poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Koniec wakacji



Zawsze mam dylemat, na którym blogu pisać notkę dotyczącą wszystkich i jak skłonić tych, którzy czytają tylko jeden, żeby jednak przeczytali tę notkę ;p.

Zaraz skończy się mój przedostatni dzień wolności, w środę wracam do szkoły, a że pewnie wiele się w ciągu roku szkolnego zmieni, to wolę to tutaj napisać i Was oraz siebie jakoś na to przygotować ;D.

A także wyjaśnić i podsumować to, co robiłam przez te wakacje. Swoją drogą mam wrażenie, że zrobiłam bardzo niewiele ;/.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

20. ~ "Raz na zawsze"



Zapewne zastanawiacie, co robiłem przez resztę piątku i połowę soboty.
Nie powiem Wam.
Ale możecie zgadywać. 
Podpowiedź numer jeden – to, co lubię robić najbardziej.
Podpowiedź numer dwa – w tej chwili również to robię.
A przynajmniej robiłem, dopóki nie usłyszałem dzwonka tej przeklętej komórki. Przerywam jednak całowanie jej szyi dopiero wtedy, kiedy się odzywa:
– To mój.
Wzdycham głośno i podnoszę się na rękach. Następnie sięgam na stolik nocny po jej telefon. Zerkam na wyświetlacz i odczytuję imię Colton'a. Naprawdę musi dzwonić akurat w chwili, w której posuwam jego narzeczoną? Przywaliłbym mu.
– Nikt ważny – mówię.
Wyciszam komórkę, po czym ją odkładam na stolik i wracam do całowania szatynki.
Dosłownie chwilę później, słyszę kolejny dzwonek. Ponownie się odrywam.
– Cholera, przecież to wyciszyłem.
– To twój – odpowiada, po czym się śmieje.
Ponownie sięgam na stolik nocny, tym razem zabieram swoją komórkę. Kiedy widzę imię Diego na wyświetlaczu, mam ochotę odrzucić połączenie, ale stwierdzam, że wolę go spławić za pierwszym razem.
Przykładam słuchawkę do ucha.
– Halo?
– Ej, to nie fair – odzywa się szatynka, a ja od razu zakrywam jej usta ręką.
Właśnie oficjalnie nie żyję.
– Jesteś z kimś?
Cofam to. Nie przewidziałem tego, że mój kumpel jest aż takim idiotą, żeby nie rozpoznać własnej siostry przez telefon.
– Eee... może? – odpowiadam.
– Gdzie jesteś? Nie ma cię w mieszkaniu.
– Ja? – Rozglądam się wokół. – Nie wiem.
– Jesteś pijany?
Nie, tak sobie tylko leżę na twojej nagiej siostrze.
– Czego chcesz? – zmieniam temat.
– Narty w święta? – proponuje.
Zastanowienie się zajmuje mi chwilę.
– Zarezerwuj hotel – oznajmiam, po czym się rozłączam.
Widzicie? Myślicie, że Violetta tak szybko spławiłaby tamtego palanta?
Zdejmuję rękę z jej ust, a ona zaczyna się śmiać.
Myślicie, że zareagowałaby tak samo jeszcze jakiś miesiąc temu?
Stworzyłem potwora.
Ale pomartwię się tym później. Teraz dołączam do niej, a potem mam w planach sprawić, żeby na jakiś czas miała problem z chodzeniem.

– Kakao.
Odwracam się do szatynki i widzę, że stoi za kanapą trzymając dwa kubki. Jeden podaje mi. Biorę go i marszczę brwi.
– Kakao? – pytam, kiedy zajmuje miejsce obok mnie.
– Kakao – potwierdza i bierze łyka, po czym odkłada kubek na stolik. Odwraca się w moją stronę i patrzy wyczekująco.
– Ile mamy lat? Siedem?
Prycha.
– Przepraszam, zapomniałam, że fakt, iż wczoraj postarzałeś się o rok, daje ci prawo do wywyższania się i gardzenia kakao. Jaki masz z tym problem? 
Unoszę brew.
– Nie mamy kawy, a najbliższy sklep, jak pewnie wiesz, jest trzy kilometry stąd – przyznaje.
Spoglądam na kubek, po czym wzdycham.
– Twoje zdrowie – mówię i biorę łyka, a następnie również odkładam kubek na stolik.
Podnoszę wzrok i napotykam na spojrzenie szatynki.
– No co?
– Dlaczego nie świętujesz swoich urodzin?
Dlaczego ludzie zawsze o to pytają? Czy to takie dziwne, że mam na głowie ciekawsze rzeczy do roboty, niż świętowanie dnia, w którym się urodziłem? Nie uważacie, że to trąci arogancją?
Chociaż jakby tak na to spojrzeć z drugiej strony... Co oznacza świętowanie? Może mam sam sobie zrobić przyjęcie, poświęcić czas i pieniądze na to, żeby moi znajomi przyszli i się dobrze bawili? Rzeczywiście mieliby powód do świętowania – to, że znają takiego kretyna.
Świętuję urodziny Teddy, bo ją kocham i kocham dzień, w którym się pojawiła. Ale przecież nie będę zacieszał z tego, że istnieję. Zostawię to Wam.
– Nie widzę w tym żadnego sensu – odpowiadam. Przez chwilę przygląda mi się w milczeniu. – Co?
Wzrusza ramionami.
– Po prostu zastanawiam się, skąd Diego cię wytrzasnął.
Śmieję się i obejmuję ją, kiedy opiera głowę o mój tors.
– Opowiedz mi o swojej pracy – prosi. – Albo o Teddy.
– Czemu chcesz o tym słuchać?
– Bo lubię jak mówisz o czymś, co kochasz.
Przez chwilę myślę nad tym, aż nagle uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia, jako kto pracuje szatynka.
– Opowiedz mi o swojej – odpowiadam.
– Nie mam pracy – mówi, jeżdżąc dłonią po moim torsie.
– Opowiedz o tej, którą miałaś, zanim się przeprowadziłaś.
Wzdycha głośno.
– Byłam przedszkolanką – oznajmia, po czym podnosi głowę, aby zobaczyć moją reakcję.
Uśmiecham się.
– Mogłem się tego spodziewać.
– Owszem. – Ponownie opiera głowę o mój tors. – Chciałam pracować w domu dziecka, ale Colton zawsze mi tego odradzał. Uważał, że to wymaga zbyt wiele czasu i poświęcenia.
Tego również mogłem się spodziewać. Zostawiam jedna tę uwagę dla siebie. Myślę, że Castillo dobrze wie, iż jej narzeczony to samolubny dupek – po prostu wmawia sobie, co innego.

– Kiedy przyjedziesz? – pyta Teddy, kiedy rozmawiam z nią przez telefon. Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. Nie krytykujcie mnie za to, co za chwilę powiem – to był pomysł Fran.
– Nie mogę przyjeżdżać do ciebie, bo... – Przerywam, aby przypomnieć sobie jego imię. Po chwili, zakrywam ręką mikrofon i odsuwam słuchawkę. – Violetta? – zwracam się do szatynki, która właśnie robi sobie kanapkę w kuchni. – Jak ma na imię Pajac od Lary?
Marszczy brwi.
– Chodzi ci o Bena?
Ponownie przykładam słuchawkę do ucha,
– Ben! On mi nie pozwala – odpowiadam.
Nie patrzcie tak. Jeszcze będziecie mnie podziwiać, kiedy w końcu pozbędę się tego kretyna. 
– Dlaczego ci nie pozwala?
– Nie lubi mnie. Ciebie pewnie też nie, skoro nie chce, żebyś się ze mną widywała.
– Ja też go nie lubię – mówi Teddy stanowczo. Wiedziałem, ze mogę na nią liczyć.
– Tak trzymaj.
Szatynka podnosi na chwilę głowę, ale pozostawia tę rozmowę bez komentarza. Z kanapy mam idealny widok na kuchnię, a tym samym tyłek Castillo. To znaczy... Nie będę Wam ściemniać. Znacie mnie – wiecie, że dokładnie to miałem na myśli. Jej tyłek ubrany w obcisłe dżinsy.
Czy powinienem myśleć o tym w chwili, w której rozmawiam przez telefon z siedmioletnim dzieckiem?
Po chwili dociera do mnie, co właśnie robię. Spędzam weekend z zajęta siostrą kumpla. Spędzam weekend z kobietą. Spędziliśmy razem dwa dni, kiedy normalnie spędzam z jedną nie dłużej niż kilka godzin. I to w nocy. Cholera, wczoraj zjadłem z nią trzy posiłki. Grałem z nią w szachy mimo, ze nie robiłem tego z żadną laską, odkąd skończyłem podstawówkę.
Francesca miała rację. Co ja, do cholery, robię?
Spędziłem swoje urodziny z jakąś laską. Byłem z nią przez ponad dobę i dopiero teraz zauważam problem. Ona zna imię faceta mojej kuzynki. Zna Teddy. Lubi słuchać o mojej pracy. O mnie. A mnie do tej pory to nie przeszkadzało.
Co ona ze mną zrobiła?
Kiedy czuję na sobie mój wzrok, podnosi głowę i uśmiecha się do mnie.
Muszę to skończyć. Natychmiast. Zanim wpakuję się w jeszcze większe gówno.
Cholera, czemu nie posłuchałem Fran?
Szatynka podchodzi do mnie i siada na kanapie.
– Teddy, pogadamy później – rzucam i rozłączam się.
Castillo uśmiecha się, po czym przysuwa się i mnie całuje. Z początku oddaję pocałunek, ale kiedy się odrywa, patrzę na nią poważnie.
– Musimy to skończyć – odpowiadam.
– Co skończyć? – Patrzy na mnie zdezorientowana.
Kręcę głową.
– To zaszło za daleko. Powinniśmy z tym skończyć. Raz na zawsze.
Nazwijcie to jak chcecie – paniką, tchórzostwem. Zakończę to, póki mogę. Nie mogę się wpakować w takie gówno.
Już otwiera usta, żeby mi odpowiedzieć, kiedy słyszymy pukanie do drzwi. Oboje spoglądamy zaskoczeni w tym kierunku.
– Violetta, to ja, Colton.

~*~

Oto najkrótszy rozdział w historii tego bloga. No i najgorszy przy okazji też. A co tam - po co się ograniczać ;D.
Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko to, że piszę to coś od ponad tygodnia. Miałam jakąś blokadę. I to nawet nie wina braku pomysłów, bo mam szczegółowo zaplanowane rozdziały do 23. Dalej też mam pomysły, ale muszę przysiąść i pomyśleć nad szczegółami. Po prostu nie mogłam niczego ubrać w słowa. Zrobiłam sobie przerwę od bloggera na jakieś trzy dni i dopiero dzisiaj się zebrałam, żeby to napisać. Dlatego połowa tego czegoś została napisana wtedy, kiedy złożenie jednego zdania zajmowało mi kilka minut.
Mogę jedynie przeprosić i obiecać, że postaram się aby next był dłuższy, lepszy i szybciej napisany ;/.

Do następnego ;)

Quinn ;*

PS
Jesus, to jest straszne XDDD.