poniedziałek, 26 października 2015

06. ~ Biały płotek



– Chyba... nie powinnam tu przychodzić – oznajmia, kiedy siedzimy na ganku przed domem, a ja tylko się uśmiecham. – Po prostu... ona mnie prosiła, a ja nie potrafię odmawiać dzieciom. Pomyślałam sobie, że przyjadę, zostawię prezent i odjadę. 
Zaśmiałem się, przerywając jej monolog. 
Mam wrażenie, że Violetta Castillo czuję się niezręcznie bez przerwy. Wciąż się z czegoś niepotrzebnie tłumaczy. Mówi wtedy szybko i zapomina o braniu oddechu, trzęsą się jej ręcę, a twarz robi się jej czerwona. To urocze, ale też niesamowicie śmieszne.  
Przez chwilę przygląda mi się zdezorientowana, po czym pyta: 
– Powiedziałam coś śmiesznego? – Nie muszę chyba wspominać, że mówi to jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej? 
Śmieję się jeszcze głośniej. 
– Leon – mówi i szturcha mnie w ramię. Zaraz po tym zakrywa sobie dłonią usta. – Przepraszam. Strasznie cię przepraszam. 
Okej, teraz naprawdę zaczynają mi lecieć łzy, a ona siedzi tylko obok i patrzy na mnie wprost przerażona. 
Dopiero po jakiś dwóch minutach doprowadzam się do porządku i spoglądam na nią, ale kiedy widzę jej minę, znowu chce mi się śmiać. 
Kładę rękę na jej kolanie, a ona się wzdryga. 
– Spokojnie, wyluzuj – oznajmiam z szerokim uśmiechem. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak muszę się starać, żeby znowu nie wybuchnąć śmiechem. – Wdech. Wydech. 
Patrzy na mnie przerażona, ale robi to, co jej mówię. 
– Jezu, zawsze jesteś taka spięta? – Wzdycham. – Przyszłaś na urodziny małej dziewczynki, na które zresztą zostałaś zaproszona. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć, jasne? 
Kiwa delikatnie głową, ale wciąż nie jest rozluźniona. 
– Co jest? 
– Czy... Czy mógłbyś wziąć tę rękę? – prosi, a ja spoglądam na swoją dłoń spoczywającą na jej kolanie, po czym zabieram ją z uśmiechem. 
Automatycznie się rozluźnia i opiera ręce o swoje uda, a ja przyglądam się jej, próbując nie wybuchnąć śmiechem. 
– Kiedy trzaskałaś mi drzwiami przed nosem, nie byłaś taka nieśmiała. 
Kieruje na mnie swoje spojrzenie i przygryza wargę. 
– Przepraszam. 
Kręcę głową i patrzę na jakiś punkt przed sobą.
Zastanawiam się czy jest taka tylko przy mnie, bo głupio jej przez nasze wcześniejsze przygody, czy po prostu w stosunku do każdego tak się zachowuje. Jeśli prawdą jest druga opcja, mam kolejny powód do współczucia jej narzeczonemu.  
Wyobraźcie to sobie: 
Wieczór sam na sam, romantyczna muzyka i świece w tle. Violetta i pan X siedzą na kanapie, oglądając jedną z tych durnych komedii romantycznych, które swoją drogą nie są ani romantyczne, ani śmieszne, i nagle... Castillo kicha. W wyobraźni widzę przerażenie w jej oczach i powtarzanie po tryliard razy "przepraszam". 
Przynajmniej koleś może się od czasu do czasu pośmiać.  
– Bardzo kochasz swoją siostrzenicę – mówi nagle, wyrywając mnie z przemyśleń. Kurde, właśnie miałem wyobrazić sobie, jak robi mu za gorącą kawę.  
Kiwam głową. 
– Tylko na niej mi zależy. 
– A twoja dziewczyna? 
Patrzę na nią i marszczę brwi. Mam dziewczynę? Cholera. 
– Ta kobieta, która była u ciebie w mieszkaniu. Widziałam, że przyszedłeś tutaj z nią. 
Śmieję się pod nosem.  
– Co? Znowu powiedziałam coś nie tak? – spytała i zakryła dłonią usta. 
Kręcę głową. 
– Fran nie jest moją dziewczyną. 
– Nie? Myślałam, że tak, bo... spotkałam ją wtedy w twoim mieszkaniu, a... A teraz zaprowadziłeś ją na urodziny siostrzenicy i... 
– Jesteśmy przyjaciółmi i czasem się ze sobą prześpimy. – Wzruszam ramionami, a ona kiwa głową, ale wiem, że i tak nie rozumie. 
Nie dziwi mnie, że ten układ to dla niej coś nowego. Mam wrażenie, że dla kobiety jak ona w grę wchodzi albo prawdziwy związek w tymi wszystkimi, nieprzyjemnymi obowiązkami, albo nic. Nie potępiam jej za to. Po prostu nie rozumiem takich ludzi. 
Przez chwilę się jej przyglądam i widzę, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę i zastanawia się czy coś mi powiedzieć. Jestem ciekaw, o co chodzi, więc rzucam: 
– Mów. 
Patrzy na mnie niepewnie i w końcu się odzywa: 
– Skoro dobrze wam w waszym towarzystwie to dlaczego... nie spróbujecie poważnego związku? 
Mogłem domyślić się takiego banalnego pytania. Odpowiedzieć jest prosta. 
– To nas nie kręci. Wolimy widywać się od czasu do czasu i nie musieć spowiadać się sobie z każdego wyjścia czy rozmowy, dawać sobie prezentów czy robić sobie obietnic, które później i tak szlag trafi. – Widzę w jej oczach, że to, co słyszy jest kompletną nowością. Tak, Violu, tacy ludzie też istnieją. – Dzięki temu unikamy nieprzyjemnych sytuacji, jak ostatnia scena twojego narzeczonego.  
Automatycznie spuszcza głowę. 
– To się więcej nie powtórzy. Myślę, że to już koniec. 
– Nie znam kolesia, ale coś mi mówi, że twój brat się ucieszy.  
Potwierdza skinieniem głowy. 
– Jestem adoptowana – oznajmia. 
Okej. Tego kompletnie się nie spodziewałem. Owszem, zauważyłem kompletny brak podobieństw między nią a Diego, ale uznałem, że tak się po prostu czasem zdarza. 
Spogląda na mnie i lekko się uśmiecha. Najwidoczniej bawi ją moje zaskoczenie. Przynajmniej w końcu się rozluźniła.  
– Połowę życia spędziłam w domu dziecka, marząc o tym, żeby w końcu mieć kochającą rodzinę i kiedy rodzice Diego mnie zaadoptowali, obiecałam sobie, że teraz już zawsze będę otoczona ludźmi, których kocham. Miałam wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci i mieszkać w domu z białym płotem.  
Wzdycham głośno. 
– Moi rodzice też nie żyją – mówię. Sam nie wiem dlaczego. Może po prostu uznaję, że skoro ona się przede mną otworzyła, ja też powinien coś powiedzieć. – Umarli przez moją matkę. I ja, w odróżnieniu do ciebie, unikam wszystkiego o czym mówisz. Nic nie jest stałe. W pewnym momencie mąż cię zdradzi, dzieci znienawidzą, a dom będzie miejscem, do którego nie będziesz chciała wracać.  – Wstaję z ganku. – Baw się dobrze na przyjęciu – rzucam i zostawiam ją zaskoczoną moimi słowami.  
– W tym roku mam aż trzy przyjęcia urodzinowe! – oznajmia Teddy, kiedy wracamy do domu. 
Spoglądam na nią zaskoczony. 
Właśnie wracamy z zoo. To, że byłem na przyjęciu nie oznacza, że zrezygnowałem z naszego corocznego wypadu. Nie mógłbym tego przegapić. 
Nie dlatego, że kręci mnie łażenie po zoo i obserwowanie śmierdzących zwierząt, które nie robią kompletnie nic ciekawego – swoją drogą, jak Teddy może się tym jarać? – ale po to, żeby spędzić z nią czas, którego nie mam wcale tak dużo, jak mogłoby się wydawać. 
Poza tym spójrzcie na nią – jej twarz jest pomalowana tak, że wygląda jak pysk tygrysa, trzyma mnie za rękę i idzie podskakując. Możecie mówić, co chcecie, ale po wczorajszej imprezie nie była taka szczęśliwa. 
– Przyjęcie u dziadków – wymieniam, a ona potwierdza to skinieniem głowy – i nasz wypad do zoo. – Powtarza poprzedni gest. – Teddy, to dwa. 
– Chłopak mamy zabiera mnie jutro na łyżwy. 
– Łyżwy? – Prycham. – Jest środek października. Poza tym, dlaczego nie przyszedł na przyjęcie u dziadków? 
– Mamusia powiedziała, że nie chcę, żebyś na razie poznawał i krytykował jej chłopaka. Miałeś nie wiedzieć, że w ogóle kogoś ma. 
Lara, chcesz jeszcze powymieniać się sekretami z córeczką? 
– Nigdy nie byłam na łyżwach. 
Staję, po czym klękam przed nią na jednym kolanie, żeby nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie. 
– Powiedz chłopakowi mamy, że wolisz iść do kina, to zabiorę cię na łyżwy i lody. 
Spogląda na mnie, zastanawiając się. 
– Z posypką? 
– I polewą. 
– Okej! 
Mówicie, że przekupywanie dziecka jest złe? Wiem. Ale to ja jestem tym, który będzie przy jej wszystkich pierwszych razach. Ja byłem przy jej pierwszych słowach, krokach, wypadzie do kina, pierwszym dniu w szkole, jeździe na rowerze... Nie oddam jakiemuś gościowi jej pierwszej jazdy na łyżwach. Może się pocałować w... 
Pokonujemy dalszą drogę do mojego mieszkania. W holu przywołuję windę i chwilę czekamy. Nagle drzwi się rozsuwają, ukazując Violettę... z walizką w ręku. Marszczę brwi. 
– Znalazłaś mieszkanie? 
Wyszła niepewnie z windy zaskoczona moim widokiem. 
– Cześć, Violu! – krzyczy Teddy. 
– Cześć, ślicznie wyglądasz. – Obdarowuje ją uśmiechem i znowu wraca wzrokiem do mnie. Przygryza wargę. – Tak jakby... 
Marszczę brwi. 
– Wracam do Colton'a.  
– Nie! – krzyczy Teddy. – Nie wracaj do naczonego, Leon może być no... – Zakrywam jej usta dłonią i patrzę zdziwiony na szatynkę, podczas gdy ona próbuje mi się wyrwać. 
– Przecież mówiłaś, że to koniec. 
Wzrusza ramionami. 
– To, o czym ci mówiłam wczoraj, naprawdę jest dla mnie ważne, a tylko z Colton'em może się udać. Poza tym go kocham. 
Chcę coś odpowiedzieć, ale nagle Teddy gryzie mnie w rękę. Spoglądam na nią i przerażony łzami spływającymi po jej policzkach, puszczam ją. Spogląda na mnie zdenerwowana, po czym tupie nogą. 
– Idziemy do domu! – krzyczy i wchodzi do windy, krzyżując ręce na piersiach. No tak. Płacz to była tylko pokazówka, której nie zauważyłem. 
– Lepiej zabierz ją do siebie – rzuca Violetta i odchodzi, zanim zdążam coś odpowiedzieć. 
Wzdycham i staję obok Teddy. Próbuję złapać ją za rękę, ale ona mi ja wyrywa.  
Teraz obydwie są na mnie obrażone.

~*~

Tradycyjnie przepraszam za to, że rozdział tak dawno temu ;p. 
Mogłabym Wam obiecać, że to poprawię, ale wolę być z Wami szczera i napisać, że wcale tak nie będzie. Prawdopodobnie będzie pojawiał się jeden rozdział na miesiąc, do tego dużo krótszy niż te, które pisałam w wakacje. Wtedy po prostu miałam mnóstwo czasu, mogłam usiąść i piać godzinami, a teraz mam limit czasowy. Mam 2,5 dni na napisanie rozdziału, naukę szwedzkiego (LOL, niedługo normalna klasa ;o), jakiś czas wolny itd., więc sry. 
Chęci też coraz mniej przez tą cholerną szkołę. Spokojnie, nie będzie zaraz pogadanek o tym, że odchodzę, wena itd. Sprawa po prostu wygląda tak, że b. trudno usiąść mi do pisania. Proces ten potrafi trwać godzinę i wygląda tak, że siadam do kompa i robię wszystko byleby być zajęta czymś innym niż pisanie XD. Później, jak się już wciągnę to luz, ale początek jest straszny ;p.
Jeśli czytacie inne moje blogi to wiecie, że na tę historię mam superpomysł i, że Fiolka będzie miała problemy z główką ;D. Swoją drogą, jak zaczynałam to pisać to jej postać była w mojej głowie taka nijaka, a teraz w końcu nabiera jakiegoś charakteru XD. Przepraszam, że tak długo to trwało ;D. Co do innych postaci – Teddy będzie dużo, a chłopak Lary stanie sie w przyszłości sprawcą b. poważnego problemu. Ale to koniec opowiadania, więc na razie się nie przejmujcie.
Komentarzy jest ostatnio mało, ale nie będę marudzić. Wręcz przeciwnie – cholernie dzękuję tym, którzy po sql tracą czas na moje wypociny i na docenienie ich ;D. Podziwiam Was, bo sama odkąd zaczęła się sql, komentuję tylko jednego bloga, który zresztą prawie nie jest prowadzony (Teddy, i tak wiemy, że nie masz tylu sprawdzianów – po prostu jesteś leniwym śmierdzielem, któremu nie chce się pisać ^^). Obiecuję, że w końcu nadrobię! XDD
Tak btw. (żeby notka była jeszcze dłuższa) ostatni post był przed premierą 7. sezonu TVD, a pisaliście o przypuszczeniach, więc możecie się teraz podzielić swoim zdanem na temat trzech pierwszych odcinków ;D. Ja osobiście jestem cholernie zaskoczona tym poziomem. Stare TVD to nie jest i nie będzie, ale i tak bije to na głowę 6. sezon *o*.
Koniec, nareszcie XDDD.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :**.

Do następnego ;))

Quinn ;**

PS#1
FERIE JESIENNE TAKIE FAJNE MUHAHAHAHA

PS#2
Ostatni fragment miał być przed budynkiem, ale komus windy brakowało, więc #winda_wolinskiego czy tam #winda_pingwina XDDDDD
Jeśli ktoś dotrwał do końca tej notki, pisze w kom #winda_pingwina XDDDD

piątek, 2 października 2015

05. ~ Przyjęcie



– Laski na serio na to lecą?
– Jeśli lubią laski, które poza rozpiętą marynarką z logo firmy lotniczej i czapką pilota, mają na sobie tylko czarną koronkową bieliznę to... – zawieszam głos i po chwili wzruszam ramionami – Myślę, że by na ciebie poleciały.
Śmieje się, po czym ściąga nakrycie głowy i rzuca nim we mnie. Zaraz potem kładzie się na mnie i całuje mnie w usta.
Zapewne znacie relacje tego typu tylko z durnych komedii pseudo romantycznych. Laska i koleś spotykają się wieczorem, pieprzą się jak króliki, a po wszystkim jedno z nich wychodzi, żeby uniknąć niezręcznego poranka i w końcowym efekcie wychodzi na to, że spędzili ze sobą jakieś dwie, trzy godziny. Boże, kobiety naprawdę to oglądają?
Między mną a Fran tak nie jest.
Spotykamy się, idziemy do kina lub jemy kolację w przyjacielskiej atmosferze, dopiero po tym pieprzymy się jak króliki, a następnie śpimy ze sobą. Ale i tak to zawsze ja będę chamem, a nie koleś, który pozwala lasce po nocy wracać samej do domu.
Owszem, bardzo często zdarzają mi się kobiety, z którymi tak robię, ale mówimy teraz o Francesce, okej?
Lubię budzić się koło niej i jeść wspólne śniadanie, a potem odwozić ją do domu bądź pracy. Czuję się wtedy… mniej samotny, a żeby to uzyskać nie muszę wypełniać tych wszystkich obowiązków, które są zarezerwowane dla biedaków w związkach.
Układ z Fran to, poza dostaniem się do szkoły do lotniczej i narodzinami Teddy, najlepsza rzecz jaka mnie spotkała.
Pogłębiam pocałunek, mając nadzieję, że uda mi się skorzystać z jej wolnego dnia, ale po chwili w mieszkaniu rozlega się dzwonek do drzwi. Włoszka odrywa się do mnie i szepcze prosto w moje usta:
– Ktoś się dobija.
– Nie słyszę – odpowiadam i ponownie ją całuje, ale ona ze śmiechem się odrywa.
Przesuwa się i spogląda na elektroniczny zegarek znajdujący się na szafce nocnej.
– Komu zależy na zobaczeniu się z tobą o ósmej rano?
Wzruszam ramionami – naprawdę mnie to interesuje.
Ale Fran zakrywa się marynarką i wychodzi z sypialni. Po chwili wzdycham i idę za nią w samych bokserkach z myślą, że to pewnie jakiś sąsiad.
Kiedy docieram do salonu połączonego z przedpokojem i kuchnią, okazuje się, że brunetka zdążyła już otworzyć drzwi. Pytam ją bezgłośnie, kto to, ale ona tylko uśmiecha się do mnie i przechodzi obok, rzucając tylko, że idzie wziąć prysznic.
Zirytowany podchodzę do wciąż otwartych drzwi i staję twarzą w twarz z osobą, która uniemożliwia mi dołączenie do Włoszki. Okazuje się, że jest nią Violetta.
Stoi z rękami założonymi na piersi i wygląda na zawstydzoną. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że stoję przed nią w samych bokserkach, a drzwi otworzyła jej Fran w podobnym stanie. Może przynajmniej przyjrzała się jej bieliźnie i weźmie z niej przykład. 
– J-ja… Chyba nie powinnam przychodzić…
Marszczę brwi i mam ochotę powiedzieć: Serio? I nie mogłaś wpaść na to przed zadzwonieniem dzwonkiem?, ale powstrzymuję się.
– Co jest? – pytam tylko, żeby jak najszybciej skończyć tę rozmowę i móc wrócić do Fran.
– Chciałam ci podziękować i… przeprosić za to, że byłeś świadkiem tamtej sytuacji. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Kiwam głową. Nie jestem potworem – współczuję jej tego, że była na tyle głupia, że związała się z takim idiotą. 
– Chciałam to zrobić następnego dnia, ale wyjechałeś i nie miałam jak, ale pomyślałam, że lepiej późno niż wcale, więc przyszłam i… – mówi szybko, zerkając co chwila na mój tors. Czy ona się denerwuje? – Przepraszam, że przeszkodziłam ci w… spędzaniu czasu z twoją dziewczyną.
Zanim odpowiadam, znika w mieszkaniu naprzeciwko, a ja stoję jeszcze przez chwilą i patrzę na drzwi. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, który po chwili zamienia się w cichy śmiech. Kto by pomyślał – Violetta Castillo jest nie tylko wkurzająca, ale też wstydliwa.

– Pójdź ze mną na przyjęcie urodzinowe Teddy – proponuję, zasuwając suwak jej sukienki.
W odpowiedzi się śmieje.
– Jako kto? Przyjaciółka od seksu? Swoją drogą od kiedy chodzisz na te przyjęcia? Wcześniej spotykałeś się z nią w inny dzień i spędzaliście czas we dwoje – oznajmia, po czym odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie wyczekująco.
To prawda. Odpuszczałem sobie jej przyjęcia. Zamiast tego organizowałem wypady do kina, zoo, na lody i pełno innych atrakcji, które mogły przypaść do gustu małej dziewczynce.
Dlaczego? Po części chciałem spędzić ten dzień tylko z nią, a nie z dziesiątkami innych śmierdzących dzieci. Ważniejszym powodem jednak zawsze było to, że na przyjęciach zawsze byli jej dziadkowie.
– Impreza jest w domu rodziców Lary – odpowiadam, wywołując jej zaskoczenie. Siadam na kanapie i zmuszam ją do zajęcia miejsca obok. – Skoro mam się z nimi spotkać będę potrzebował jakiegoś wsparcia – padło na ciebie.
Patrzy na mnie zaintrygowana, po czym opiera podróbek na moim ramieniu i łapie mnie za rękę.
– Idziesz na przyjęcie, żeby mieć wymówkę do spotkania z nimi, choć jeszcze niedawno robiłeś wszystko, żeby tego uniknąć. Nie rozumiem, skąd ta zmiana.
Właśnie dlatego nie nawiązuję głębszych relacji z ludźmi. Oznacza to ciągłe zwierzenia, tłumaczenie się, szczerość, zaufanie i mnóstwo innych rzeczy, które są tylko zasraną fikcją. Prawdą jest jednak niestety to, że Francesca cholernie dobrze mnie zna.
Wbijam wzrok w jej dłoń i zaczynam się bawić jej pierścionkiem, po czym mówię:
– Przed wyjazdem pokłóciłem się z Larą. Teddy wszystko słyszała i zapytała mnie, czy teraz nie będę z nią rozmawiał, tak jak z jej dziadkami. Zrozumiałem, że ona… wciąż boi się, że ją zostawię – tak, jak jej ojciec. Unikając rodziców Lary, pokazuję jej, że jestem w stanie zrobić coś takiego. Chcę jej pokazać, że zawsze będę przy niej.
Przez chwilę się we mnie wpatruje, po czym na jej twarzy pojawia się uśmiech i całuje mnie w policzek.
– Pójdę z tobą.

Wchodzę do kuchni i ukazuje mi się Eva. Stoi odwrócona do mnie plecami i robi ostatnie poprawki przy torcie urodzinowym.
– Mason, mógłbyś mi w końcu pomóc? Niedługo przyjdą goście, sama się nie wyrobię – mówi, nie odwracając się do mnie. – Dlaczego nasza wnuczka zawsze musi mieć przyjęcia? Nie mogłaby raz zażyczyć sobie zwykłego obiadu z rodziną?
– Znasz Teddy – uwielbia być w centrum uwagi – mówię z uśmiechem.
Matka Lary gwałtownie się do mnie odwraca z zaskoczeniem. Przez chwilę patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, po czym podchodzi i bez słowa mnie przytula, a ja od razu odwzajemniań uścisk.
Stoimy w milczeniu i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo mi jej brakowało. 
Eva zawsze była inna niż moja prawdziwa matka. Mama nie była zła – zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej – ale nie pamiętam jej z czasów zanim małżeństwo moich rodziców stało się tylko papierkiem.
Legenda mówi, że kiedyś była kochającą mnie matką, ale nie potrafię sobie tego przypomnieć. W mojej głowie znajduję tylko mnóstwo wieczorów, które wolała spędzać z przyjaciółkami niż ze mną i ojcem.
Swoją drogą teraz wiem już, że to nie zawsze były przyjaciółki.
Kiedy trafiłem do domu rodziców Lary… Dali mi coś zupełnie innego. Ojciec Lary był bratem mojego, ale prowadził zupełnie inny tryb życia. Nie miał takiej pozycji, jak on i nie zarabiał tak dużo, ale cenił sobie inne wartości. Te, których ja nie potrafię cenić.
Po jakimś czasie, Eva się odrywa i przygląda mojej twarzy, po czym kładzie dłoń na moim policzku.
– Zmieniłeś się – mówi z lekkim uśmiechem. Dostrzegam jednak łzy w jej oczach. – Nigdy więcej nie rób takich głupot i nie odsuwaj się od nas.
Kiwam głową.
– Chciałem… Myślałem, że robię wam przysługę.
– Źle myślałeś – odpowiada bez wahania i znowu mnie przytula.

– Teddy opowiadała mi o jakiejś nowej sąsiadce, której zrobiłeś siniaka – odzywa się Lara po dłuższej chwili, którą spędziliśmy na wspólnym obserwowaniu w milczeniu przebiegu przyjęcia.
W ogrodzie jest dmuchany zamek, klaun i dwa długie stoły – jeden z mnóstwem prezentów, a drugi z żarciem, którego i tak nikt nie zje.
Jak to możliwe, że moja Teddy ma tak kiczowaty gust? 
– Jest tylko głupią, wkurzającą siostrą Diego. Przykro mi, że twoja córka natknęła się na tą istotę.
Unosi brwi i widzę, że próbuje powstrzymać uśmiech.
– No co?
– Myślę… Myślę, że Teddy ją bardzo polubiła.
To niemożliwe. Może i ma fatalny gust, co do przyjęć, ale jest mądrym dzieckiem. Mądre dzieci nie lubią durnych szatynek, które ciągle tylko drą się na ich wujka i trzaskają mu drzwiami przed nosem. 
– Leon!
Nagle pojawia się koło nas Teddy. O wilku mowa.
Klękam przy niej i patrzę w oczy pewien, że żywi do Castillo taką samą nienawiść, jak ja.
– Pani, która mieszka z wujkiem Diego już przyjechała.
Momentalnie uśmiech znika z mojej twarzy.
– Co?
– Nie martw się, poprosiłam, żeby nie przychodziła ze starym naczonym. Możesz być nowym.

~*~

Jej, Nicol jeszcze żyje. Przepraszam, ok? :(
Wiem, że długo tu nic nie było, ale najpierw miałam pomysł, potem o nim zapomniałam i nie pisałam z nadzieją, że sobie przypomnę, a jak dałam sobie spokój to postanowiłam, że zrobię sobie wolne od bloggera i przez poprzedni weekend nie napisałam ani słowa na żadnego bloga. Wybaczcie :(.
Ten rozdział jest... inny. Nie podoba mi się. Mam wrażenie, że nie dorównuje poprzednim na tym blogu i psuję kolejne opowiadanie ;----;. Btw. mam pomysł na nowe, ale spokojnie - nie bd czwartego bloga ;D. Może wykorzystam go później, a może się Wam poszczęści i o nim zapomnę ;p.
Nie ma dużo Leonetty, ale postaram się zrobić jej więcej w 6.
Btw, przestańcie hejtować Leoncesce! XDDD Chcecie Leonettę i Diecescę, to musicie się przemęczyć, bo bez Leoncesci to nie wyjdzie ;ppp. 
Jak 1. miesiąć sql? ;p Ja chodzę do przygotowawczej już równe 4tyg i za miesiąc będę musiała przejść do normalnej klasy ;////. Miałam już drugą aferę z tym samym chłopakiem z Afganistaniu btw, więc chcieli to przyspieszyć, ale udało się rozwiązać problem. Koleś jest taki zacofany, że kiedy moja koleżanka poprosiła go, żeby przestał się drzeć na korytarzu, zaczął krzyczeć do nas "Fuck you, bitch!" a potem jeszcze się poskarżył :").
Szczerze? Nie lubię ludzi z Afganistanu, są tacy denerwujący ;---;. Wiecznie się popisują, drą i wkurzają wszystkich wokół. Doszłam jednak do wniosku, że uwielbiam towarzystwo osób czarnoskórych XDDD. W mojej klasie jest Abu, który pochodzi z Afryki i, Jezu, uwielbiam go <333 XDDD On z kolei uwielbia powtarzać mój polski i czasami brzmi to strasznie śmiesznie XDDD.
No w każdym razie zostało 9 miesięcy do wakacji. Wam. Mi tylko 8 i pół ;p MUHAHAHAHAHHAHAHA.
Za tydzień wracają moje seriale <333 Czekacie na coś? ;p Ja na Arrow i, trochę mniej, ale nadal, na TO i TVD :>>>. Przysięgam, że kolejnego tygodnia bym chyba nie wytrzymała ;///.
Nicol kończy pieprzenie o rzeczach, które Was nie interesują. Przykro mi, ale długie i bezsensowne notki są moją specjalnością ;p.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;**

Do następnego ;))

Quinn ;**