sobota, 17 września 2016

21. ~ Narty


– Co on tu robi? – pytam szeptem, kiedy nasze spojrzenia do siebie wracają.
– A skąd ja mam to wiedzieć?
Nie, żebym miał coś do jej narzeczonego, ale... właściwie to mam. Poza tym nie bawię się w trójkąty, a przynajmniej nie w takie, w których jest jedna laska.
– Musisz się schować!– krzyczy szeptem.
– Violetta? – słyszymy zza drzwi.
– Już idę!
Patrzę na nią.
– Dlaczego to ja mam się chować?!
Unosi brew, a ja dopiero po tym geście zdaję sobie sprawę z tego, jak głupie pytanie zadałem. Właśnie zerwałem z laską zaraz przed tym, jak jej narzeczony postanowił przyjechać i przerwać nasz weekend. Nie codziennie mi się to zdarza – mam prawo być zdezorientowany.
Czy ja powiedziałem "zerwałem"? Nie, to głupie określenie. Nic nas nie łączyło. I nie będzie łączyć. Amen.
Wzdycham głośno, po czym rozglądam się po salonie, aby upewnić się, że nie ma tu niczego, co należy do mnie. Następnie wstaję i znikam w kuchni. W przejściu między pomieszczeniami znajduję się tylko łuk, dzięki czemu jestem w stanie słyszeć wszystko, co się tam dzieje i pozostać niezauważonym.
Nie pytajcie, czemu chcę ich słyszeć. Odczepcie się.
Słyszę kroki, a następnie dźwięk otwieranych drzwi.
– Colton! Co ty tu robisz?! – udaje zaskoczenie.
Oscar dla najlepszej aktorki idzie do... nie Violetty Castillo. Violetta jest piękna, mądra, zabawna, sympatyczna i wszelkie te inne bzdety, które mówimy Wam, kiedy chcemy się podlizać – niestety do dobrej aktorki jej daleko. Zaczynam myśleć, że już po mnie. Jej narzeczony musiałby być kompletnym kretynem, żeby nie wyczuć sztuczności w tej wypowiedzi.
– Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę i przyjadę po ciebie – słyszę w odpowiedzi.
Okej, przeceniłem gościa – myślałem, że ma mózg. Kto by się spodziewał.
Nic dziwnego, że Violetcie mimo braku talentu aktorskiego udało się ukrywać romans z kumplem jej brata.
Diego też jest aż takim kretynem czy po prostu nie gada z siostrą?
– Kompletnie się nie spodziewałam.
Myślicie, że jak walnę dłonią w swoje czoło to usłyszą?
Po chwili dostaję odpowiedź – jeśli ja słyszę, że się całują, to oni usłyszeliby, gdybym się uderzył. Swoją drogą – serio? Całują się? Kiedy ja jestem za ścianą? Czuję się ignorowany.
Czy to źle, że nie podoba mi się, że Violetta całuje swojego narzeczonego?
Jestem facetem – chyba wszystko w porządku. Nie?
– Gdzie Ludmiła? – słyszę po chwili.
– Ludmiła? – Po tym pokazie beznadziejnego aktorstwa, jaki nam zafundowała chwilę temu, przejąłbym się tym, że zaraz nas wyda. Ale jej narzeczony to kretyn. Nawet gdybym wyszedł i stanął przed nim w samych bokserkach, to nie skapnąłby się, że coś jest nie tak. – Ona... wyjechała. Pół godziny temu.
– To czyj jest samochód przed domem?
Mój.
– Eee... Ludmiły!
Geniusz.
– Zostawiła mi go, żebym miała czym wrócić do domu. Po nią przyjechał jej nowy chłopak.
– Nie chciałaś jechać z nimi?
Według jej historyjki, gdyby wyjechała "z nimi", pocałowałbyś klamkę, a nie Violettę, kretynie, więc naciesz się i spadaj zamiast zadawać głupie pytania.
– Nie – mówi, siląc się na lekki ton. – Chciałam... zostać do wieczora.
– Możemy zostać.
Jeszcze czego! Wynocha.
– Nie! – odpowiada szatynka natychmiast. – Powinniśmy wracać do domu – mówi pospiesznie, – Daj mi pięć minut, wezmę tylko swoje rzeczy.
Słyszę, jak zaczyna odchodzić, a potem kolejne kroki. Zbliżające się do kuchni.
– Co robisz? – pyta Castillo.
– Idę nalać sobie szklanki wody. Tu jest kuchnia, tak?
Nie!
– Nie! – zaprzecza. – To znaczy... Może iść usiąść na kanapie, a ja ci przyniosę wodę.
Dobrze, że nie wie, co na tej kanapie robiliśmy  ja bym na jego miejscu, nie chciał tam siadać.
Nie odpowiada, ale słyszę dźwięk oddalających się kroków, więc oddycham z ulgą. Po chwili Castillo wchodzi do kuchni. Spogląda na mnie bez słowa, po czym napełnia szklankę i wychodzi, nie obdarowując mnie już żadnym spojrzeniem.
Myślicie, że jest obrażona za to, co jej powiedziałem?
W ciągu zaledwie kilku minut szatynka jest spakowana i słyszę, jak wraca.
– Możemy jechać.
– Co z samochodem Ludmiły?
– Później się nim zajmie.
A potem wychodzi. Bez pożegnania, Nie, żebym tego oczekiwał, ale...
W sumie to oczekiwałem.

– Skąd wytrzasnąłeś ten breloczek? – takimi słowami wita mnie Diego, kiedy w środę dosiadam się do ich stolika w knajpie, w której pracuje Fran.
– Skąd wytrzasnąłeś te klucze? – dopowiada Federico.
Mówiłem, że ja i klucze się nie lubimy. Nic dziwnego więc, że moi przyjaciele tak zareagowali, gdy położyłem klucze z obciachowym breloczkiem-misiem na stole.
– Dostałem od... Teddy – odpowiadam.
– Nie ma jej tutaj, możesz zdjąć tego pluszaka – odpowiada Włoch. Nie wpadłbym na to sam, kretynie.
Nie odpowiadam.
Po chwili do naszego stolika podchodzi kelnerka i przyjmuje nasze zamówienia. Kiedy odchodzi dostrzegam Fran. Wołam ją, ale tylko spogląda na mnie i wraca do pracy.
A więc foch trwa.
– O co się obraziła? – pyta Diego.
– Obawiam się, że jest zazdrosna.
Gwałtownie unosi wzrok.
– O kogo?
– O mnie i... – Nie przemyślałem tego, okej? – sąsiadkę...
Federico nagle postanawia się włączyć do rozmowy.
– Sąsiadkę?
– Tak, Federico, sąsiadkę – mówię tonem, którym chcę mu przekazać, aby się zamknął. Dopiero wtedy zaczyna łapać.
– Aaaa, tę sąsiadkę.
Jeśli kiedykolwiek Diego się o czymś dowie, nie będzie to moja wina. Zakład, że wygada się mu albo najgorsza aktorka na świecie czyli Violetta, albo obrażalaska Francesca, albo idiota Federico.
Ale to pewnie mnie oberwie się najbardziej.
– Nadal nie wiem, o jaką sąsiadkę chodzi – zauważa Diego. – Ale musi w niej coś być skoro wciąż z nią kręcisz, więc nie będę wnikał.
– Już nie – odpowiadam.
Próbowałem dodzwonić się do Violetty po tym, jak wyjechała ze swoim – pożal się Boże – narzeczonym, ale nie odbierała. Sama też się nie odzywała, więc wywnioskowałem, że nie chcę mnie widzieć i, choć dziwnie się z tym czuję, postanowiłem, że daję sobie spokój na zawsze.
Żegnaj, Violetto Castillo.
– Od kiedy? – pyta Włoch.
– Skończyłem z nią w weekend.
– Bo? – interesuje się Diego.
Bo jest twoją pieprzoną siostrą.
Chociaż w sumie to nigdy nie stało na przeszkodzie.
– Bo to trwało za długo.

– Przyjeżdżasz do rodziców na Święta? – pyta Lara.
Jako, że Francesca jest na mnie obrażona, a z Violettą nie zamierzam się widywać tak mniej więcej do końca życia, postanowiłem wyciągnąć rękę do Lary. Zrobiłem to, zabierając je na sanki. Skończyło się jak zawsze – Teddy świetnie się bawi, a ja muszę siedzieć z Larą i najpierw ją przepraszać, a potem być przepytywanym.
Nie, żeby moje przeprosiny były szczere. Wciąż nie lubię Bena i wciąż będę robił wszystko, aby go oddalić zarówno od Teddy, jak i od Lary. Po prostu zmieniłem taktykę i teraz robię to w tajemnicy przed kuzynką.
– Wyjeżdżam z miasta – mówią, odmachując Teddy, która właśnie wdrapała się na szczyt pagórka.
Szatynka przewraca oczami.
– Praca? Znowu?
– Nie. Jadę z Diego na narty.
Wzdycha.
– Święta spędza się z rodziną.
– Postaram się przed wyjazdem odwiedzić cmentarz, ale jest zimno – nie każ mi tam siedzieć dłużej niż pół godziny.
Wiem, że nie bawią jej moje słowa, ale nie komentuje ich w żaden sposób.
– Spędzasz Święta z Benem? – pytam z czystej ciekawości. Jeśli odpowiedź będzie potwierdzająca, poważnie zastanowię się nad opcją zostania w mieście albo porwania Teddy na jej pierwsze w życiu narty.
– Nie – odpowiada bez zawahania. – Właściwie to chciałam z tobą o nim porozmawiać.
Proszę, powiedz, że z nim zerwałaś. 
Proszę, powiedz, że z nim zerwałaś. 
Proszę, powiedz, że z nim zerwałaś. 
– Teddy ostatnio dziwnie w stosunku się do niego zachowuje. Jest niemiła i ciągle powtarza, że go nie lubi.
Nie są to słowa, których oczekiwałem, ale nie odbierajmy Teddy chwili chwały. Jestem z niej dumny, Wy też powinnyście.
– Chciałabym, żebyś z nią o tym porozmawiał. Może ciebie posłucha.
Wzruszam ramionami.
– Jasne.
– Naprawdę?
Oczywiście, że z nią porozmawiam. Przecież ktoś musi ją pochwalić i zmotywować do dalszego działania.
Uśmiecham się.
– Tak.
Odwzajemnia mój uśmiech.
– Dziękuję – mówi, po czym mnie przytula.
Żeby z Francescą też było tak łatwo.

– Ile jeszcze? – pytam, nie otwierając oczu.
– Prawie na miejscu.
Wzdycham głośno.
– Nareszcie.
– Od trzech godzin masz zamknięte oczy, nie mógłbyś w końcu zasnąć i zamilknąć?
– Nie umiem spać w samochodzie.
– Jesteś najgorszym pasażerem z jakim w życiu jechałem.
– Było dać mi kierować.
Uwielbiam jeździć autem – wtedy, kiedy ja kieruję. Kocham lecieć samolotem – wtedy, kiedy siedzę w kokpicie i wszystkim steruję. Nienawidzę obu tych czynności, kiedy muszę siedzieć i oddać stery komu innemu.
Nie byłoby tego problemu, gdyby Diego nie uparł się, że to on będzie kierował. Właściwie to nawet nie wiem, gdzie jedziemy. Chociaż w sumie mam to gdzieś – chcę po prostu wysiąść z tego cholernego samochodu.
Nagle czuję, że samochód zwalnia, po czym skręca i całkowicie się zatrzymuje.
– Jesteśmy na miejscu – informuje mnie Diego.
Gwałtownie otwieram oczy, ale widzę tylko jakiś dom.
– Gdzie hotel? – pytam zdezorientowany.
– Tutaj – oznajmia brunet, po czym wysiada z samochodu. Robię to samo i idę za nim na ganek. Jak dla mnie to wygląda jak mały dom na przedmieściach, a nie hotel. Gdzie on mnie wywiózł?
Kładzie dłoń na klamce, ale kiedy okazuje się, że są zamknięte na klucz, puka w nie.
– Diego, jeśli nie masz kasy na prawdziwy hotel mogę za ciebie zapłacić, ale nie każ mi zatrzymywać się tutaj. Kimkolwiek są właściciele tego miejsca – boję się ich.
Już mam zapytać o jego rozbawiony wyraz twarzy, kiedy drzwi się otwierają, a mnie ukazuje się... Kto, do cholery?!
Po wyrazie twarzy Violetty, wnioskuję, że ja również jestem ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć.
– Co ty tu robisz? – pytamy jednocześnie, a Diego już nawet nie próbuje ukryć zadowolenia.
– Niespodzianka – oznajmia. Właściwie nie wiem, do kogo kieruje te słowa. Nie ogarniam nawet, co się tu, do cholery, dzieje.
W tej chwili chcę tylko wrócić do cholernego samochodu.

~*~

Nareszcie! W życiu tyle nie pisałam rozdziału. Przysięgam, że zaczęłam go pisać w jakimś b, krótkim odstępie czasowym od dodania poprzedniego. Po prostu miałam blokadę i nie byłam w stanie pisać niczego, naprawdę.
W każdym razie chyba mi w końcu przeszło i wracam do żywych ;D.
Przepraszam, że tak nudno, ale musiał być taki rozdział, który będzie jakby wstępem do ciekawszych wydarzeń ;). Dlatego też jest tu dużo przeskoków czasowych.
Postaram się jeszcze coś dodać na NSR, ale nie obiecuję. Jak nie jutro to za tydzień ;p.
Pewnie dodałabym ten rozdział już wczoraj i miała więcej czasu na NSR, ale popołudnie i wieczór spędziłam w szpitalu, a jak wróciłam byłam tak zmęczona, że dałam sobie spokój ;/.
Mam nadzieję, że jeszcze nie uciekliście i czekam na Wasze opinie ;*.

Do następnego! ;)

Quinn ;*