie i oparł łokcie na kolanach.
– Nie mogę nic zrobić. Czuję się bezradny. Po co poszedłem wtedy do tego klubu i dlaczego ją zaczepiłem? Pomyślałem sobie: fajna laska. Tak! Taka fajna, że przez nią wariuję. Cholera, Fran!
Poczuł na swoich ramionach jej ręce. Włoszka pochyliła się i wyszeptała mu do ucha:
– To się nazywa związek, Leon.
Westchnął głośno. Teraz, kiedy w końcu przyznał sam przed sobą, że chce spędzić przyszłość z Violettą, rozłąka wydaje się jeszcze gorsza. W tej chwili nie mógł sobie wyobrazić, co by zrobił gdyby wyjechała znowu na dwa lata.
Pragnął do niej zadzwonić, ale nie mógł – obiecał jej, że będzie cierpliwie czekał. Gdyby mógł cofnąć czas, nie robiłby tego. Castillo jechała w nocy, całkiem sama, na kompletne zadupie, gdzie nikt nie usłyszałby jej krzyku. 
Na samą myśl o tym, że coś mogłoby się jej stać, zaciskał pięści. Żałował, że jej tam nie zawiózł. Wiedział, że pewnie by się nie zgodziła, ale w takiej sytuacji powinien awanturować się, aż w końcu postawiłby na swoim.
– Na filmach dziewczyna nie wyjeżdża, chcąc sobie przemyśleć, czy jest sens bycia z mężczyzną, akurat wtedy, kiedy wszystko zaczynało się układać.
Usłyszał westchnięcie Francesci.
– Nie masz może jakiejś melisy? – zapytała, po czym poszła do kuchni i zaczęła przeszukiwać szafki. – Policz do dziesięciu i powiedz w końcu, dlaczego wyjechała.
– Powiedziała, że musi się zastanowić czy na pewno tego chce – oznajmił. – Kocha mnie, ale nie wie, czy da radę wciąż się ukrywać. W końcu pewnie minie sporo czasu, zanim będziemy mogli o nas powiedzieć Diego albo moim rodzicom. Nie chciała powiedzieć, gdzie jedzie i zabroniła do siebie dzwonić. Obiecała, że jak podejmie decyzję, sama się ze mną skontaktuje. Ale milczy.
Brunetka, słuchając uważnie, wróciła i zajęła miejsce koło niego. Spojrzał na nią.
– Boję się, że będzie wolała znaleźć sobie kogoś innego niż czekać, aż będzie mogła być ze mną – powiedział. Nie lubił rozmawiać o swoich uczuciach – nawet z Francescą – więc to wyznanie sporo go kosztowało. Był zły na Violettę za to, co z nim robi. – Mam ochotę rzucić wszystko i do niej jechać.
Gdyby tylko mu nie zakazała, już byłby w drodze. Mogłaby wywalić do za drzwi, ale on wróciłby z myślą, że było warto. Bo upewnił się, że nic jej nie jest i zobaczył ją. Nawet jeśli byłoby to tylko kilka sekund.
– To to zrób – odpowiedziała.
Podniósł głowę i ze zdziwieniem odkrył, że jego przyjaciółka mówi na poważnie.
– Zwariowałaś? Zabroniła mi. Tak na pewno pomógłbym jej podjąć decyzję – oznajmił. Gdyby olał jej prośbę, nie miałby już po co na nią czekać.
– Nie. Widzisz? To robisz cały czas – powiedziała, wstając z kanapy. Zaczęła okrążać pokój, tak jak robił to wcześniej Verdas. – Dajesz jej wolną rękę. Pokazujesz, że wcale ci aż tak nie zależy. To właśnie dlatego wyjechała dwa lata temu! Bo nic nie robiłeś, a teraz powtarzasz swoje błędy. Siedzisz tu i czekasz, aż podejmie decyzję w ogóle jej w tym nie pomagając. Wiesz, co przez to robisz? – spytała i, zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowała: – Dajesz jej do zrozumienia, że powinna cię zostawić i znaleźć sobie kogoś innego. To właśnie tego oczekujemy! Faceta, który nie da nam czasu na przemyślenia, tylko pokaże, że go nie potrzebujemy; że decyzja jest prosta!
– To co mam według ciebie, do cholery, zrobić?! – podniósł  głos. Denerwowało go to, że Fran robiła mu wykłady, zanim łaskawie powiedzieć, czego od niego oczekuje.
– Żebyś rzucił wszystko i do niej pojechał! Powiedział, że ją kochasz i walczył o nią! A potem masz ją tu przywieźć i powiedzieć o was rodzicom; pokazać, że czeka ją z tobą przyszłość! Leon, błagam cię, nie spieprz tego znowu. Za drugim razem wymówka: Byłem młody i głupi, nie zadziała.
Wstał i skierował się do drzwi.
– Gdzie idziesz?
– Do Violetty – rzucił i opuścił mieszkanie.

Zaraz po wejściu do firmy, skierował się w stronę gabinetu swojego ojca. Zatrzymał się przy biurku Jocelyn i uklęknął przed jej krzesłem, żeby ich oczy były na tej samej wysokości.
– Gdzie pojechała Violetta?
Nie miał wątpliwości, co do tego, że Joss to wiedziała. Kiedyś mówiły sobie wszystko, a teraz – kiedy się pogodziły – pewnie wróciły do tego zwyczaju.
Westchnęła głośno.
– Nie, Leon.
Nie spodziewał się, że to będzie łatwe, ale marzył o tym, żeby wsiąść już do samochodu i jechać po Castillo. Wkurzało go, że ta, jeszcze przed wyjazdem, postanowiła mu to utrudnić.
– Obiecuję ci, że nie będziesz tego żałować.
– Pojechała do ciotki – oznajmiła. – Nic jej nie jest, rano z nią rozmawiałam.
Zmarszczył brwi.
– Ciotki?
Szatynka nigdy nie wspominała o żadnej rodzinie. Wiedział tylko, że siostra i rodzice nie żyją. Myślał, że nikogo poza nimi nie miała. 
– Przyjaciółka jej mamy – wyjaśniła.
– Adres.
Widział na jej twarzy wahanie. Spostrzegł, że jednocześnie chce mu go dać i pozostać wierną szatynce. 
Nagle ze swojego gabinetu wyszedł jego ojciec. Na widok swojego syna, stanął gwałtownie i podniósł brwi. Leon dzisiaj nie mógł się na niczym skupić, więc Verdas kazał mu jechać do domu i wrócić jutro, kiedy już będzie mniej rozkojarzony. 
– Nie przyjdę jutro do pracy – oznajmił szatyn, zanim jeszcze mężczyzna zdążył się odezwać.
– Mam nadzieję, że w niedzielę pojawisz się na śniadaniu.
W tę niedzielę wypadała rocznica ślubu jego rodziców. Małżeństwo zawsze chce spędzić ten dzień ze swoimi synami, więc spotykają się na wspólnym śniadaniu w ich posiadłości i jedzą w rodzinnej atmosferze. Ich matka zawsze ma nadzieję, że w przyszłym roku chociaż jeden z nich przyjdzie z żoną, ale póki co, jeszcze się tego nie doczekała.
– Będę – zapewnił go i po chwili zastanowienia dodał: – Przyjdę z dziewczyną.
Verdas w odpowiedzi, obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.
– Jaką dziewczyną?
– Tą, którą miałem wam przedstawić dwa lata temu – rzucił i wrócił wzrokiem do Joss. – To jak z tym adresem?


* * *


Po kilku minutach wpatrywania się w numer szatyna postanowiła w końcu zadzwonić. Najwyżej odprawi ją, mówiąc że ma się z nim skontaktować, jak już podejmie decyzję. Co jej szkodziło?
Siedziała tu już od dwóch dni i nie myślała o niczym innym. Na samą myśl o tym, że przez kolejne miesiące miałaby się ukrywać i wrócić do takiego związku, w jakim byli dwa lata temu, chciało się jej płakać. Ale z drugiej strony, wizja życia bez Leona była równie straszna. 
Wciąż zadawała sobie pytanie, dlaczego tak to wszystko spieprzyli? Czemu nie mogli być jak reszta tych normalnych par i po prostu być ze sobą? Kochać się i czasem się sprzeczać, ale godzić się tak, by sobie to wszystko wynagrodzić i po wszystkim pomyśleć, że było warto.
Westchnęła głośno, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła komórkę do ucha. Już po dwóch sygnałach, usłyszała jego głos.
– Halo? Violetta, wszystko okej?
Przymknęła oczy i milczała przez dłuższą chwilę. Nie wiedziała, co mu powiedzieć. Wcześniej wydawało jej się to dużo łatwiejsze, a teraz czuła, że jest coraz dalej od podjęcia decyzji. 
– Violu?
– T-t-tak – odpowiedziała szybko. – J-ja tylko chciałam cię usłyszeć. Tęsknię za tobą.
– Ja za tobą też – zapewnił ją. – Niedługo się zobaczymy.
Nagle usłyszała dźwięk klaksonu.
– Leon, jedziesz teraz samochodem?
Wiedziała, że stanowczo za szybka jazda samochodem Verdasa i rozmowa przez telefon to złe połączenie. Już dwa lata temu mówiła mu, żeby albo przestał jeździć tak szybko, albo kupił specjalną słuchawkę – najwidoczniej do tej pory nie zdążył zastosować jej rady.
– Nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię do ciebie później, dobrze?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, rozłączył się. Przez chwilę trzymała jeszcze telefon przy uchu, jakby miało to sprawić, że usłyszy jego głos ponownie, po czym w końcu go odłożyła i westchnęła głośno.
– Mogłam go zabrać ze sobą – powiedziała sama do siebie, choć dobrze wiedziała, że jego obecność ani trochę by jej nie pomogła.

– Długo będziesz jeszcze tak siedziała? – wyrwał ją z przemyśleń głos Monici. – Myślałam, że przyjechałaś tu odpocząć.
– Przyjechałam tu wszystko przemyśleć – poprawiła ją od razu. – I teraz właśnie to robię.
Monica usiadła przed nią przy kuchennym stole i westchnęła głośno.
– Pomogłabym ci, ale, jak pewnie wiesz, nie jestem specjalistką w kwestii związków.
Przyjaciółka jej mamy była zawsze bardzo miłą i pomocną kobietą. Jej jedyną wadą była słabość do nieodpowiednich mężczyzn. Zawsze coś ciągnęło ją do bad boy'ów i nieraz się na tym sparzyła. Jej ostatni chłopak wiele razy podniósł na nią rękę i kiedy w końcu – z pomocą rodziców szatynki – się od niego uwolniła, postanowiła, że od teraz będzie żyła sama.
I trwała w tym postanowieniu – już nigdy nikogo sobie nie znalazła; każde święta spędzała z rodziną Castillo i skupiła się na pracy oraz przyjaciołach.
– Dwa lata temu myślałam, że skoro dostałaś nauczkę, to znajdziesz sobie normalnego chłopaka. Tymczasem spotykałaś się z jeszcze gorszym bratem twojego byłego, a w końcu znowu z nim.
– Kocham go – powiedziała, jakby to wszystko usprawiedliwiało.
Kobieta wyciągnęła rękę przez stół i złapała ją za dłoń.
– Wiem, kochanie – oznajmiła. – Ale czasem to nie wystarcza. Związek nie polega na samej miłość. 
Monica wstała.
– Nie siedź za długo. – Pocałowała ją w policzek i skierowała się w stronę schodów.
Westchnęła głośno i po chwili usłyszała dźwięk prysznica na górze.
Ziewnęła i już szła w stronę swojego pokoju, kiedy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Z zaskoczeniem spojrzała na zegarek na kuchence i zauważyła, że jest już po dwudziestej czwartej. Uniosła brwi i podeszła do drzwi. 
Po otworzeniu ich zdumiona stwierdziła, że stoi przed nią Leon Verdas. Miał na sobie luźne ciuchy – nie takie, które nosi w pracy, a jego włosy były poczochrane. Jej uwagę jednak przykuło to, co trzymał w dłoni – otwarte czerwone pudełeczko z pierścionkiem w środku.
– Wyjdź za mnie.

~*~

Eeee, przepraszam? XDD
Nie no, znowu rozdział mi się nie podoba ;---; Spieprzyłam ostatni frag dość ważny i wgl ;//.
Ogólnie jest to pierwszy rozdział w historii tego bloga pisany z dwóch perspektyw i bez wspomnienia XD. Czemu? Miałam to rozwinąć i chciałam zrobić z tego dwa rozdziały (jeśli pytacie: jak?, to wiedzcie, że sama zadaję sobie to pytanie ;D), ale stwierdziłam, że zanudzilibyście się, a ja bym się namęczyła bez powodu. Jeśli chodzi o wspomnienie to (a) kończą mi się pomysły, (b) rozdział byłby za długi.
W każdym razie mam nadzieję, że mimo wszystko nie wyszło to takie okropne, jak mi się zdaje i czekam na Wasze opinie ;)

Do następnego ;>

Quinn ;*

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział XXIII ~ "Co się dzieje?"



– Pomyślałem, że po pracy moglibyśmy pójść na jakąś kolację albo do kina – zaproponował.
Castillo podniosła głowę i przygryzła wargę, po czym rozejrzała się po jego gabinecie. Wiedział, że właśnie szuka wymówki. Przez ostatni tydzień zdążył nauczyć się rozpoznawać ten typ zachowania. 
– Ja… Nie dzisiaj. Muszę coś załatwić – odpowiedziała w końcu.
Westchnął głośno.
Po powrocie z delegacji, wszystko było dobrze – przez tydzień. Później Castillo zaczęła unikać spotkań poza pracą i dziwnie się zachowywać. Szatyn nie pamiętał już nawet, kiedy ostatnim razem ją pocałował.
Coś się działo, a on nie miał pojęcia, co. W dodatku ona niczego mu nie ułatwiała, zapewniając go ciągle, że wszystko jest w porządku.
– To może – podjął kolejną próbę, choć wiedział, że skończy się ona niepowodzeniem – przyjedź do mnie, jak już to załatwisz, a ja wypożyczę film i zamówimy pizzę?
Podrapała się po karku – kolejna oznaka, że szuka wymówki.
– Nie, wiesz… prześpię się dzisiaj u siebie.
Miał dość. Jak miał coś naprawić, nie wiedząc, co jest nie tak? Może dwa lata temu ten dystans by mu nie przeszkadzał – wręcz przeciwnie: byłby mu na rękę – ale postanowił, że nie będzie popełniał znowu tych samych błędów. Nie pozwoli na to, żeby znowu cierpieli.
Starał się, jak nigdy. Dawał jej kwiaty, trzymał jej rzeczy w swoim mieszkaniu i miał w swoim pęku klucz do jej miejsca zamieszkania. Do tego, starał się mieć dla niej jak najwięcej czasu – nawet jeśli to oznaczało zrezygnowanie ze spotkań ze znajomymi czy rodziną. Planował wspólne wyjście z nią i zaprzyjaźnionym małżeństwem, żeby w końcu ich sobie przedstawić.
Tymczasem nie miał pojęcia, jak naprawić coś, co się między nimi psuje. 
Otworzył usta, żeby w końcu zakończyć tę całą szopkę, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi. Po chwili Diego pojawił się w jego gabinecie, nie czekając na pozwolenie. Jego wzrok od razu skierował się na szatynkę.
Przez ostatnie dwa tygodnie, robił wszystko, żeby jego brat nie miał z nią jakiejkolwiek styczności, jednocześnie próbując zachować dyskrecję. Dopiero w tej chwili przyszło mu do głowy, że może jego próby wcale nie były tak skuteczne, jak mu się do tej pory wydawało. Może powiedział Violetcie coś, co spowodowało jej zachowanie.
– Masz dla mnie te papiery, które miałeś podpisać?
– Dałem Scott'owi – odpowiedział z nadzieją, że to już wszystko i jego brat opuści pomieszczenie, a on będzie mógł wrócić do rozmowy z szatynką.
Ten jednak spojrzał na Castillo i zapytał:
– Możemy porozmawiać w cztery oczy?
Jeszcze zanim kobieta zdążyła przenieść na niego wzrok, Leon odpowiedział za nią:
– Violetta jest teraz w pracy. Naucz się oddzielać życie zawodowe od prywatnego.
Brunet zgromił swojego brata wzrokiem.
– Tak, jak ty? – spytał. – Może asystent bardziej pomógłby skupić ci się na pracy.
Uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Podążał tylko wzrokiem za bratem, kiedy ten znikał za drzwiami.
– Masz rację – odezwała się Violetta, a ten obdarował ją pytającym spojrzeniem. – Jestem w pracy. Powinnam przynieść ci kawę albo zrobić… coś – oznajmiła i szybko wstała, po czym opuściła jego gabinet.
Verdas zacisnął pięści. Wciąż miał cholerną ochotę uderzyć swojego brata, a w tej chwili był bardzo blisko zrobienia tego. 

Wszedł do mieszkania Włoszki i od razu skierował się w stronę, z której dobiegał jej głos. Chwilę później, znalazł ją w sypialni, jak odwrócona do niego plecami rozmawiała przez telefon.
– Jak to poroniłaś? – usłyszał i zmarszczył brwi. – Musisz mu powiedzieć... Ma prawo wiedzieć...Nie, on ma prawo wiedzieć… Nic nie zmieni? Żartujesz? Zmieni, i to bardzo dużo!… Nie, nie rozłączaj się!
Odsunęła słuchawkę od ucha i przeklęła pod nosem. Verdas domyślił się, że jej rozmówczyni nie posłuchała jej i się rozłączyła. Oparł się o framugę i postanowił uświadomić brunetce, że nie jest sama w pomieszczeniu. Odchrząknął.
– Coś się stało?
Gwałtownie odwróciła się do niego zdziwiona.
– S-słyszałeś moją rozmowę? – zapytała zaniepokojona, po czym wstała i podeszła do niego.
Wzruszył ramionami.
– Tylko kawałek – odpowiedział lekko zaskoczony jej reakcją. – Więc?
Przez chwilę wpatrywała się w niego i wyglądała, jakby zastanawiała się nad czymś. Dopiero po jakiejś minucie, odezwała się:
– M-moja znajoma… poroniła – oznajmiła niepewnie. – Jej… chłopak… nie wiedział o ciąży i ona nie chcę mu teraz o tym powiedzieć. Uważam, że powinna – przerwała i przygryzła wargę. – A ty, co o tym myślisz?
Uniósł brwi. Francesca chyba wprost uwielbiała, zadawać mu tak trudne pytania.
– Fran, jest jakieś trzydzieści stopni. Możesz zostawić sobie takie pytania na chwile, w których będzie na tyle chłodno, żebym był w stanie skupić się na przemyśleniu odpowiedzi?
Odwrócił się i skierował do kuchni. Wyjął z szafki szklankę i nalał sobie do niej wody.
W pomieszczeniu już po chwili pojawiła się jego przyjaciółka.
– Ale, gdyby na przykład… Gdyby Violetta była z tobą w ciąży i poroniła, wolałbyś o tym wiedzieć?
Westchnął głośno. Żałował, że nie przyszedł do Włoszki pięć minut później. Wtedy przynajmniej nie musiał rozmawiać o Violetcie.
Po chwili jednak dotarło do niego, że Francesca i tak znalazłaby pretekst, żeby o niej wspomnieć.
– Ja i Violetta to inna sprawa. Zerwaliśmy – odpowiedział.
– Co? – zapytała oburzona. – Czyli twierdzisz, że gdyby teraz Violetta poroniła, nie obchodziłoby cię to, bo zerwaliście?! Co to zmienia, Leon?
Nic, odpowiedział w myślach. Dobrze wiedział, że to by nic nie zmieniło. Chciałby to wiedzieć bez względu na to czy byliby razem, czy osobno.
Ale to było bez znaczenia. Zerwali i każde z nich poszło w inną stronę, a on chciał o niej zapomnieć. 
Wiedział, do czego by ta rozmowa prowadziła. Włoszka próbowała by od niego wyciągnąć wyznania, a potem użyłaby ich, żeby zmusić go do dowiedzenia się, gdzie mieszka Castillo i pojechania za nią.
Westchnął głośno. 
– Fran, naprawdę nie chcę teraz rozmawiać o Violetcie.
Oparł się o blat, a brunetka się do niego przysunęła.
– Jedź do niej – powiedziała cicho.
Parsknął i pokręcił głową.
– A co jeśli cię potrzebuje?
– Gdyby mnie potrzebowała, odebrałaby chociaż jeden telefon ode mnie – oznajmił stanowczym głosem i skierował się w stronę wyjścia. Miał dość tego, że jego przyjaciółka wciąż o niej wspomina. – Zrób coś dla mnie i zapomnij, że w moim życiu był ktoś taki, jak Violetta Castillo.
Nie czekając na odpowiedź, opuścił jej mieszkanie.
Spojrzał na zegarek widniejący na jego lewym nadgarstku. Dochodziła dwudziesta druga. Jeszcze raz wszystko przemyślał. Może szatynka naprawdę miała w ostatnim tygodniu dużo spraw do załatwienia. W końcu nie wszystko musiało kręcić się zawsze wokół niego. Może teraz leży i śpi za ścianą.
Nie był w stanie jednak wrócić do domu. Cholernie za nią tęsknił i czuł, że już dłużej nie wytrzyma tej rozłąki.
Dlatego westchnął głośno i zapukał do drzwi. Sam nie wiedział, czemu nie użył swojego klucza. Może po prostu chciał sprawdzić, czy ta w ogóle chce go widzieć.
Na szczęście, już po paru sekundach zobaczył w progu zdziwioną Castillo. Miała na sobie pidżamę, więc pewnie szykowała się już do spania.
Z niewiadomych powodów chciał jej wytłumaczyć swoją obecność – nie wiedział tylko jak. 
Zanim jednak zdążył w ogóle otworzyć usta, Violetta podeszła do niego i go pocałowała. Potem zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w jego tors. Verdas nie miał pojęcia, co się dzieje, ale oddał uścisk i pocałował ją w czubek głowy.
Po chwili, bez słowa zaprowadziła go do kanapy.
– Napijesz się czegoś?
Pokręcił tylko głową i zmarszczył brwi.
– Co się dzieje?
Przez chwilę wpatrywała się w niego, przygryzając wargę. Widział, że zastanawia się czy może mu o czymś powiedzieć. Czuł się rozczarowany faktem, że nie ufa mu. A może to nie przez brak zaufania tylko strach? 
Po drodze tutaj, w jego głowie pojawiało się mnóstwo powodów. Już wyobrażał sobie, jak przyjeżdża tutaj, a szatynka mówi mu, że zostało jej kilka tygodni życia. Albo że kocha Diego. Widział w głowie, jak oznajmia, że przez wydarzenia sprzed dwóch lat, nie może już z nim być; zaufać mu. 
Bał się, że którakolwiek z jego wizji zaraz się ziści. Castillo z kolei nie ułatwiała mu tego wszystkiego tak stojąc przed nim. W tej chwili miał ochotę przywiązać ją do krzesła i grozić, że nie rozwiąże jej dopóki mu nie powie, dlaczego się tak zachowuje. Wiedział jednak, że po takim czymś, zapewne by z nim zerwała.
W końcu usiadła obok niego i wtuliła w twarz w jego szyję. Bez zawahania objął ją ramieniem i jeszcze bardziej do siebie przycisnął.
– Zostaniesz dzisiaj ze mną? – spytała niepewnie.
Pokiwał głową i zdał sobie sprawę z tego, że właśnie po to tu przyszedł – żeby z nią być. Cholernie tęsknił za spotkaniami z nią poza godzinami pracy. Chciał znowu zamknąć się z nią w mieszkaniu i choć przez chwilę żyć w ich własnym świecie pozbawionym zarówno Diego, jak i jego rodziców.
Dotarło do niego, że nie może na nią naciskać. W tej chwili powinien skupić się na tym, żeby doprowadzić do tego, aby mu zaufała czy przestała bać się jego reakcji na to, co ma do powiedzenia. 
Sięgnął po koc i przykrył ich, po czym wygodniej usiadł i oparł swoją głowę o głowę szatynki. Ta od razu przymknęła oczy, więc zrobił to samo. Kiedy myślał już, że ta śpi, Castillo lekko się poruszyła i odezwała;
– Leon?
– Hm?
– Wiesz, że bardzo cię kocham? – zapytała, wywołując zdziwienie Verdasa.
Jeśli kiedykolwiek wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, co o tego, że coś się dzieje, wyzbył się ich w tej chwili. Pozostawała kwestia tego, jaki ten problem jest poważny i jak może pomóc w jego rozwiązaniu.
– Tak. – Pocałował ją w czubek głowy. – Co się dzieje?
W odpowiedzi, pokręciła tylko głową i ponownie wygodnie się ułożyła.
– Po prostu chcę, żebyś wiedział, że bez względu na to, jakie decyzje podejmę, zawsze będę cię kochać.
Jej odpowiedź zupełnie nie zaspokoiła jego ciekawości. Domyślił się jednak, że w końcu mu powie. Jego jedynym zadaniem w tej chwili było bycie przy niej.

Kiedy wyszedł spod prysznica, Castillo stała przy blacie i robiła kawę. Odkąd się obudzili, zamienili zaledwie kilka słów, więc szatyn miał nadzieję, że nadrobią to teraz albo po drodze do pracy.
Stanął w progu i obserwował, jak ta sięga do górnej szafki po kubki. Koszulka lekko jej się podwinęła, dzięki czemu miał okazję zobaczyć fragment jej tatuażu.
– Zastanawiałem się, co stało się z tą koszulą – skomentował swój ubiór, który – jak się okazało – ostatnie dwa lata, spędził w szafie Violetty. Sam również, nadal miał u siebie półki, na których wciąż leżały ubrania Castillo.
Kobieta gwałtownie, odwróciła się w jego stronę i upuściła szklankę tym samym tłukąc ją. Od razu schyliła się, żeby pozbierać odłamki szkła, a Verdas w ciągu sekundy, pojawił się obok. 
– Cholera – przeklęła, kiedy się skaleczyła.
– Pokaż.
Wziął jej rękę, po czym wstał i zaprowadził ją do zlewu. Włożył jej dłoń pod strumień zimnej wody  i zaczął przemywać ranę.
– Leon, musimy porozmawiać – rzuciła poddenerwowana.
Obrzucił ją tylko przelotnym spojrzeniem i ponownie skupił się na ranie. Zaczynał obawiać się, że zamiast do pracy, będzie musiał zawieźć ją na pogotowie.
– Nie teraz.
– Ale…
– Za chwilę.
Usłyszał westchnięcie.
– Leon, wyjeżdżam!
Nagle zamarł i odwrócił się w jej stronę. Spojrzał jej w oczy – widział w nich, że mówi całkowicie poważnie.

~*~

Pragnę z całego serca przeprosić państwa za to, co tu państwo widziało. Mam świadomość, że ten rozdział to porażka, ale jeszcze dwa następne będą musiały wyglądać podobnie. Obiecuję, że postaram się Wam to wynagrodzić. 
Przepraszam i mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś wytrzymał i przeczytał całość.
Czekam na Wasze opinie :).
Dziękuję za uwagę.

Do następnego :>

(tak, znowu) Quinn ;---;