piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział XVIII ~ "Ona wszystko powie Diego"



– Violetta, skąd to masz? – zapytał coraz bardziej zdenerwowany.
Szatynka wpatrywała się tylko w niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przecież nie mogła powiedzieć mu prawdy. Wkurzyłby się tylko, a przecież nic wielkiego się nie stało. Każdemu mogłoby się to zdarzyć, ale Leon by tego nie zrozumiał. Zapewne bez zastanowienia, wyciągnąłby pochopne wnioski, mając gdzieś to, że był to tylko wypadek.
– Kochanie, nic się nie stało – powiedziała cicho, nie będąc w stanie wymyślić nic innego.
– Jak...
Ze zdenerwowania przerwała mu namiętnym pocałunkiem, który – mimo, że na początku się wahał – w końcu oddał. Po chwili jednak chciał się oderwać, więc Castillo spanikowała i pogłębiła pocałunek, a następnie wsunęła ręce pod jego koszulkę i dotknęła torsu. Uśmiechnęła się lekko, kiedy poczuła, że łapie ją za biodra. 
– Leon? Violetta?
Natychmiast oderwali się od siebie. Violetta zamknęła oczy, mając nadzieję, że to tylko jej wyobraźnia płata jej figle, ale po odwróceniu się zobaczyła Francescę. Spojrzała na Verdasa, ale on wpatrywał się w swoją przyjaciółkę nie wiedząc, co zrobić.
– Rozumiem, że to właśnie o tym nie chciałeś mi powiedzieć – stwierdziła, krzyżując ręce na wysokości piersi.
Przez chwilę przyglądała się im obojgu, po czym usiadła dokładnie na środku kanapy szatyna.
– Nie spieszyłaś się gdzieś? – zapytał Leon.
Włoszka wyciągnęła telefon i po chwili pisania wiadomości ponownie go schowała. Wskazała najpierw swoją lewą stronę i szatynkę, a potem prawą i Verdasa. Spojrzeli na siebie, ale oboje nie mieli zamiaru się z nią kłócić, więc posłuchali jej i zajęli swoje miejsca.
– Mam rozumieć, że spotykacie się ze sobą za plecami Diego.
Szatynka chciała przytaknąć, ale Leon ją uprzedził.
– Nie – odpowiedział, a ta spojrzała na niego. Jak to nie, od razu pojawiło się w jej głowie. – My tylko…
– Wy tylko co? – Powędrowała wzrokiem od jednego do drugiego.
– Nic – odezwała się w końcu. Jeśli Verdas twierdził, że nie spotykają się ze sobą, to kim ona była, żeby zaprzeczać?
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka głupia była, myśląc, że Leon nagle się zmieni? Nigdy nie łączyło ich nic poza łóżkiem i szatyn najwyraźniej nawet po tym wszystkim nie miał zamiaru tego zmieniać.
Łudziła się, że teraz wszystko będzie wyglądało inaczej; że w końcu zbudują prawdziwy związek, ale przecież znała go dobrze. Z kimś takim, jak Leon jest to niemożliwe.
– Mieliśmy chwilę słabości, ale to się więcej nie powtórzy. – Wstała. – Przepraszam, ale muszę już iść.
Głos Leona jej nie zatrzymał. Wyszła jak najszybciej z jego mieszkania i po chwili znalazła się na ulicy pełnej ludzi. Bez zawahania ruszyła dalej, kiedy usłyszała sygnał swojej komórki. Wiedziała, że to Leon i to właśnie dlatego nie odebrała.

Kiedy poczuła czyjeś dłonie na swoich biodrach, wiedziała, że należą do szatyna. Usta na jej szyi tylko utwierdziły ją w tym przekonaniu. Uśmiechnęła się lekko, ale zaraz przypomniała sobie w jakim miejscu się znajdują.
– Leon, przestań – powiedziała. – W każdej chwili ktoś może tutaj wejść.
Westchnął i obrócił ją przodem do siebie, po czym szybko pocałował w usta.
– Tęskniłem za tobą – oznajmił muskając jej nos swoim. – Co robisz?
Uśmiechnęła się do niego lekko i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Robię kawę mojemu szefowi, żeby przeprosić go za to, że w piątek tak uciekłam i nie odbierałam jego telefonów.
Pocałował ją namiętnie.
– Ja przepraszam. Spanikowałem przed Francescą. Wszystko już jej wyjaśniłem i… nie jest zbytnio zadowolona, ale nic nikomu nie powie.
Kiwnęła głową.
Kiedy tylko usłyszała jakieś kroki, odsunęła się od Verdasa i oboje spojrzeli na drzwi, w których po chwili pojawił się Diego. Jego wzrok od razu powędrował na Castillo.
– Violetta? Co ty tutaj robisz?
Szatynka spojrzała na swojego byłego chłopaka zdziwiona. Była pewna, że ktoś mu powiedział o tym, że dostała tutaj pracę.
– Violetta została moją asystentką – wyjaśnił młodszy z braci. – Myślałem, że ojciec cię o tym poinformował.
Od razu wyczytała z twarzy bruneta, że nie miał o niczym pojęcia – co więcej, nie jest z tego zadowolony. Ona również nie skakała z radości na myśl o tym, że teraz dzień w dzień będzie musiała go widywać, ale nie miała wyjścia. 
– Dlaczego zatrudniłeś ją bez zapytania mnie o zdanie?
Brwi młodszego Verdasa od razu powędrowały w górę. 
– Violetta, poczekaj na mnie w moim gabinecie, okej?
Miała wielką ochotę tam zostać i zobaczyć jak dalej potoczy się ta rozmowa, ale wiedziała, że to by  tylko pogorszyło sytuację, więc opuściła pomieszczenie i skierowała się do gabinetu szatyna. Na miejscu, nie będąc w stanie usiedzieć, chodziła w kółko, czekając na Leona. 
Kiedy po kilku minutach, wszedł do pomieszczenia, usiadł na swoim krześle i przyciągnął ją do siebie tak, aby usiadła mu na kolanach. Spojrzała na niego pytająco, czekając aż coś powie.
– Diego nie jest zachwycony, ale szczerze mówiąc, nie ma w tej kwestii nic do gadania – oznajmił, po czym pocałował ją namiętnie, nie dając szansy na powiedzenie czegokolwiek. – Powiedziałem mu też, żeby nie zaczepiał cię w pracy.
Oparła swoje czoło o jego.
– Dziękuję. – Spojrzała mu w oczy. – Powinniśmy porozmawiać.
Szatynka nie ukrywała, że w tej chwili sama nie wiedziała, co łączy ją z Leonem. Pragnęła już na wstępie to z nim wyjaśnić, żeby uniknąć nieporozumień. Nie chciała, żeby sytuacja ze spotkania z Francescą się powtórzyła.
– Obiecuję ci, że porozmawiamy, ale nie tutaj. Przyjdź po pracy do mnie. Będę musiał coś jeszcze załatwić, ale masz klucze.
Kiwnęła głową.
Jego wzrok powędrował na jej prawą rękę, która spoczywała na piersi szatyna. Delikatnie odsunął rękaw różowej koszulki i musnął palcami siniaki.
– O tym też porozmawiamy.
– Dobrze.
Nie miała jednak zamiaru powiedzieć mu prawdy. Wiedziała, że szczerość jest ważna, ale Leon, gdyby wiedział, co się stało z jej nadgarstkiem, wkurzyłby się i nie docierałoby do niego to, że tak naprawdę nic się nie stało.
Pocałował ją namiętnie, kiedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Castillo odskoczyła od niego pewna, że zaraz zobaczy Diego. Ich oczom jednak ukazała się Jocelyn z jakimiś papierami w ręku. Spojrzała na nich zdziwiona.
– Przepraszam, j-ja… Powinnam była zapukać, przepraszam. P-przyjdę później.
Kiedy tylko wyszła, szatynka spojrzała spanikowana na mężczyznę.
– Leon, ona wszystko powie Diego.
– Spokojnie, porozmawiam z nią, okej?
Kiwnęła głową mimo, że nie była do końca przekonana co do tego, czy Jocelyn posłucha Verdasa.

Wyjęła klucz, żeby otworzyć drzwi od mieszkania szatyna, kiedy spostrzegła, że są otwarte. Od razu pomyślała, że najwyraźniej Leon załatwił to, co miał załatwić wcześniej niż się spodziewał i wrócił już do domu.
Weszła do mieszkania i położyła torebkę na stoliku.
– Kochanie, gdzie jesteś?! – krzyknęła sprzed pokoju.
Usłyszała czyjeś kroki i uśmiechnęła się pewna, że to Verdas. Zza ściany jednak wyszedł ktoś inny.
– No proszę. Któż to wrócił – uśmiechnęła się sztucznie. – Mam nadzieję, że stać cię na bilet w drugą stronę.
Zaraz po wyjściu z pracy, szatynka sprawdziła godzinę na komórce. Jeśli już nic więcej nie stanie jej na przeszkodzie, spóźni się o jedynie piętnaście minut, jednak biorąc pod uwagę to, że lunch muszą zjeść w miejscu z dala od miejsca pracy Leona, zapewne zostanie im jakieś dwadzieścia. Miała serdecznie dość ciągłego ukrywania się, ale kochała szatyna i wiedziała, że jeśli nie chce go stracić, musi dać mu czas. Już i tak robił postępy. Castillo nie miała wątpliwości co do tego, że jeszcze żadnej kobiecie nie pozwolił trzymać swoich rzeczy w jego mieszkaniu ani na odwrót. Z pewnością nie wyznał też żadnej innej miłości.
Według Francesci jak na Verdasa to i tak wiele, ale Violetcie wciąż to nie wystarczało. Pragnęła poznać jego rodzinę, znajomych, zamieszkać z nim. Miała jednak świadomość, że na to będzie musiała poczekać i była na to gotowa, ale jej oczekiwanie z pewnością nie będzie trwało wieczność.
Kiedy tylko przekroczyła próg, spostrzegła, że mężczyzna nie siedzi sam. Dokładnie przyjrzała się jego towarzyszce, ale po chwili miała już pewność, że jej nie zna. Strój kobiety również jej nie pocieszał – obcisła sukienka we wzór w kwiaty i czarna skórzana kurtka to na pewno nie jest look godny bibliotekarki czy nauczycielki, a szczerze mówiąc właśnie takie koleżanki wybrałaby Leonowi.
Zdenerwowana poprawiła włosy i naciągnęła koszulkę uwydatniając swoje piersi, po czym podeszła do ich stolika. Kobieta podniosłą wzrok w tej samej chwili, w której Castillo stanęła za szatynem. Usiadła na krześle obok, a kiedy odwrócił się w jej stronę, pocałowała go namiętnie, demonstrując, kim dla niego jest.
– Cześć, kochanie – powiedziała ze sztucznym uśmiechem mimo, że w środku gotowała się ze złości. Leon nie miał czasu odebrać telefonu od niej, ale znalazł go na to, żeby porozmawiać z tą kobietą. Tak, Violetta Castillo była zazdrosna.
– Hej, Violu – odparł, jak gdyby nigdy nic. – Poznaj, Megan.
Kobieta uśmiechnęła się równie sztucznie i wyciągnęła rękę. Szatynka niechętnie uścisnęła ją, po czym spojrzała na Verdasa, oczekując wyjaśnień.
– Megan to moja stara znajoma – oznajmił. – Czekałem tu na ciebie i przypadkiem na siebie wpadliśmy.
Kiwnęła głową, ale wcale nie podobała jej się ta znajoma. Zastanawiała się, dlaczego Leon nie może przyjaźnić się z samymi mężczyznami albo chociaż kobietami takimi, jak Francesca.
– Muszę już lecieć. Miło było cię poznać – zwróciła się do Violetty. 
Kiedy się podniosła, Leon wstał i pocałował ją w policzek. 
– Zadzwonię później i umówimy się na jakiegoś drinka czy coś w tym stylu – zaproponowała, a szatyn się zgodził.
Po jej odejściu usiadł, a Castillo spojrzała na niego z wyrzutem.
– Co?
– Nic – wzruszyła ramionami, sięgając po menu. – Co zamawiasz?

~*~

Nie podoba mi się ten rozdział ^-^. Taa, w sumie nie wiem, czemu, ale tak po prostu jest ;D. Pozostaje mieć nadzieję, że następny będzie lepszy ;).
Btw chciałam go dodać dopiero w przyszłym tygodniu, ale DZISIAJ WAKACJE NANANANANANANANA <333. Tak serio to nie czuję tych wakacji, ale... ;D. 
Ten rozdział jest jeszcze w miarę nudny, ale teraz musi być parę takich, żeby później było ciekawiej ^-^.
Bez rozpisywania się XD.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego :*

Quinn <3

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział XVII ~ "Sypiam z Leonem Verdasem"



Poczuł chłód, więc otworzył oczy i odwrócił się. Było tak jak myślał – szatynka zabrała przez sen całą kołdrę. Na dodatek zamiast się nią przykryć, po prostu się do niej przytuliła i teraz marzła. Verdas westchnął głośno, ale uśmiechnął się pod nosem. Mimo tego, że przez ostatnie dwa lata nie musiał się bić o swoją pierzynę, tęsknił za tym; za Violettą razem ze wszystkimi jej zwyczajami – tymi dobrymi i wkurzającymi. 
Usiadł i przybliżył się do niej w celu zabrania kołdry, ale kiedy tylko jej dotknął, Castillo ruszyła się, mamrocząc coś przez sen. Zaśmiał się pod nosem i potrząsnął lekko ramieniem kobiety. 
– Kochanie, oddaj mi kołdrę – poprosił cicho. 
Mocniej się przytuliła. 
– Mhm... jutro. 
Parsknął śmiechem, po czym złapał za fragment pierzyny i zabrał ją. Następnie przykrył siebie i szatynkę. 
Przytulił się do jej pleców, kiedy rzucił mu się w oczy zegarek, leżący na stoliku nocnym. Powinien wstawać i szykować się do pracy, ale nie miał najmniejszej ochoty rozstawać się z Violettą, dlatego wstał w celu poszukania komórki. 
– Co robisz? – wymamrotała, nie otwierając oczu. 
– Muszę zadzwonić do ojca i powiedzieć mu, że dzisiaj nie przyjdę – wyjaśnił, znajdując telefon. – A ty? Nie pracujesz? 
– Jestem bezrobotna – oznajmiła, obejmując poduszkę. 
Poderwał wzrok. Wiedział, że Castillo miała zostać asystentką jego ojca, ale nie miał pojęcia o tym, że nie miała planu B. 
– Nie szukałaś niczego? – spytał, siadając obok i kładąc rękę na jej nodze. 
– Szukałam, ale nie znalazłam. 
W myślach przeanalizował czy na pewno jego ojciec nie szukał kogoś na jakiekolwiek inne stanowisko, kiedy nagle dostał olśnienia. 
– Zostań moją asystentką. 
Otworzyła gwałtownie oczy spojrzała na niego. 
– Żartujesz? Może od razu założę koszulkę z twoim zdjęciem, a na czole wytatuuje sobie napis „Sypiam z Leonem Verdasem”? 
Zaśmiał się. 
– Z pewnością byłoby to bardzo romantyczne – stwierdził. – Mówię serio. Przecież nikt nie musi wiedzieć, że łączy nas... coś, co nie do końca jest związane z pracą. Przemyśl to. 
Nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pokoju w celu wykonania telefonu. 
Naprawdę chciał pracować z szatynką. Tym bardziej, że to przez niego nie ma teraz pracy. Poza tym nikt nie musi wiedzieć o tym, co robią po godzinach pracy. Jedynym problemem byłaby jego rodzina, która z pewnością we wszystko by się wtrącała. 
Spojrzał na zegarek i szybko uświadomił sobie, że jest późno. Wybrał numer swojego ojca i po usłyszeniu go w słuchawce, rzucił: 
– Nie przyjdę dzisiaj do pracy. 
Po chwili ciszy ponownie usłyszał jego głos. 
– O nie, Leon. Nie ma mowy. Najpierw Diego, a teraz ty? Oboje przychodzicie dzisiaj do pracy albo możecie nie wracać. Widzimy się niedługo – odpowiedział wkurzony i, zanim Verdas zdążył zaprotestować, rozłączył się. 
Zaraz po wyjściu z biura pojechał do szatynki. Od zajścia z poprzedniego dnia nie odbierała od niego telefonów, unikała go. Wiedział, że ją zranił, ale nie potrafił od tak powiedzieć swojej rodzinie, że z kimś się spotyka. Nie był w stanie zrobić takiego kroku. Kochał ją, ale przedstawianie jej swojej rodzinie to w tej chwili było za dużo.  
Nie chciał pukać, bo wiedział, iż będzie udawała, że jej nie ma, więc od razu otworzył drzwi kluczem, który od niej dostał. Po szybkim rozejrzeniu się po małym mieszkaniu, postanowił ją zawołać. 
– Violetta! – krzyknął, ale nie doczekał się odpowiedzi. – Kochanie, jesteś tutaj? 
Już miał wychodzić, kiedy usłyszał jej cichy głos: 
– W łazience. 
Podszedł do drzwi i zapukał dwa razy, po czym  – nie czekając na zaproszenie – wszedł.
Castillo leżała w wannie i nie podniosła wzroku, kiedy pojawił się w pomieszczeniu. Westchnął głośno, a następnie podszedł bliżej i przysiadł na krawędzi. 
– Sprawdziłeś, czy aby na pewno nikt za tobą nie szedł? – zapytała, wpatrując się w swoje paznokcie. 
– Violu... 
– No bo wiesz, jeszcze ktoś by się dowiedział, że spędzasz ze mną swój wolny czas.  
Pochylił się lekko i podniósł jej podbródek, zmuszając ją tym samym do spojrzenia mu w oczy. 
– Przepraszam, okej? – Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale kontynuował: – Wiem, że tego ode mnie oczekujesz, ale nie jestem gotów przedstawić cię mojej rodzinie. Nie teraz. Proszę, daj mi jeszcze trochę czasu. To dla mnie nowość, więc cholernie go potrzebuję.
Pokiwała niepewnie głową i ponownie chciała coś powiedzieć, ale tym razem przerwał jej dzwonek telefonu Verdasa. Wyjął komórkę z kieszeni. 
– To z pracy. 
– Odbierz. 
Rozmowa zajęła chwilę. W tym czasie szatynka usiadła zaraz za jego plecami i objęła go od tyłu. Rozłączył się i spojrzał na nią. Przybliżyła usta do jego ucha. 
– Odłóż telefon. 
Nic nie mówiąc, położył aparat na umywalce, stojącej na tyle blisko, żeby nie musiał wstawać. Zanim ponownie zdążył się do niej odwrócić, poczuł jak ciągnie go do tyłu i po chwili wylądował w jej wannie. 
Przeniósł na nią wzrok i zobaczył, że siedzi z boku chichocząc. Po chwili również zaczął się śmiać i ochlapał ją tak mocno, że mimo koka, jej włosy były całe mokre. 
Kompletnie nie słuchał swoim współpracowników. Mógłby teraz leżeć w łóżku z Violettą, a tymczasem musiał siedzieć w dusznej sali i uczestniczyć w jednym z comiesięcznych zebrań pracowników organizowanym przez jego ojca. Pocieszała go tylko myśl, że przerwę na lunch spędzi z Violettą w knajpce oddalonej od biura na tyle, żeby nikomu nie przyszło do głowy tam przyjść.  
Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył, kiedy został w pomieszczeniu sam z ojcem i Diego. 
– Mama zaprasza was dzisiaj na kolację – oznajmił Verdas. – Prosiła, żebyś wziął ze sobą Violettę, Diego. 
Szatyn na jej imię gwałtownie podniósł głowę i obserwował reakcje swojego brata. 
– Nie możemy – powiedział, jak gdyby nigdy nic. – Dzisiaj... mamy plany. 
Ich ojciec westchnął głośno. 
– A ty, Leon? 
– Eee... nie mogę, będę zajęty. 
– Czym? 
– Jeszcze nie wiem, ale później coś wymyślę. 
Mężczyzna pokręcił niezadowolony głową i bez słowa wyszedł. 
Leon od razu skierował swój wzrok na bruneta, który chował jakieś papiery do teczki. 
– Coś się stało między tobą, a Violą? – zapytał, ciekaw czy odpowiedź będzie zgodna z prawdą. 
– Nie, wszystko okej – odpowiedział wstając. – Mała sprzeczka i tyle. 
Szatyn uniósł brwi. Widział wczoraj Castillo i z pewnością nie nazwałby tego małą sprzeczką. Zastanawiał się tylko czy Diego go okłamuje, czy naprawdę w to wierzy. 
Nic nie mówiąc, wstał i również opuścił pomieszczenie. Po chwili zawahania, zapukał do gabinetu ojca. Słysząc zaproszenie, wszedł i – bez dłuższego wstępu – oznajmił: 
– Chcę zatrudnić Violettę na stanowisko mojej asystentki. Chciałem cię tylko zapytać czy nie masz nic przeciwko. 
Starszy Verdas podniósł na niego wzrok. 
– Nie mam, ale... czy mogę spytać dlaczego? Z tego, co mówił mi Diego, wasze stosunki nie są zbyt przyjazne. 
– Po prostu mam poczucie winy, bo przeze mnie Jocelyn dostała posadę zamiast Violetty. 
Ojciec przytaknął, ale nic więcej nie dodał, więc szatyn uznał tę rozmowę za zakończoną i wyszedł.  
Miał świadomość tego, że Castillo nie zgodziła się jeszcze na to, aby z nim pracować, ale wcześniej czy później, właśnie to by postanowiła. Wolał nie czekać, aż będzie za późno i ojciec sam znajdzie mu pomoc. Był pewien, że kiedy przedstawi to Violetcie w taki właśnie sposób – zgodzi się z nim. 
Siedział zdenerwowany, wciąż spoglądając na zegarek. Wiedział, że już za chwilę Violetta skończy spotkanie z Diego i zapewne przyjdzie do niego, tymczasem na jego kanapie wciąż siedziała Francesca i nie miał pojęcia, jak ją spławić tak, żeby niczego nie podejrzewała. Nie chciał też, żeby dowiedziała się o jego aktualnej relacji z Castillo. To nie była odpowiednia pora, a poza tym wolał ją jakoś na to przygotować. Znał Włoszkę bardzo dobrze i nie miał wątpliwości, co do tego, że gdyby się o wszystkim dowiedziała, kazałaby im o wszystkim opowiedzieć brunetowi. Może i za nim nie przepada, ale dla niej nie miałoby to znaczenia. Już wcześniej – kiedy Violetta była tylko przeszłością Leona – naciskała na niego. W obecnej sytuacji zapewne byłaby jeszcze gorsza. 
– Co z tą twoją ważną sprawą? – zapytała, po chwili, spoglądając na niego z brzegu szklanki. Mężczyzna nie powiedział swoim towarzyszom, że jedzie po szatynkę, bo wiedział, jakby to się skończyło. – Wszystko już w porządku? 
– Tak, w jak najlepszym, a co? 
– Nic, po prostu szkoda, że tak szybko się zwinąłeś. Co ty na to, żeby to powtórzyć? – zaproponowała. – Fede i Lu nie mogą, ale czemu nie moglibyśmy wyjść we dwójkę, jak za starych czasów? 
Kochał Fran, ale wiedział, że wspólne wyjście byłoby tylko wymówką. Zapewne po niecałych trzydziestu minutach, próbowałaby go upić a potem wypytywałaby o to, co wczoraj musiał zrobić i – znając jej metody – pewnie w końcu dopięłaby swego.  
– Nie mogę... muszę... iść na kolację do rodziców. 
Spojrzała na niego zdziwiona, po czym zmrużyła oczy i odstawiła szkło na mały stolik. 
– Co tak bardzo mi się nie spodoba, że ze zdenerwowania wymyśliłeś taką idiotyczną wymówkę? 
Coraz częściej lata znajomości z kobietą odwracały się przeciw niemu. Znała go lepiej, niż ktokolwiek inny i wiedział, że przed okłamaniem jej, musiał się porządnie przygotować i parę razy poćwiczyć. W tej sytuacji niestety nie miał na to czasu. 
Wzruszył ramionami. 
– Nic. 
Już otwierała buzię, żeby zaprotestować, kiedy usłyszeli sygnał, oznaczający, że dostała SMS-a. Sięgnęła do torebki, z której wyjęła komórkę i po przeczytaniu wiadomości, wstała. 
– Muszę już lecieć, ale nie myśl sobie – pokazała na niego palcem – porozmawiamy sobie o tym później. 
– Jasne, mamo – powiedział ironicznie i odprowadził ją do drzwi. 
Minęła krótka chwila od jej wyjścia, kiedy usłyszał dzwonek. Pewien, że czegoś zapomniała, bez zawahania otworzył drzwi. Zanim spostrzegł osobę, która się do niego dobijała, poczuł czyjeś usta na swoich i uśmiechnął się. 
Położył ręce na biodrach szatynki i oddał pocałunek, kiedy nagle do niego dotarło, że jeszcze niecałą minutę temu, wychodziła stąd Włoszka. Oderwał się. 
– Widziałaś Francescę? 
– Co? Nie. Dlaczego? 
Odetchnął z ulgą i jeszcze raz szybko pocałował Violettę, po czym wpuścił ją do swojego mieszkania. 
– Dosłownie przed chwilą ode mnie wyszła – oznajmił, siadając na kanapie. 
Castillo zajęła miejsce obok niego i wzruszyła ramionami. 
– Musiałyśmy się minąć – odpowiedziała i zamilkła na chwilę. – Nic jej nie powiedziałeś. 
Spojrzał na nią. 
– To nie jest dobry moment. 
Westchnęła głośno i usiadła bokiem do niego. 
– Ani trochę się nie zmieniłeś. 
Verdas nie chciał teraz wspominać przyszłości, bo wiedział, że właśnie to, co wtedy robił zniszczyło ich związek. Zamiast tego wolał zmienić temat. 
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział, kładąc rękę na jej kolanie. Mimo nięchęci, przeniosła na niego swój wzrok. – Od poniedziałku będziesz pracować jako moja asystentka. 
– Co? – Nie był pewien, co do tego co usłyszał w jej głosie, ale  z pewnością nie była to radość. – Jak mogłeś? Przecież miałeś dać mi czas na zastanowienie się. Właśnie zerwałam z Diego myślisz, że chcę teraz codziennie oglądać go w pracy? 
– Violu... – zaczął, ale pokręciła głową i wstała. 
Chciała odejść, ale złapał ją za nadgarstek. Najpierw usłyszał jej syk, a dopiero potem przed oczami mignął mu siniak. Natychmiast wyrwała rękę z jego uścisku. 
– Co to jest? – spytał, wstając, ale ona schowała dłonie za plecy. 
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.  
Już miała odejść, kiedy ponownie złapał jej rękę i przyciągnął do siebie. Odwinął rękaw dżinsowej koszuli i jego oczom ukazały się sine ślady. Nie miał wątpliwości, co do tego, że rano jeszcze ich nie miała.

~*~

Hej, hej, hej, Nicol tak szybko wróciła z nowym rozdziałem ;o. Wakacje wyczuwam... B) Jestem po wystawianiu ocen, więc w końcu mam luz i mogę skupić się na blogu, a mam na niego masę weny, więc póki co nie mam o co się martwić brakiem pomysłów ^-^. Swoją drogą publikuję siedemnastkę, a mam już całe, dość długie wspomnienie do osiemnastki :>. Jezu, jak fajnie jest mieć czas XDDD.
Za szczęśliwą Leonettą też już zdążyłam się stęsknić (dawno o nich pisałam) i gdyby nie to, że potrzebuję jakiejś ciekawszej fabuły, bym ich już takich zostawiła ;D. 
Następny rozdział będzie z perspektywy Violi (dawno nie było) ale zauważyłam, że ostatnio z komentowaniem coś słabiej, więc postarajcie się, żeby pod tym rozdziałem było około 30 komentarzy, a ja postaram się o dłuższy next (btw zauważyliście, że ten też jest jakiś dłuższy? ^^) i, żeby nie było, możecie zostawić tutaj linki do swoich blogów, a ja postaram się zajrzeć i zostawic po sobie ślad ;). Byłabym jednak wdzięczna, jakby nie był to sam link do bloga, ale też coś na temat rozdziału :).
Co do rozdziałów w wakacje - do 15.07 postaram się jak najczęściej coś dodawać, ale po piętnastym wyjeżdżam, do tego być może czeka mnie przeprowadzka, więc może być ciężko, ale dam Wam jeszcze znać ;) :*.
Jesuu, ale długa ta notka ;-;.
Żeby już nie przedłużać - mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał (wg mnie nie jest najgorszy :OOOOOOOO) i czekam na Wasze opinie :*.

Do następnego :*

Quinn <3

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział XVI ~ "O tym nie zapomnimy"

Miśkowi, który wymyślił wspomnienie do tego rozdziału :**


– Co tam, Leoś, u Violki i twojego braciszka? – zapytał Federico.
– Ciesz się, że nie jestem na tyle pijany, żeby ci wpierdzielić – odpowiedział szatyn, po czym sięgnął po swoje piwo.
Po ostatniej sytuacji z Violettą potrzebował chwili relaksu, więc gdy przyjaciele zaproponowali wspólne wyjście, zgodził się bez wahania. Dawno nie spotykał się z zaprzyjaźnionym małżeństwem poza siłownią, a z Francescą nie gadał od przyjęcia. Poza tym miał nadzieję, że dzięki promilom zapomni o całym szajsie związanym z dziewczyną jego brata.
– Tydzień temu Leoś odwoził ją do domu po tej imprezie charytatywnej – skomentowała Włoszka, unosząc brwi.
Nie miał wątpliwości, co do tego, że Francesca nie może się doczekać, aż jej o wszystkim opowie. Verdas jednak jest coraz bardziej pewien, że najzwyczajniej w świecie tego nie zrobi. Castillo chce o tym zapomnieć, więc on też powinien to zrobić.
– Ta, wsiadła do samochodu, po godzinie drogi, wysiadła. Fascynujące – odpowiedział sarkastycznie. Uznał, że najlepszym wyjściem jest kłamstwo. Gdyby powiedział prawdę musiałby tu teraz siedzieć i roztrząsać ten temat.
– Diego nadal nic nie wie? – wtrąciła się do rozmowy Ludmiła, popijając przez słonkę swojego drinka.
Verdas westchnął głośno, demonstrując swoje niezadowolenie z przebiegu tej rozmowy i pokręcił głową.
– Nie, i się nie dowie.
W dalszej części rozmowy – mającej na celu na dojście do tego, czy brat szatyna powinien się o wszystkim dowiedzieć – mężczyzna nie uczestniczył. Po jakimś czasie wyszedł przed bar w celu przewietrzenia się. Chwila relaksu nie trwała jednak długo, bo jeszcze zanim zdążył wziął głęboki oddech, usłyszał swój telefon.
Niechętnie wyjął aparat z kieszeni i ujrzał na wyświetlaczu imię Violetty.
– Żarty sobie robisz? – zapytał sam siebie, po czym odrzucił połączenie.
– Jakaś natrętna? – zaczepił go mężczyzna, stojący niedaleko. Kiedy Verdas podniósł na niego wzrok, poczęstował go papierosem. Szatyn nie miał w zwyczaju palić, ale w tej chwili mało go to obchodziło, więc bez zawahania wziął jednego.
– Można tak powiedzieć – odpowiedział i użył zapalniczki.
– Laska na jedną noc czy taka, która nie umie się pogodzić z rozstaniem?
Wzruszył ramionami.
Po chwili znowu usłyszał dzwonek swojej komórki, ale postanowił go zignorować. Ostatnią rzeczą, na jaką miał w tej chwili ochotę była rozmowa z kobietą. Kiedy jednak próbowała się dodzwonić za trzecim razem, odezwał się mężczyzna:
– Nie wolisz jej spławić?
Verdas westchnął głośno, ale w końcowym efekcie odszedł kawałek i odebrał telefon.
– Halo?
– Leoś, w końcu odbierasz – usłyszał. – Czyżbyś miał towarzystwo? Co powiesz na to, żebym się dołączyła? Co prawda nigdy nie próbowałam, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
Zmarszczył brwi.
– Jesteś pijana – stwierdził.
– Leoś... zawsze wiedziałam, że jesteś geniuszem. Jak już odkryjesz kosmitów, zabierzesz mnie na Marsa, planetę miłości?
– Wenus jest planetą miłości – poprawił ją, nie zwracając uwagi na to, że całe zdanie jest kompletnie bez sensu. – Gdzie jesteś?
Najpierw usłyszał chichot, a dopiero później odpowiedź.
– A co, przyjedziesz mnie uratować, bohaterze?
– Violetta, nie żartuję – powiedział ostrym tonem. – Gdzie jesteś?

Dawno nie był w tym barze. Właściwie to nie przyszedł do niego ani razu, odkąd Violetta wyjechała. Za każdym razem, gdy pomyślał o nim, widział ją siedzącą przy barze i pijącą w rocznicę śmierci rodziców. Teraz jednak postanowił nie tracić czasu na nic nie znaczące wspomnienia i znaleźć Castillo. Po chwili zobaczył ją, siedzącą dokładnie w tym samym miejscu, co wtedy.
Wziął głęboki oddech.
Podszedł i zajął miejsce obok niej. Wiedziała, że siedzi obok, ale mimo to, nie odrywała wzroku od swojej szklanki z drinkiem.
– Co jest? – spytał. Wiedział, że musiało się coś stać, bo Violetta nie doprowadziłaby się do takiego stanu bez powodu. Nienawidziła się upijać.
Odpowiedziała mu chichotem, po czym w końcu na niego spojrzała.
– Powiedz mi – zaczęła – to kwestia tego, że jesteście Verdasami czy po prostu facetami?
Zmarszczył brwi.
Przybliżyła się do niego tak, że ich nosy prawie się stykały i wyszeptała:
– Diego przespał się z panią Collins.
Otworzył szeroko oczy, a ona w odpowiedzi znowu zaczęła chichotać. 
Nigdy nie pomyślałby, że sztywniak Diego mógłby kogokolwiek zdradzić. Tym bardziej Violetty, którą rzekomo tak bardzo kocha. I to z nią. Nagle zaczął się zastanawiać czy Castillo naprawdę to powiedziała czy to przez alkohol mu się wydawało.
– Poproszę jeszcze raz to samo – powiedziała do barmana.
Szatyn szybko się ocknął i wstał. Rzucił banknot na blat i złapał za ramię kobietę.
– Zabiorę cię do domu.
Wyrwała mu się.
– Nigdzie nie idę – odpowiedziała chichocząc.
Szatyn westchnął zirytowany, po czym pochylił się i wziął ją na ręce, wynosząc z baru mimo jej sprzeciwu.
– Jeśli rozłąka tak na ciebie wpływa to może zacznę częściej wyjeżdżać z miasta – oznajmiła, biorąc łyk wina.
– Prędzej resztę życia spędzisz przykuta łańcuchami do mojego łóżka.
Zaśmiała się.
– Kusząca propozycja. Mów dalej.
Na jego twarzy pojawił się uwodzicielski uśmiech. Już miał kontynuować, kiedy obok wejścia do restauracji zobaczył Diego z jakąś kobietą. 
– Cholera – szepnął sam do siebie.
– Co?
Verdas spojrzał na szatynkę. Wiedział, że Diego nie może jej poznać. Zaraz opowiedziałby o wszystkim rodzicom, a oni z kolei chcieliby ją poznać. Mężczyzna nie mógł do tego dopuścić. To oznaczałoby kolejny krok w ich związku, a on nie miał potrzeby niczego zmieniać. Było dobrze tak, jak teraz.
– Nic – odpowiedział, dyskretnie obserwując swojego brata.
Szatynka również odwróciła się w jego stronę, ale nadal nie miała pojęcia, co go tak zainteresowało.
Diego wraz ze swoją znajomą usiedli przy stoliku niedaleko, co wywołało panikę u szatyna. Spojrzał na swoją dziewczynę.
– Musimy już iść – oznajmił i przywołał kelnerkę, która przyniosła rachunek.
– Co? Dlaczego?
Nie odpowiedział tylko zapłacił i wyprowadził szybko Castillo z restauracji. 
– Leon! O co ci chodzi? – spytała, zatrzymując się.
– W środku był mój brat.
– Co? I to dlatego wyprowadziłeś mnie stamtąd? – Pokręciła głową z niedowierzaniem. Mężczyzna wiedział już, że ten ton nie zwiastuje nic dobrego.
– Kochanie...
– Nie, wiesz... dzisiaj prześpię się u siebie.
Zanim zdążył zaprotestować, odeszła.

– Czyżby bolała cię głowa? – zapytał ironicznie, wchodząc do salonu. Szatynka siedziała na kanapie i masowała sobie skronie, krzywiąc się z bólu.
Nie odpowiedziała, więc wszedł do kuchni i sięgnął po koszyk z różnymi lekarstwami. Wyjął tabletki przeciwbólowe, po czym przyniósł je wraz ze szklanką wody. Podał je szatynce i usiadł obok.
– Dziękuję – powiedziała.
Siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę, aż w końcu szatyn się odezwał.
– Chcesz o tym pogadać?
Pokręciła głową, wpatrując się w punkt przed sobą.
– Nie ma o czym rozmawiać – stwierdziła. – Zapom...
– Nie, Violetta – przerwał jej surowym głosem. – Nie będziemy znowu o niczym zapominać. To teraz robisz ze wszystkimi problemami? Udajesz, że ich nie ma?
Sam doskonale znał tę technikę, bo stosował ją przez praktycznie całe swoje życie. Ale to właśnie dzięki niej zaczął walczyć ze swoimi problemami. Nie mógł uwierzyć, że teraz Castillo robi dokładnie to samo, co on przed jej spotkaniem.
– A co powinnam według ciebie zrobić? – spytała. – Zerwać z nim? To byłoby ci na rękę, co?
– Tak – odpowiedział szczerze.
Spojrzała na niego i z początku nie zareagowała, kiedy ją pocałował, ale już po chwili jej dłonie obejmowały jego twarz, a jego błądziły po całym jej ciele. 
– O tym nie zapomnimy – wyszeptał w jej usta, co potwierdziła skinięciem głowy.

~*~

Witam Was XVI :)) 
Może (na pewno) i rozdział nie jest wybitny, ale jestem z siebie dumna, ponieważ wczoraj spędziłam noc w szkole na oglądaniu horrorów, chodzeniu po ciemnej piwnicy z tylko jedną koleżanką i wychowawcą, która postanowił postać za szafkami i pokrzyczeć :). Wróciłam do domu o 7, zostałam obudzona po 10 (w szkole nie spałam w ogóle) i padam. Do tego są urodziny mojej mamy, więc pls doceńcie to, że jednak mi się udało XDDD. Takie poświęcenie :")
Ostatnio zaczęłam oglądać V3 i doszłam do wniosku, że wszyscy są bardziej wkurzający, fabuła jest naciągana, a Leoś przytył i nie rozpoznał własnej dziewczyny, ale jakimś cudem mnie to zainspirowało i tak - macie Leonettę. Nacieszcie się, bo V3 zainspirowało mnie do czegoś jeszcze ^-^.
Czekam na Wasze opinie i mam nadzieję, że nie jest tak źle :*. Korekta będzie zrobiona, jak już się prześpię, obiecuję :D

Do następnego :*

Quinn :)