Rozdział dedykuję Miśkowi :*
– Jeśli chcesz zrobić mi na złość - okej, ale nie rób tego kosztem Violetty – rzucił Diego, wchodząc do gabinetu swojego młodszego brata.
Leon
spojrzał na niego, nie wiedząc, o co może mu chodzić. W myślach
analizował to, co robił przez ostatnie dni i zastanawiał się, czy
zrobił coś Diego lub jego dziewczynie. Z dumą stwierdził, że
przez ostatni tydzień – od spotkania na cmentarzu – nie widział
się z Violettą. Nie miał też czasu robić na złość Diego,
ponieważ spędził ten czas na spotkaniach z Francescą i pewnej
przypadkowej kobiecie.
Opowiedział
Włoszce o swojej obietnicy. Ta jak zwykle upierała się, że
wszystko powinien powiedzieć Diego. Jak zwykle kieruje się zasadą - lepsza najgorsza prawda od kłamstwa. Tyle, że to nie on chodził
z brunetem i to nie jego obowiązywała szczerość wobec niego.
W
końcu podniósł wzrok na starszego brata, stojącego w drzwiach, i
zmarszczył brwi.
– Przecież ostatnio nic jej nie zrobiłem – odpowiedział i wrócił
do pracy.
Zdenerwowany
Verdas podszedł bliżej i zajął miejsce na krześle, naprzeciwko
swojego brata.
-
Namówiłeś ojca na to, żeby zamiast Violetty, zatrudnił jakąś
laskę, z którą na 99% się przespałeś.
Szatyn
podniósł palec oburzony, przerywając tym wypowiedź mężczyzny.
– Jeszcze z nią nie spałem – obronił się. Dopiero po chwili
dotarło do niego, że brzmiało to dużo gorzej niż w jego głowie. – I nie zamierzam! – dodał szybko. Kiedy jednak napotkał kpiące spojrzenie swojego brata, zdał sobie sprawę, że wcale mu nie
wierzy.
Westchnął
głośno. Dzisiaj Jocelyn miała zacząć pracę w firmie ich ojca.
Leon bez większych trudności namówił go, żeby ją przyjął. Ten
jednak nic nie wspominał o tym, że tą posadę ma przyjąć
Violetta.
– Skąd miałem wiedzieć, że twoja laska chce tą posadę?
– Mówiłem o tym ostatnim razem, gdy ojciec nas do siebie wezwał.
Młodszy
Verdas zmarszczył brwi i próbował wrócić myślami do jakiegoś
spotkania z Diego i ojcem. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy.
– Byłem wtedy pijany?
Brunet
pierw westchnął, a potem schylił się i uderzył głową w biurko.
Po chwili jednak dotarło do niego, co jego młodszy brat robił,
kiedy ten namawiał ojca na to by dał posadę swojej asystentki
szatynce. Podniósł wzrok.
– Oglądałeś głupie filmiki z kotami na telefonie.
Stał
przy recepcji, kiedy nagle ciepłe, delikatne dłonie zasłoniły mu
oczy. Uśmiechnął się pod nosem. Delikatnie zdjął dłonie z
twarzy i odwrócił się. Tak, jak się tego spodziewał – ujrzał
Jocelyn. Była szeroko uśmiechnięta i otwierała usta, aby coś
powiedzieć, kiedy ten jej przerwał:
– Tak, dziękowałaś mi już. – Westchnął i odwrócił się z
powrotem. Mimo to uśmiech nie znikał mu z twarzy. Kobieta stanęła
obok i oparła się o biurko.
– Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
– Wystarczy, że cię nie zwolnią.
Zrobiła
naburmuszoną minę, ale Verdas wiedział, że udaje. Może nie znał
jej i jej nawyków tak dobrze, jak Violetty, ale od razu zgadywał,
kiedy kłamie.
– Więc uwiodłeś
moją przyjaciółkę – zagadnęła, kiedy Castillo wyszła do
łazienki. Leon mylił się, gdy myślał, że spotkanie w klubie
będzie ich ostatnim. Nie minęło dużo czasu, kiedy szatynka
przyszła do niego, oznajmiając, że następnego popołudnia zjedzą
lunch w towarzystwie Jocelyn. Jak się okazało – nie miał nic w
tej sprawie do gadania.
Takim oto sposobem
siedział w dość małej knajpie urządzonej w przytulnym stylu,
jedząc i rozmawiając ze swoją dziewczyną i jej przyjaciółką.
Mimo, że niedawno spędził z nimi cały wieczór, teraz po raz
pierwszy rozmawiał z kobietą w cztery oczy.
Pochyliła się nad
stołem i dała mu znak ręką, żeby się przybliżył. Po krótkiej
chwili zastanowienia, zrobił to.
– Jeśli okaże się,
że jest jedną z twojego haremu, urwę ci jaja i zrobię z nich
breloczek.
Długo nie wytrzymali
i oboje wybuchnęli śmiechem.
– Mówię serio –
broniła się, ale te słowa w połączeniu z jej niepohamowanym
śmiechem, zupełnie traciły sens.
Kiedy w końcu się
uspokoili, Violetta wróciła. Usiadła obok Verdasa i dokładnie się
im przyjrzała.
– Z czego się
śmialiście? – zapytała zdezorientowana.
Jocelyn ponownie się
zaśmiała, a Verdas szeroko się uśmiechnął, całując szatynkę
w policzek.
– Jocelyn?
Na
dźwięk jej głosu, kobieta się odwróciła, a wzrok Leona
powędrował do gabinetu Diego, z którego właśnie wychodziła
Castillo. Obojgu przyjrzała się zaniepokojona, ale nic więcej nie
powiedziała. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale szatyn nie
był w stanie określić, czy jest zła, smutna, czy szczęśliwa.
Obstawiał jednak pierwszą bądź drugą wersję. Zdał sobie
sprawę, że trzecia graniczy z cudem.
Już
chciał coś powiedzieć, kiedy zza pleców kobiety wyłonił się
Diego.
– Znasz nową asystentkę ojca? – zapytał również zdziwiony.
– Asystentkę twojego ojca? – Gwałtownie odwróciła głowę w stronę
bruneta, po czy ponownie przyjrzała się swojej byłej przyjaciółce.
Leon
zastygł i sam nie wiedział, co powiedzieć. Wiedział, że gdyby
próbował się bronić, Diego od razu zacząłby coś podejrzewać.
Poza tym, nie czuł się winny. Mimo, że z początku chciał po
prostu wkurzyć Castillo, końcowy efekt był taki, że pomógł
swojej znajomej w dość ciężkiej sytuacji.
Kiedy
starszy Verdas już chciał coś powiedzieć, lecz szatynka odezwała
się pierwsza.
– Moja... stara znajoma. – Nie odrywała wzroku z twarzy kobiety. – Dawno temu urwał się nam kontakt. Nie miałam pojęcia, że tutaj
pracuje. – Na koniec wypowiedzi, odwróciła się do swojego chłopaka
i wymusiła lekki uśmiech.
– To
też znajoma Leona, prawda?
Zanim
szatyn zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ten kontynuował:
– Ojciec z jego polecenia zatrudnił ją na to stanowisko.
Castillo
automatycznie spojrzała na swojego byłego chłopaka. Wiedział już,
co ma ochotę mu powiedzieć. Widział, że gdyby nie Diego,
wygarnęłaby. Dawna Violetta robiłaby to płacząc. Teraz jednak,
kiedy zobaczył w jej oczach złość zrozumiał, że nie wie, co
zrobiłaby teraźniejsza.
Jocelyn
również odwróciła się do szatyna. Na chwilę przeniósł wzrok z
kobiety na swoją przyjaciółkę.
– Ja... powinnam chyba wracać do pracy.
Zanim
zdążył coś odpowiedzieć, odeszła od recepcji i skierowała się
w stronę pomieszczenia socjalnego, starając się nie patrzeć na
nikogo z trójki.
Diego
zmarszczył brwi, ale zanim zdążył o coś zapytać, zadzwonił
telefon w jego gabinecie. Przeprosił, po czym pocałował szatynkę
w policzek i oddalił się, zamykając za sobą drzwi, żeby odebrać.
– Nie
wierzę, że to zrobiłeś – powiedziała, chodząc po gabinecie. – Myślałam, że mogę ci zaufać. Że będziesz grać fair, i że
zapomnisz o tym, co nas łączyło. Czyli właściwie o samym seksie,
bo tylko tym dla ciebie byłam i...
– Dobrze wiesz, że to nieprawda – przerwał jej. Sam wmawiał to
sobie na samym początku, ale ona miała zawsze świadomość, że
łączy ich coś więcej. I, kiedy przyszło co do czego, wciąż mu
to powtarzała.
Nie
odpowiedziała.
Przeszła
powolnym krokiem po gabinecie, patrząc w stronę okna.
– Może usiądziesz? Przez to twoje chodzenie w kółko, kręci mi się
w głowie.
Spiorunowała
go wzrokiem, ale po chwili wewnętrznej walki z samą sobą odsunęła
krzesło naprzeciwko biurka Verdasa. Zanim jednak usiadła, spojrzała
na niego i ponownie wsunęła siedzenie. Następnie przeszła na
drugi koniec pomieszczenia i usiadła na białej, skórzanej kanapie.
Założyła nogę na nogę i wpatrywała się przez siebie.
– Okej, zachowujmy się jak dzieci – odezwał się, po czym westchnął
zirytowany. Założył ręce za głowę, po czym się na nich oparł
i wzniósł oczy do góry.
– Ja
zachowuję się jak dziecko? – zapytała oburzona, przenosząc na
niego wzrok. – I kto to mówi?! Jesteś jednym, wielkim dzieciakiem!
Najpierw obiecujesz mi, że nikt od ciebie nie dowie się o tym, że
znaliśmy się wcześniej, a potem namawiasz swojego ojca, żeby
zatrudnił Jocelyn!
Ponownie
wstała i zaczęła chodzić po gabinecie.
– Nie
wierzę, że nie wiedziałeś, że się pokłóciłyśmy!
– Wiedziałem też, że jej ojciec jest chory i ona potrzebuje tej
pracy! – podniósł głos. – Przykro mi, że w odróżnieniu od
ciebie nie interesuje mnie tylko moja osoba!
Stanęła
w miejscu i spojrzała mu w oczy. Zobaczył łzę spływającą po
jej policzku.
– Fajnie, że w końcu się dowiaduję, co od zawsze o mnie myślisz.
Zanim
jednak zdążył coś odpowiedzieć, wyszła z gabinetu trzaskając
drzwiami.
~*~
Mamy 9! ^^ Wiem, że trochę nudnawa, wspomnienie denne, a ja nie umiem pisać kłótni, ale... ALE TAK ;(. Ogólnie przepraszam, że nie było tego rozdziału w zeszłym tygodniu (zaczęłam go pisać 2 tygodnie temu ://) ale... czas. Czemu on tak szybko mija, kiedy jest weekend, a tak wolno, kiedy Nicol siedzi na fizyce czy biologii? ;-;
No, mam nadzieję, że mimo wszystko, nie jest tak źle i choć jedno zdanie tego czegoś u góry się Wam spodobało ^^
Czekam na opinie :*
Nicole <3
No, mam nadzieję, że mimo wszystko, nie jest tak źle i choć jedno zdanie tego czegoś u góry się Wam spodobało ^^
Czekam na opinie :*
Nicole <3