środa, 25 maja 2016

13. ~ Łyżwy na kacu



Około godziny jedenastej pukam do drzwi na tyle głośno, aby obudzić Violettę, po czym wchodzę nie czekając na zaproszenie. Leży na łóżku i zdezorientowana rozgląda się po pomieszczeniu. 
– Po twojej minie zgaduję, że pamiętasz niewiele z ostatniej nocy. 
Gwałtownie przenosi na mnie wzrok i przygląda mi się. Ponieważ sam obudziłem się jakieś dwie godziny temu, zdążyłem już wziąć prysznic i się ubrać, więc wyglądam tak dobrze, jak zawsze. 
– Czy my... – pyta przerażona, po czym opiera się na łokciach. – Czy my się ze sobą przespaliśmy? 
Uśmiecham się półgębkiem i podaję jej szklankę z napojem. 
– Na kaca – komentuję. Po chwili kładę się na kołdrze obok niej. – Kiedy ja zadałem ci to pytanie parę tygodni temu, zagroziłaś, że wezwiesz policję. 
Bierze łyka napoju i krzywi się, po czym mi go oddaje, wciąż oczekując odpowiedzi na swoje pytanie. 
– Nie – ozajmiam. – Pijana jesteś napalona, ale jednocześnie niezdolna do jakiegokolwiek działania bez pomocy.  
Zamyka oczy i kładzie dłonie na twarzy. 
– Co zrobiłam? 
Wzruszam ramionami, wpatrując się w nią. 
– Upiłaś się i trafiłaś do mnie, trochę pogadałaś o tym, jaki jestem seksowny i odleciałaś. 
Sam nie wiem, czemu nie wspominam o pocałunku. Bawi mnie to jak wygląda, ale nie chcę sprawiać, aby była zażenowana jeszcze bardziej – tak, jak jest teraz wystarczy. 
Zdejmuje dłonie z twarzy i odwraca się w moją stronę. 
– Rozebrałeś mnie? – pyta, wskazując na sobie moją koszulkę. 
– Twoje ciuchy były mokre. 
– Spałeś tutaj? 
Prycham. 
– Zbyt mocno śmierdzisz – mówię poważnym tonem. 
Po chwili ciszy, ja wybucham śmiechem, a ona naciąga kołdrę na twarz. 
– Jesteś okropny. 
Zabieram jej kołdrę i przez chwilę ją obserwuję. Ma poczochrane włosy i rozmazany makijaż, ale mojej uwadze nie umknęło wczoraj, że nie ma na sobie babcinej bielizny. Zarówno ja, jak i Wy, wiecie, że to ogromny przełom, dlatego zatrzymajmy się tutaj na chwilę, wstańmy i bijmy brawo. 
Co prawda nie jest to dużo lepszy wybór – babcine gatki zamieniła na zwykły czarny komplet ze wstawkami koronki przy zapięciu – ale ja i tak jestem dumny.  
– Przepraszam – mówi. – Zazwyczaj nie zdarzają mi się takie rzeczy. 
– Chcesz o tym pogadać? – proponuję, ale ona tylko kręci głową. 
Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że chyba pierwszy raz w życiu wypowiedziałem takie zdanie. Powtarzam – wariuję
– Zanim cię obudziłem, zadzwoniłem do Teddy i powiedziałem jej, że pójdziesz z nami na łyżwy – zmieniam temat. 
Spogląda na mnie i marszczy brwi. 
– Czemu to zrobiłeś? 
– Bo wiem, że jej nie rozczarujesz. 
Może nie znamy się zbyt długo, ale nie mam wątpliwości, że Castillo nie potrafiłaby odmówić Teddy. Tym bardziej, że wcześniej dałem jej nadzieję.
Tak, wiem, że manipulowanie i szantażowanie jest złe. Ale gdy Wy jecie czekoladę, myślicie o tym, że przytyjecie, czy o tym, że jest pyszna? Bo ja zdecydowanie wybieram tę drugą opcję. Jeśli Wy wybieracie pierwszą, to mam radę – po prostu przestańcie żreć tę głupią czekoladę.
Przygląda mi się bez słowa, ale delikatnie się uśmiecha. 
– Nigdy w życiu nie byłam na łyżwach. Poza tym mam kaca. 
– Właśnie wymieniłaś dwa najważniejsze powody, dla których chcę cię tam. 
Śmieje się, po czym bierze poduszkę i mnie nią uderza. 
– Ile mam czasu, żeby się ogarnąć? 
Uśmiecham się. Wygrałem.

– Jeśli zaraz nie zabierze tej łapy, po drodze wstąpimy do lasu, żeby przywiązać go do drzewa i zostawić – oznajmiam, obserwując jak kolega Teddy pomaga jej wstać, podając jej rękę. 
Szatynka śmieje się. 
– Tylko jej pomaga. 
To nigdy nie jest tylko pomaganie. Zapamiętajcie: jeśli facet Wam w czymś pomaga, oznacza to, że chce czegoś w zamian. W tym wieku pewnie chodzi mu o cukierki, ale lepiej zdusić to w zarodku, zanim za parę lat zacznie oczekiwać od Teddy czegoś więcej. 
Idealnym przykładem na potwierdzenie mojej tezy jestem ja i Violetta. Myślicie, że czemu jej pomagam? Chyba nie pomyślałyście, że dałem sobie spokój z misją przespania się z nią. Jeśli tak było, to jestem Wami rozczarowany. 
Owszem, zrobiłem sobie na chwilę przerwę. Może i nie zaliczam się do grupy dżentelmenów, ale nie przespałbym się z laską, tak pijaną, że o wszystkim by zapomniała kolejnego dnia i zwaliła całą winę na mnie. Tym bardziej jeśli tą laską jest siostra mojego kumpla. 
Poza tym – tak między nami – od niej naprawdę śmierdziało alkoholem na kilometr, a ja byłem świeżo po prysznicu. 
Nie oznacza to jednak, że dałem sobie spokój. Jeśli Fran mówi, że jest coś, co mogę zrobić aby nie zwariować, to to robię. Jeśli jej metody mi nie pomogą, to nikogo innego. A nie mogę wylądować w wariatkowie. Nie teraz, kiedy ten gnojek zarywa do mojej Teddy. 
Poza tym, jeszcze wczoraj była na mnie wściekła, a dzisiaj jest gotowa spędzić ze mną cały dzień. Przelecenie jej po pijaku jest zbędne, skoro jestem w stanie doprowadzić do tego, aby na trzeźwo wyraziła na to zgodę. 
– Teddy to ogarnęła – oznajmiam, kiedy odrzuca pomoc Toby'iego i sama wstaje, po czym rusza, zostawiając go daleko w tyle. Wiedziałem, że się nie da. – Twoja kolej. 
Oboje mamy na sobie wypożyczone łyżwy, ale siedzimy na ławce poza lodowiskiem. Tuż po naszym przyjściu, wszedłem tam, aby nauczyć Teddy, o co chodzi i zapobiec jej przedwczesnej śmierci, ale kiedy przestała potrzebować mojej pomocy, wróciłem do Violetty. 
– O nie – mówi, podkreślając swoje słowa, kręceniem głowy. – Nigdy wcześniej tego nie robiłam i w dodatku mam kaca, zrobię krzywdę albo sobie, albo innym. 
Myślę przez chwilę, po czym odpowiadam: 
– Czy tym pokrzywdzony, może być ten dupek, który lata za Teddy? 
Marszczy brwi i jej wzrok ląduje na lodowisku. Odszukuje Teddy i kiedy zdaje sobie sprawę z tego, o czym mówię, patrzy na mnie przerażona. 
– Leon, to siedmiolatek! 
Wzruszam ramionami. 
– To idealny wiek, aby nauczyć go, jak powinno się traktować dziewczyny. Później może być już za późno. 
Przez chwilę wpatruje się we mnie zdumiona. 
– Czasami nie jestem pewna czy żartujesz, czy mówisz na poważnie – to sprawia, że się ciebie boję. 
Nie odpowiadam. Najwyraźniej nie zna mnie tak dobrze, jak Wy. Wierzę w to, że nikt z Waszego grona, nie zwątpił w to, iż zrobię wszystko dla dobra mojej Teddy. 
– Nie tchórz. 
Wzdycha i obserwuje lodowisko. Po jej minie zgaduję, że właśnie zastanawia się nad tym, czy spróbować. Patrzę na nią czekając, aż podejmie decyzje. 
– Pod jednym warunkiem – mówi w końcu. Stawia warunki? Moje towarzystwo chyba właśnie zaczęło się jej udzielać. 
– Co tylko zechcesz. 
– Opowiesz mi dokładnie, co robiłam po pijaku. 
Uśmiech znika mi w twarzy. Spodziewałem się, że poprosi mnie o podwózkę do szpitala, gdyby jednak rzeczywiście zrobiła sobie krzywdę. 
– Przecież ci mówiłem. 
– Tak, po prostu mnie wpuściłeś do mieszkania i położyłeś w swoim łóżku? 
Prycham. 
– Nie, wcześniej cię zgwałciłem, a naszą sekstaśmę wrzuciłem do Internetu. 
Wzdycha głośno i unosi brwi. 
– To nie jest śmieszne. 
Przewracam oczami. 
– Przyszłaś do mojego mieszkania, śmierdziałaś alkoholem i molestowałaś mnie słownie, dlatego położyłem cię w swoim łóżku, zdjąłem twoje przemoczone ciuchy i zostawiłem, z nadzieją, że do jutra się ogarniesz. 
Chowa twarz w dłoniach. 
– Molestowałam słownie? 
Wzruszam ramionami. 
– Prawie tylko słownie. 
Podnosi na mnie wzrok, na jej twarzy maluje się przerażenie. 
– Co to znaczy "prawie tylko słownie"? 
– Na powitanie, rzuciłaś się na mnie i zaczęłaś całować, ale ponieważ jestem dżentelmenem, poradziłem sobie z tym delikatnie i bez pomocy policji. Nie martw się, nie mam traumy. 
– Pocałowałam cię?! – krzyczy tak głośno, że dziwię się, kiedy nie ściąga na nas uwagi całego lodowiska. – Pocałowałam kogoś i nawet tego nie pamiętam? Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?! 
– A próbowałaś kiedyś powstrzymać napaloną na ciebie pijaną laskę, która bierze cię z zaskoczenia? 
Przez chwilę patrzy na mnie zrezygnowana, po czym ponownie chowa twarz w dłoniach. 
– Pójdę do piekła. 
Obejmuję ją jednym ramieniem. 
– Lara wmawia swojemu dziecku, że ja również, a ponieważ mieszkaliśmy razem przez kilka lat... Zajmę ci miejsce na stołówce. 
Po kilkunastu minutach użalania się, w końcu namawiam Violettę na to, żeby weszła na lodowisko. Wcale nie dlatego, że nigdy nie widziałem, jak ktoś uczy się jeździć na kacu. 
Jeszcze zanim stajemy na lodzie, obejmuje mnie mocno obojgiem rąk. Przytrzymuję ją w pasie i powoli kieruję dalej. 
Dopiero po kilku minutach, decyduje się mnie puścić, ale wciąż trzyma się blisko mnie. Po kolejnych dziesięciu, oddalam się kiedy nie patrzy. W chwili, w której uświadamia sobie, że nie ma mnie, ląduje na tyłku. Tak, to jest właśnie to, co chciałem zobaczyć. Teraz do szczęścia brakuje mi tylko tego, aby na lodowisko wjechała drużyna hokejowa i staranowała Toby'iego. 


– Między tobą a Teddy jest już wszystko dobrze? – pyta, kiedy popołudniu odprowadzam ją do jej mieszkania. 
Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. Może nie jest idealnie, ale będzie kiedy wspólnymi siłami wyeliminujemy kretyna jej matki. 
– Można tak powiedzieć. 
– Jak do tego doprowadziłeś? 
– Zgodnie z radą Fran, pokazałem jej, że jestem najlepszym wujkiem w pieprzonym wszechświecie i że Ben się myli. 
Uśmiecha się. 
– To z pewnością lepszy pomysł niż ten, w którym wypychasz Bena przez okno. Cieszę się, że nie chcesz się już go pozbyć. 
Śmieję się. Jest taka naiwna, że to aż urocze. 
– Kto powiedział, że się go nie pozbędę? Zrobię to, ale pierw nastawię Teddy przeciwko niemu, bo razem mamy większe szanse. 
Szatynka gwałtownie się zatrzymuje, po czym staje przede mną. 
– Leon, nie sądzę, aby nastawianie Teddy przeciwko chłopakowi twojej kuzynki, było dobrym pomysłem. 
– Bo? 
– Bo to złe! Chcesz uczyć Teddy złych rzeczy? 
Wzdycham głośno. Szanuję Castillo, ale sytuacja z kolacją u Lary, pokazała, że nie powinienem się jej słuchać, dlatego postanawiam nie ciągnąć tego tematu dalej. Metody Violetty się nie sprawdziły, więc teraz będę się kierował radami Fran. Tym bardziej, że jej sposoby podobają mi się bardziej. 
Dalej idziemy w ciszy, kiedy Violetta nagle gwałtownie się zatrzymuje. 
– Stąd mogę iść sama – oznajmia. 
Marszczę brwi. 
– Na pewno. 
Potwierdza skinieniem głowy. 
– Dziękuję  za to, co wczoraj dla mnie zrobiłeś. Przepraszam, obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. 
Przypatrzcie się dokładnie. Zaraz Wam zademonstruję jak faceci manipulują kobietami poprzez pomoc i dobre uczynki. 
– Nie ma za co – odpowiadam, a ona uśmiecha się, po czym odwraca i zaczyna iść dalej. Łapie jej rękę, zatrzymując ją w ten sposób. – Violetta. 
Odwraca się w moją stronę i już ma zapytać, o co chodzi, kiedy całuję ją. 
Uśpiłem jej czujność i wziąłem to, co chciałem. I co, nadal uważacie się za znawców? Zapamiętajcie – faceci nigdy nie pomagają bezinteresownie. A przynajmniej nie ja. 
Przenoszę ręce na jej biodra, podczas gdy ona stoi oniemiała i chyba jeszcze nie ogarnia, co się dzieje. Wiem, co myślicie. Zaraz się ogarnie i da mi w twarz. 
Rozczaruję Was – tak się nie dzieje. Rzeczywiście dociera do niej, co się dzieje, ale zamiast ponowne mnie uderzyć, zarzuca mi ręce na szyję i oddaje pocałunek. Może i Violetta Castillo nie ma za grosz gustu w sprawach bielizny, ale całuje chyba jeszcze lepiej niż Fran. 
Po chwili moje ręce wędrują na jej pośladki. Wiem, co myślicie – Diego mnie zabije. Ale kto na moim miejscu myślałby o Diego? Kogo on w ogóle obchodzi? 
Po jakimś czasie szatynka się odrywa. Wciąż stoimy w takiej samej pozycji, a ona patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. 
– Teraz widzisz, jak to jest, gdy ktoś bierze cię z zaskoczenia. 
W tej chwili, nawet ja myślę, że da mi w twarz. Ale ku mojemu – i zapewne Waszemu – zaskoczeniu, znowu mnie całuje. Rzecz jasna nie protestuję, jakim byłbym człowiekiem, gdybym to zrobił? 
Kiedy znowu się odrywa, zerka z przerażeniem na coś za moim ramieniem. 
– Muszę iść – rzuca i biegnie w stronę swojego domu. 
– Violetta! – krzyczę za nią, po czym się odwracam. Nie zauważam jednak nic niepokojącego.  
Zresztą, nie oszukujmy się – wszyscy wiedzieliśmy, że ucieknie, kiedy już skończymy. To było zbyt proste do przewidzenia.

~*~

Czy Wy to widzicie? Nie dość, że jakieś niecałe dwa tygodnie odstępu, to jeszcze przychodzę do Was w środku tygodnia, a rozdział ma prawie 2 tysiące słów. Tak to wciąż Nicol! :D Wakacje wyczuwam ^^ <3. Nie wiem, jak Wy, ale ja w przyszłym tygodniu mam wystawianie ocen, potem cały tydzień bez lekcji (jakieś klasowe zajęcia o.o) i koniec! <3 A wtedy będzie mnie więcej, obiecuję ;*. Zarówno tutaj, jak i na IJNYL (btw, mam tam już zaplanowane rozdziały do końca, więc obędzie się bez problemó z weną, juhuu XD).
Wracając do rozdziału, to chyba najlepszy 13. rozdział jaki napisałam ;D. Tak, zwracam uwagę na to, że 13. u mnie zazwyczaj są jeszcze gorsze niż inne rozdziały. Nie jestem dziwna tylko spostrzegawcza, ok? XDD
Lajonetta się do siebie zbliża i...I teraz tak zostanie ;D. Przynajmniej na jakiś czas, więc mam nadzieję, że się z tego powodu cieszycie ;).
Ah, no i przepraszam, że tak mało Teddy ;D. Później będzie jej więcej, promise ;*
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie! :**

Do następnego! ;)

Quinn ;**

PS#1
Czasem jak piszę tutaj rozdziały, to mam ochotę dać emoji na końcu jakiś zdań (zazwyczaj są to zdania Leona). Nwm czemu, ale LOL XD. Kocham pisać to opo :D.

PS#2
Przepraszam, że tak dużo dialogów ;//.

piątek, 13 maja 2016

12. ~ Pieprzony przedmiot



– Rozwiązaniem twojego pieprzonego problemu jest uświadomienie sobie, że jesteś męską dziwką i kretynem – mówię, siedząc w kawiarni i wpatrując się w sufit. Jestem zbyt wredny? Trudno. Męczy mnie wysłuchiwanie jego rozdmuchanych problemów. Nie oceaniajcie dopóki same tego nie doświadczycie.
– I kto to mówi? – odpowiada Federico. – Do prawiczka ci daleko z tego, co pamiętam. Prawda, Fran? 
– Mnie w to nie mieszajcie – rzuca, siedząc obok mnie i wgapiając się w swoją komórkę. Odkąd zaczęła się jej przerwa, siedzi i do kogoś smsuje. 
Prawda jest bolesna, ale bywa. Federico to dziwka i wiecznie ma problemy z natrętnymi laskami. Albo przynajmniej twierdzi, że tak jest, bo ja mu nie wierzę. Chociaż z drugiej strony, tylko psycholki dałyby się przelecieć przez mojego kumpla. Skoro są zdolne do tego, to mogą też zostać stalkerami.  
– To PMS czy co? – kontynuuje Włoch. 
Tak naprawdę to nie PMS, po prostu depresja. Przesadzam? Być może, ale mam do tego prawo, bo od tygodnia Violetta ze mną nie rozmawia, jakiś idiota kradnie mi Teddy, a Fran chyba znalazła sobie chłopaka, co jest równoznaczne z katastrofą nuklearną. Już bym wolał, żeby poszła do zakonu. 
Brunetka kończy pisać wiadomość i odkłada komórkę na stolik. 
– Okej. – Spogląda na mnie. – Co jest? 
Wzruszam ramionami. 
– Chyba mam depresję – oznajmiam i wracam do wpatrywania się w sufit. 
Włoszka patrzy na mnie zdezorientowana. Widzicie to? Tak jakby ostatnie kilkanaście minut spędziła w zupełnie innym miejscu. 
– Dlaczego? 
Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. 
– Chłopak Lary wciąż nastawia Teddy przeciwko mnie, a siostra Diego się do mnie nie odzywa i nie mam pojęcia, czemu mnie to obchodzi. 
Fran spogląda na mnie zaskoczona i przez chwilę się zastanawia. Francesca od lat jest jedyną osobą, z którą rozmawiam o swoich problemach. Zna mnie najlepiej zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej – jeśli ona mi nie pomoże, to pora przygotować się na umieranie.
– Przecież nie znosisz jego siostry – oznajmia Fede, marszcząc brwi. – Wróćmy lepiej do tematu tej blondynki. 
Wzdycham głośno. Tak, wróćmy i go zakończmy.
– Znam dobrze i ciebie, i Ludmiłe, i jeśli miałbym wskazać któremu z was jest bliżej do psychicznej kretynki, bez wahania wybrałbym ciebie – rzucam. Uznaję, że nie muszę nic więcej dodawać, więc wracam spojrzeniem do Francesci, która wciąż się zastanawia nad tym, co jej powiedziałem.
– Okej – zaczyna. – Myślę, że powinieneś pokazać Teddy, że facet Lary się myli. Wytłumacz jej, że to co mówi nie jest prawdą. Biorąc pod uwagę wasze relacje, powinna ci uwierzyć. Dzięki temu przestanie się gniewać na ciebie, a czyny faceta Lary obrócą się przeciwko niemu. 
Wpatruję się w jej twarz, analizując jej słowa. Fran sugeruje, że... powinienem nastawić Teddy przeciwko facetowi Lary, tak jak on to zrobił? A nie mówiłem, że jest pieprzonym geniuszem? Kocham ją, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.
– Okej – odpowiadam, To nie powinno być trudne. Co więcej, jestem pewien, że będę się przy tym nieźle bawił. 
Francesca uśmiecha się i mówi dalej: 
– Jeśli chodzi o siostrę Diego... Myślę, że czujesz się zagubiony, bo nigdy wcześniej nie doświadczyłeś takiej relacji z kobietą – oznajmia. – Zazwyczaj albo z nimi sypiasz, albo ci na nich zależy, bo są twoją rodziną. Zdarzają się przyjaciółki takie, jak laska, o której zaliczeniu marzy Federico, ale z nimi nie widujesz się często. 
– Nie marzę o jej zaliczeniu! – wtrąca się Włoch. – Zrobiłem to i nie chcę tego powtarzać. 
– Tak, oczywiście – zbywa go brunetka. – Czujesz się nieswojo, bo Violetta nie należy do żadnej z tych grup. Gdyby jakaś laska z pierwszej kategorii, przestała się do ciebie odzywać, olałbyś to, ale gdyby zrobiła to na przykład Lara, automatycznie przejąłbyś się. Masz ustalone reakcje na działania dziewczyn w tych kategoriach, a Violetta zrobiła coś, na co nie wiesz jak odpowiedzieć, bo ani z nią nie spałeś, ani nie należy do twoich bliskich.  
Kiwam głową.  
– Czyli... twierdzisz, że powinienem ją przelecieć, aby przypisać ją do jednej z tych kategorii? 
Energicznie zaprzecza.
– Nie. Nie, Leon. Diego by cię zabił, gdybyś przespał się z jego siostrą. 
– Pieprzyć Diego – oznajmiam. – To ja tu wariuję.  
Wstaję i zabieram swoją kurtkę. 
– Gdzie idziesz? 
– Do Violetty – rzucam i kieruję się w stronę wyjścia. 
– Nie, Leon, nie to miałam na myśli! – krzyczy za mną Francesca, ale nie zwracam na nią uwagi. – Leon, jestem w pracy i nie mogę za tobą iść! 

Parkuję samochód przed budynkiem, w którym mieszka szatynka i wychodzę. Idę w stronę drzwi, kiedy wychodzi z nich Castillo. Kiedy mnie zauważa, idzie szybkim krokiem w przeciwną stronę. Wzdycham i ją doganiam. 
– Poczekaj – mówię, a kiedy się zatrzymuje i patrzy na mnie oczekująco, dodaję: – Musimy się ze sobą przespać. 
Wpatruję się we mnie przez chwilę szeroko otwartymi oczami, tak jakbym właśnie oznajmił, że jest moją córką. A przecież moja wypowiedź nie należała do jakiś nadzwyczajnych.
– Co? 
– Musimy się ze sobą przes... – przerywam, czując na policzku jej dłoń. Czy ona właśnie dała mi z liścia? Łapię się za obolałe miejsce. – Ałć.
Zapamiętajcie –  Violetta Castillo tylko wygląda na niewinnego kurdupla, w rzeczywistości ma silniejszą rękę niż Federico. Nie, żebym dostał kiedyś od niego z liścia – po prostu zgaduję.
Na jej twarzy widnieje jednocześnie zaskoczenie i złość. Przyznam szczerze, że nie takiej reakcji się spodziewałem. Zresztą... Wy zapewne też nie. 
– Do końca zidiociałeś?! – pyta zdenerwowana. Czym ona się tak złości? 
– Posłuchaj – zaczynam. – Według Fran jesteś kimś nowym w moim świecie i robisz mi wodę z mózgu, dlatego musimy się przespać ze sobą, żeby wszystko było w normie, bo zwariuję. 
Otwiera oczy jeszcze szerzej.
– Za późno, już zwariowałeś – rzuca i odchodzi. 
– Zepsułaś mnie i teraz musisz mnie naprawić! 
Przystaje i po chwili zastanowienia się, odwraca się i wraca do mnie. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Wiedziałem, że ją przekonam.
– Mam narzeczonego – oznajmia. – Poza tym, dlaczego myślisz, że wskoczę ci do łóżka, tylko dlatego, że powiedziałeś, iż muszę.?
Wzruszam ramionami. Właściwie to się nad tym nie zastanowiłem. 
– Czemu nie. 
Wpatruję się we mnie, jakby czekając, aż powiem coś więcej. 
– Nie wiem... 
– ... czemu miałabyś się ze mną nie przespać? – kończę za nią. 
Kręci głową. 
– ... co takiego zrobiłam że wszyscy traktują mnie jak swój pieprzony przedmiot – poprawia mnie.– Nawet ty. 
Zanim zdążam coś odpowiedzieć, odchodzi. 
– Violetta... 
Kiedy nie reaguje, postanawiam nie iść za nią. Nawet nie wiem, co bym jej powiedział. 


– W takim tempie, studia nie będą ci potrzebne, bo z tego i naszych spadków bez problemu wyżyjesz – mówię, kiedy leżę z Teddy na moim łóżku i liczę kasę, którą zarobiła na przekleństwach innych ludzi. 
Z początku stawka za jedno brzydkie słowo wynosiła tylko dwa dolary. Ale ponieważ dostawała tę kasę za często, Lara podniosła ją do pięciu. Myślała, że w ten sposób wszyscy w otoczeniu się bardziej wstrzymają. I tak zrobili. Wszyscy poza mną. Tak naprawdę 90% tej kwoty pochodzi z mojego portfela. Tak więc przez pomysł Lary nie zmieniło się wiele. Teddy dostaje tak samo często, jak wcześniej, ale po prostu więcej. Nie, żeby narzekała. 
– Będę mogła kupić sobie za to czekoladę? 
Spoglądam na nią. Zdecydowanie muszę ją nauczyć, że w życiu istnieją ważniejsze wartości niż czekolada.
– Nie – odpowiadam. – Tym zapłacimy za twoje studia. 
O ile Teddy będzie zarabiać w takim samym tempie, za jedenaście lat, kiedy będzie szła na studia, nawet nie będę musiał jej dokładać. 
Możecie negować tę metodę, ile chcecie, ale dzięki temu Teddy uczy się przedsiębiorczości, matmy i poprawnego języka. W dodatku zbiera pieniądze na dalszą edukacje. To rozwiązanie nie posiada żadnych minusów. Jesteśmy niezaprzeczalnie genialni. 
– Co to studia? 
– Szkoła, do której pójdziesz, kiedy będziesz dorosła – odpowiadam i obserwuję jej zdezorientowany wyraz twarzy. 
– Mama jest dorosła, a nie chodzi do szkoły. 
– Ale za to ciężko pracuje i dostaje mało kasy. Jeśli pójdziesz na studia, będziesz zarabiała więcej pieniędzy i będziesz mogła w niej robić, co będziesz chciała. 
– Po co mi więcej pieniędzy? Mam tutaj dużo. 
Wzdycham, ale nie odpowiadam. Teddy jest mądrym dzieckiem, ale odpowiedź na to pytanie, nawet ja ledwo pojmuję. 
– Ty też nie chodzisz do szkoły – ciągnie. 
– Bo ja już ją skończyłem. A teraz mogę latać samolotami. Gdybym się nie uczył, musiałbym harować jak twoja matka, a tymczasem pracuję, jak chcę i za ile chcę. 
Nie okłamuję jej. Lara nienawidzi swojej pracy, ale i tak musi tam chodzić – mimo, że nie dostaje za to nawet połowy mojej pensji. Tymczasem ja robię to, co kocham – kiedy chcę i jak chcę. A za moją pensję mógłbym utrzymać siebie, Larę i Teddy. Tak bym pewnie zrobił, gdyby nie duma mojej kuzynki. 
Zrobię wszystko, aby Teddy skończyła, jak ja, a nie jej matka. Ale i tak nie mam wątpliwości, co do tego, że osiągnie więcej niż my dwoje razem wzięci. 
– Leon? 
– Hmm? – pytam, zbierając pieniądze z łóżka. 
– Dlaczego nie lubisz Ben'a? 
Wzdycham głośno. Teddy, to przecież oczywiste. 
Wstaję na chwilę i idę do salonu, z którego zabieram portfel. Kiedy wracam, Teddy siedzi na łóżku i przypatruje się mi. 
– Bo Ben to pieprzony – daję jej pięć dolarów – idiota – kolejny banknot – który manipule i próbuje spieprzyć – następny banknot – naszą relację. Nie lubimy gnoja – kończę. – Dolicz dwadzieścia dolców, do tego co policzyliśmy. 
Zapisuje to w notesie i wraca wzrokiem do mnie. W końcu kasa nie będzie czekać, a mnie się nic nie stanie.
– Ale mama lubi Ben'a. 
– Ale wujek nie lubi. Pamiętaj, kto kupuje ci czekoladę i kto pozwala ci na więcej. Zapamiętaj sobie – nie lubimy Ben'a. Nie gadamy z nim i chcemy, żeby wyjechał na Safari, gdzie zjedzą go lwy albo słonie.
Krytykujcie moje metody dalej. Pogadamy, kiedy Teddy zostanie prezydentem.
Teddy przygląda mi się chwilę, ale później wzrusza ramionami i kiwa głową. Manipulowanie nią nie jest trudne, Muszę nad tym popracować. 
– Nie będę lubiła Ben'a, jeśli weźmiesz mnie na łyżwy. Obiecałeś. 
Zwracam honor. Powinien się domyślić, że bez szantażu się nie obejdzie. Lara mnie kiedyś zabije. 
Myślę chwilę. 
– Pójdę z tobą na łyżwy, jeśli namówisz Violettę, aby do nas dołączyła. 
Castillo jest na mnie obrażona i bardzo prawdopodobne, że mnie by odmówiła rozmowy – ale nie Teddy. Ma do niej taką samą słabość, jak wszyscy, którzy spędzą z nią trochę więcej czasu. 
Tak naprawdę nie miałbym żadnego problemu z wyjściem z nią. Zrobiłbym to tak czy siak, ale kolejna rzecz, którą muszę ją nauczyć to to, żeby korzystać, kiedy się da. 
Kiwa energicznie głową. 
– Weźmiemy też Toby'iego? 
Prostuję się gwałtownie. Kolejna rzecz, którą warto zapamiętać – jeśli siedmiolatka wypowiada imię chłopaka, który zdecydowanie nie jest ani jej wujkiem, ani znajomym jej rodziców, pora zacząć się bać.
– Kim jest Toby? 
– Moim chłopakiem. 
To dziecko mnie nienawidzi. Przysięgam, że chce mnie zabić. 
– Teddy, nie masz chłopaka. Jesteś za młoda! 
Patrzy na mnie i marszczy brwi. 
– Ale moje koleżanki mają chłopaków. 
– Twoje koleżanki się nie szanują – odpowiadam. Co za siedmiolatki szukają sobie chłopaków? Teddy chodzi do szkoły czy do burdelu? Tak się kończą metody wychowawcze Lary. Cofam gadkę o nas geniuszach.
Zakłada ręce na piersi. 
– Albo Toby, albo Ben. 
Wzdycham głośno. Zdecydowanie jest zbyt sprytna. 
– Poproszę Larę, żeby zadzwoniła do mamy Toby'iego. 

Wieczorem, po odwiezieniu Teddy do domu, wchodzę do swojego mieszkania i odkładam klucze na blat w kuchni. Ściągam kurtkę i udaję się pod prysznic. Dopiero, kiedy z niego wychodzę, słyszę, że ktoś najprawdopodobniej wali pięściami w moje drzwi. 
Ubieram spodnie od dresu i idę w stronę hałasu. Chwilę po otworzeniu drzwi, Violetta rzuca mi się na szyję i zaczyna mnie całować. W pierwszej chwili jestem zdezorientowany, ale oddaję pocałunek.Nawet nie próbujcie mi wmówić, że spodziewałybyście się po mnie czegoś innego. W życiu kieruję się zasadą – jeśli dzieje się coś dobrego, to nie pytaj tylko korzystaj. Polecam, życie jest dzięki temu o wiele lesze.
Niestety aż takie zaskakująco dobre rzeczy, nie zdażają się bez powodu. Uświadamiam to sobie, kiedy czuję alkohol. Gwałtownie się odsuwam. Szatynka nie może utrzymać równowagi, dlatego praktycznie wisi na mojej szyi. 
– Jesteś pijana? – pytam, choć dobrze znam odpowiedź. 
Zabiera jedną rękę z mojej szyi, dlatego gwałtownie ją łapię za biodra, aby się nie przewróciła. 
– Tylko troszeczkę. – Pokazuje przestrzeń między palcem wskazującym i kciukiem od ręki, którą przed chwilą zabrała. – Powiedziałeś, że musisz mnie przelecieć, więc przyszłam i ci pozwalam. 
Wzdycham głośno i podnoszę ją. Nie zastanawiając się, zanoszę ją do swojej sypialni, gdzie kładę ją na łóżku. 
– Co za tempo – chichocze, kiedy ją kładę. 
Staję nad łóżkiem i dopiero wtedy zastanawiam się, co robić dalej. 
Znajduję dwie opcje – albo zadzwonię po Diego, albo zostawię ją tutaj na noc. 
Dochodzę do wniosku, że telefon do jej brata nie jest najlepszym pomysłem – oboje mielibyśmy przechalapane – więc postanawiam ją tutaj zostawić do rana. Resztą problemów zajmę się jutro.
– Leon... wyglądasz tak seksi bez koszulki. 
Ignoruję ją i podnoszę do pozycji siedzącej, dzięki czemu łatwiej jest mi ściągnąć jej płaszcz. Potem zabieram się za kozaki. 
– Pamiętasz, jak kiedyś tu przyszłam, kiedy byłeś ze swoją dziewczyną? – Przewracam oczami, słysząc jak nazywa Fran. – Byłeś wtedy w samych bokserkach, miałeś poczochrane włosy i poranny zarost. Wtedy też wyglądałeś seksi. 
Znowu staję nad nią, zastanawiając się, czy pozwolić jej zasnąć w dżinsach i swetrze. Na zewnątrz pada śnieg, więc jest cała mokra – postanawiam to zdjąć. Pozbywam się jej bladoróżowego swetra, po czym odpinam guzik ciemnych rurek. 
– Tak naprawdę zawsze wyglądasz seksi. Nawet wtedy, kiedy Teddy siedzi ci na barana. A może szczególnie wtedy.
Delikatnie popycham ją, dzięki czemu się kładzie, a ja mogę bez problemu zsunąć jej spodnie. Ponownie ją podnoszę do pozycji siedzącej i szukam w szafce jakiejś koszulki. Kiedy w końcu znajduję szary t-shirt, odwracam się z powrotem, ale Violetta już śpi, wtulając się w poduszkę. Delikatnie zakładam jej koszulkę, po czym gaszę światło i przykrywam ją kołdrą. 
Po zamknięciu drzwi, opieram się o nie i wzdycham głośno. Coś mi mówi, że czeka nas ciężki poranek.

~*~

Czy Wy widzicie jakie to jest długie? :O A jakie zajebiste? :O Nie no, z tym drugim to żartowałam ;D. Ale sami musicie przyznać, że to jest cholernie długie jak na mnie. Zanim dopisałam parę akapitów  było ponad 2100 słów, podczas gdy normalnie mam problem z napisaniem 1400-1600 *O*.
Dobra, koniec z tym samouwilbieniem ;D. Po prostu jestem z siebie dumna, ok?
Mam nadzieję, że wynagrodziłam Wam tą długością długą nieobecność ;p. Dostałam nagłego napływu weny na dwa rozdziały, więc kolejny może będzie szybciej. Zaczęłam go już pisać, ale zawsze mogę się zaciąć w połowie, więc nic nie obiecuję ;p.
Przepraszam za wszystkie błędy, sprawdzałam rozdział dwa razy, ale znając mnie, jest ich jeszcze masa ;/. Później sprawdzę jeszcze raz.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;*
Napiszcie mi czy kolejny wolicie tutaj, czy na IJNYL ;).

Do następnego! :*

Quinn ;*