wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział XXII ~ "Nie potrzebuję nikogo"



– Czuję się nie fair – oznajmiła po chwili wpatrywania się w biały sufit.
Kiedy spojrzała na Verdasa, dostrzegła, że jest zarówno zdziwiony, jak i zaintrygowany jej wypowiedzą.
Przekręciła się na bok i podparła się na łokciu, żeby lepiej go widzieć, po czym wyjaśniła:
– Właśnie spędziłam noc u brata mojego byłego, który śpi za ścianą.
– Jak myślisz, rozpoznaje twój głos po krzykach? – spytał w odpowiedzi, co skomentowała śmiechem.
Ponownie położyła się na plecach i, ponownie przenosząc wzrok na sufit, zapytała:
– Czy potrafisz być choć przez chwilę poważny?
Przysunął się do niej i położył na brzuchu – tak, że obejmował ją w pasie prawą ręką, a głowę położył na jej ramieniu i pocałował ją w szyję.
– Chciałbym, żeby rozpoznawał – stwierdził.
Spojrzała na niego.
– Wcale byś nie chciał.
– Chciałbym mu wpieprzyć.
Westchnęła głośno.
Wiedziała, że to nie wchodzi w grę. Kiedy już się ujawnią, Verdas będzie mógł robić sobie, co tylko zechce, ale zanim to zrobią, minie jeszcze sporo czasu.
Szatynkę pocieszała tylko myśl, że jeśli będą razem tak długo, ukrywając się, to już nic im nie stanie na drodze. Była pewna, że w końcu będą szczęśliwi – to tylko kwestia czasu.
Po chwili oparł się na łokciu i spojrzał na nią poważnie.
– Zrobisz coś dla mnie?
Z zaciekawieniem ponownie przekręciła się na bok. 
– Co?
– Pamiętasz, jak wtedy w moim gabinecie przyłapała nas Jocelyn?
Pokiwała głową.
– Obiecałem jej przysługę, jeśli nas nie wsypie.
– Jaką?
Była ciekawa, jak nigdy, czego Joss chciałaby od Leona.
– Chciała, żebym cię namówił na to, żebyś z nią porozmawiała.
Spuściła wzrok.
Przez cały ten czas, nawet nie próbowała się z nią pogodzić. Wiedziała, że cała ta sprzeczka była jej winą, ale później głupio jej było prosić o wybaczenie. Zrobiła przyjaciółce aferę bez powodu – w końcu ta miała rację. Gdyby zamiast jej wyrzucać i się obrażać, posłuchałaby Joss, teraz sprawa między nią a Leonem zdecydowanie wyglądałaby inaczej. Nie musieliby znowu się ukrywać, a ostatnie dwa lata spędzili razem.
Pokiwała głową.
– Zrobię to.

Patrzyła na swoją komórkę i powtarzała sobie, że musi to zrobić. Leon miał prawo to wiedzieć. Musiał to wiedzieć. Ona na jego miejscu by tego chciała. A może nie?
Sama nie wiedziała czego od niego oczekiwała. Że przyjedzie tutaj, przeprosi ją i będą szczęśliwą rodzinką? Brzmiało pięknie. Tylko czy gdyby chciała mu wybaczyć zignorowałaby to, że nagle się obudził i nie odbierałaby jego telefonów nawet nie chcąc go wysłuchać? 
Czy gdyby chciała mu wybaczyć, wyjechałaby bez słowa, chcąc o nim zapomnieć?
Dlaczego miałaby teraz nagle do niego zadzwonić?
I jaka byłaby jego reakcja? Nie chciał żyć z nią w poważnym związku. Gdyby od niego oczekiwała, że zechce mieć rodzinę, byłaby kompletną idiotką.
Czego więc oczekiwała?
Może lepiej byłoby do niego nie dzwonić? Nie stawiałaby go w niezręcznej sytuacji i nie wyszedłby na dupka, który olał własne dziecko. Przecież po prostu by o nim nie wiedział.
Ale wtedy to ona wyszłaby na sukę, która nie powiadomiła go o tym, że będzie ojcem.
Dlaczego miałaby pójść mu na rękę? Robiła to przez cały czas trwania ich „związku”. Nie poszli do tej restauracji, bo była za blisko domu jego rodziców. Nie zamieszkali razem, bo wtedy jego brat szybko by się czegoś domyślił. Nie poznała jego znajomych, bo znali oni też jego brata. Nie odwiedzała go w firmie, bo wszyscy by się domyślili, co ich łączy.
I jak na tym wyszła?
Siedzi teraz w dresie, w małym mieszkanku w Londynie, w ciąży, bo jej kochany Leon, który miał jej wynagrodzić wszystkie te poświęcenia, postanowił mieć ją głęboko gdzieś i przespać się z inną laską.
– Pieprzę go – powiedziała do siebie.
Postanowiła, że od tej chwili on i jego samopoczucie przestaną ją obchodzić. Teraz będzie przejmowała się tylko i wyłącznie sobą. Zadzwoni do niego i zażąda tak wysokich alimentów, że będzie musiał przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, żeby być w stanie je spłacać. Jeśli będzie miał jakiekolwiek „ale”, bez zawahania zadzwoni do jego rodziców i będzie oczekiwała alimentów od nich. Co więcej z chęcią opowie o tym, jak ich kochany synalek ją spłodził, a potem olał. 
Nie obchodziło ją, że gdyby to zrobiła, cały ten wysiłek poszedłby na marne. W tej chwili pragnęła tylko jak najlepszego życia dla swojego dziecka. Przysięgła w sobie, że będzie wspaniałą samotną matką. Jej dziecko będzie miało własny pokój z najdroższymi meblami, jakie znajdzie. Kiedy podrośnie, będzie nosiło najdroższe ciuchy i miało najdroższe sprzęty.
Nie będzie mówić o Leonie. Wierzyła, że kiedyś znajdzie mężczyznę, który jest jej przeznaczony. Zaakceptuje jej dziecko i będzie lepszym ojcem niż Verdas. Teraz było jej ciężko, ale dołoży wszelkich starań, żeby zarówno ona, jak i jej potomek mieli w przyszłości życie, na jakie zasługują.. Nie obchodziło ją to, czy kosztem szatyna. Martwiła się o niego przez ostatnie miesiące swojego życia. Teraz miała go gdzieś. Mógł zamieszkać pod mostem i jeść raz na tydzień, a ona szukałaby tylko dość dużego mieszkania, żeby mogła umeblować je za jego pieniądze. 
Podniosła więc komórkę, wybrała numer do niego i przyłożyła aparat do ucha.
Wraz z usłyszeniem pierwszego sygnału, straciła swoją pewność siebie. Powtarzała sobie wszystko, co przed chwilą postanowiła, kiedy Leon odebrał telefon. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciła:
– Jestem w ciąży.
Cisza. Powinna to przewidzieć. 
Postanowiła skorzystać z tego, że się nie odzywa zanim powie jej, że nie obchodzi go to i uświadomić mu to, że nie wywinie się z tego.
– Możesz nigdy nie poznać swojego dziecka – zarówno dla mnie, jak i dla niego tak będzie lepiej – ale dostanę alimenty, nawet jeśli będę musiała się po nie zgłosić do twoich rodziców. Zapewnisz temu dziecku godne życie i nie obchodzi mnie to czy tego chcesz, czy nie. Nie będę…
– Violetta – przerwał jej… Właśnie. Nie Leon.
Zastygła, słysząc głos Francesci i otworzyła szeroko usta. Tego nie uwzględniła w swoim planie. Miała przedstawić Verdasowi swoje żądania, a go miało zatkać. Miał jej ulec i nie sprzeciwiać się.
– Violetta, jesteś w ciąży? – upewniła się zszokowanym tonem Włoszka.
Wzięła głęboki wdech.
– Mogę rozmawiać z Leonem? – spytała cicho.
– Wyszedł na chwilę, ale zaraz wróci. Violu…
– Nie mów mu o niczym – przerwała jej.
W tej chwili nie była już taka pewna czy chce, żeby szatyn o czymkolwiek wiedział. A nawet jeśli, to nie od swojej przyjaciółki.
Usłyszała westchnięcie.
– Ale obiecaj, że ty mu powiesz.
Przytaknęła, ale mimo to nie porzuciła pomysłu o tym, żeby mu nic nie mówić.
– Violu… wiem, że po tym wszystkim masz o nim złe zdanie, ale przysięgam ci, że on cię tak po prostu nie zostawi. Pod wpływem emocji możesz myśleć o nim, co chcesz, ale obie wiemy, że nie jest potworem. Proszę cię, daj mu wyjaśnić, co się wtedy stało…
Zamiast odpowiedzieć rozłączyła się.
Nie, nie będą rozmawiać o ich związku. Tego związku nie ma i nie będzie. Ma również wątpliwości, co do tego czy w ogóle był. Ma gdzieś jego wyjaśnienia. Na nie był czas zanim spotkała się z Megan. Mógł sam powiedzieć jej o tym, że regularnie posuwa swoją przyjaciółkę i jego „dziewczyna” niczego nie zmienia. Miał szansę, ale jej nie wykorzystał – milczał. 
Spojrzała na swój brzuch i położyła na niego rękę. 
– Cholera – wyszeptała i rzuciła komórkę na stolik do kawy.
Wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu, zanosząc się w międzyczasie płaczem. Po kilku minutach, zsunęła się na podłogę po ścianie niedaleko drzwi wejściowych i ukryła twarz w dłoniach.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i od razu wiedziała, kto wszedł. Tylko Joss wchodziła bez pukania. 
Szatynka podniosła wzrok i dostrzegła, że Jocelyn na jej widok zastygła.
– Co się stało? – zapytała zdziwiona.
Castillo, nic nie mówiąc, wskazała ruchem głowy na stolik, na którym leżało dziewięć testów ciążowych – wszystkie z tym samym pieprzonym wynikiem – i USG od ginekologa.
Kobieta niepewnie podeszła do mebla i przyjrzała się tym, co się tam znajduje. Następnie obrzuciła szatynkę zdziwionym spojrzeniem, a ta wybuchła jeszcze większym płaczem. Price od razu pojawiła się obok niej, objęła ją jedną ręką, a drugą położyła na jej kolanie. Violetta od razu oparła głowę o jej ramię.
– Posłuchaj, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, musisz powiedzieć o tym Leonowi.
Pokręciła głową. Miała w dupie Leona.
– Violu, on musi wiedzieć. To także jego dziecko.
– Nie! – krzyknęła i zerwała się na równe nogi. – Nic nie musi. Nie rób ze mnie suki, która odbiera mu jego dziecko, bo to nie jest jego dziecko. Ono jest moje. Tylko moje.
Jocelyn również wstała i podeszła do niej.
– Violu, nie każ go tak. Mimo wszystko nie zasłużył na to, żeby nie wiedzieć o własnym dziecku.
– Biedny Leon! Jak zwykle! Co on zrobi bez dziecka, które mógłby olać?! Przecież on jest święty! Zawsze wszyscy go bronicie! Ty, Francesca…
– Violetta, musisz mu o tym powiedzieć!
Pokręciła stanowczo głową. Teraz była już tego pewna. On nie zasługiwał na to, żeby wiedzieć. Nie mogła pozwolić mu skrzywdzić także swojego dziecka. Nie chciała, żeby miało ojca dupka. Z dwojga złego wolała wychowywać je samotnie. Mogła zastąpić mu ojca. Nie potrzebowała nikogo – ani Leona, ani swoich rodziców, ani Fran czy Jocelyn.
– Nie! Jak chcesz, to sama mu powiedz! – Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. – No leć do niego i powiedz mu, jaka to jestem zła! Ale wiedz jedno – nie dopuszczę, żeby  m o j e  dziecko, kiedykolwiek go poznało.
– Violu…
– Nie! Wynoś się! Zostaw mnie samą.
Price spojrzała na nią błagalnie, ale ta ani drgnęła. Kobieta wzięła więc swoją torebkę i wyszła. Zaraz po tym Castillo zamknęła drzwi i zsunęła się po nich.
– Nie potrzebuję nikogo – szepnęła do siebie i ponownie dotknęła swojego brzucha. – Teraz będziemy tylko we dwoje.
Kiedy podniosła wzrok znad filiżanki z kawą, spostrzegła, że Leon gromi kogoś wzrokiem. Po odwróceniu się, odkryła, że tym kimś jest nikt inny jak jego starszy brat. Diego siedział ze swoim asystentem parę stolików dalej w restauracji hotelu i również przyglądał się im wkurzony.
Westchnęła głośno i spojrzała na szatyna.
– Przestań.
– On zaczął – odparł, nie odrywając wzroku od Diego.
W tej chwili do głowy nie przychodziła jej bardziej gówniarska odzywka. 
– Nie zachowuj się, jak dziecko.
– Albo to, albo pójdę i mu wpieprzę.
Spojrzała na niego błagalnie, a on westchnął głośno, ukazując swoje niezadowolenie i przeniósł wzrok na nią.
– Mogliśmy iść gdzieś indziej – stwierdziła, wracając do mieszania swojej kawy.
– On mógł iść gdzieś indziej – poprawił ją. – O czym myślisz? Mieszasz tę kawę już od jakiś piętnastu minut.
Milczała przez chwilę, zastanawiając się czy zadać Verdasowi to pytanie. Co jeśli odpowiedź okaże się twierdząca? Nie będzie mogła pozbyć się poczucia winy, a przecież jeśli on tak bardzo jest na nią zły, to sam z siebie powinien jej to powiedzieć. Czemu miałaby go wyręczać?
Z drugiej strony, ma wrażenie, że dopóki nie pozna odpowiedzi, nie przestanie o tym myśleć. Musiała wiedzieć.
– Jesteś na mnie zły? – spytała, a widząc jego pytające spojrzenie, dodała: – No wiesz… za to, że poroniłam…
Otworzył szeroko oczy, najwyraźniej zaskoczony tym pytaniem i wyciągnął rękę, żeby złapać jej dłoń leżącą na stole. W tej chwili zignorowała to, że Diego cały czas ich obserwuje – potrzebowała kojącego dotyku młodszego Verdasa. 
– Nie, przecież to także moja wina.
Pokręciła głową. 
– Nie mogłeś nic zrobić – przecież nic nie wiedziałeś. Powinnam wtedy ci to powiedzieć albo… bardziej uważać i…
– Przestań – przerwał jej.
Spuściła wzrok na filiżankę kawy i ignorując jego słowa, mówiła dalej.
– Naprawdę chciałam tego dziecka – zapewniała go. – Zastanawiałam się nawet czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Miałam nadzieję, że dziewczynka, bo chłopiec potrzebowałby jakiegoś męskiego wzorca – kogoś, kto nauczy go, jak być mężczyzną… Jemu dużo trudniej byłoby zastąpić ojca. – Przerwała nagle i wzięła głęboki oddech, zdając sobie sprawę z tego, jak szybko mówiła. – A teraz… nie mam nikogo.
Poczuła jak szatyn ściska jej dłoń i głaszcze ją kciukiem.
– Masz mnie – oznajmił. – A ja obiecuję ci, że będziesz miała tyle dzieci, ile tylko będziesz chciała.
Spojrzała na niego zaskoczona. Czy on właśnie przyznał, że chce mieć z nią rodzinę?
W tej chwili jak nigdy pragnęła rzucić mu się na szyje i go wycałować. Nie mogła się doczekać, aż w końcu stąd wyjadą i będą mieli z głowy Diego.
Verdas, jakby czytał w jej myślach, zaproponował:
– Chodźmy stąd.
Automatycznie pokiwała głową i wstała. Leon z przyzwyczajenia chciał ją złapać za rękę, kiedy ta ją zabrała i wypowiedziała bezgłośnie imię jego brata. Przewrócił oczami, po czym położył dłoń na jej plecach i wyszli z restauracji hotelowej, mijając po drodze stolik bruneta.

Kiedy spogląda na swoje paznokcie, okazuje się, że nie ma na nich już jakiegokolwiek śladu po lakierze – ze zdenerwowana cały obdrapała, a Jocelyn jak nie było, tak nie ma. Może się rozmyśliła, przeszło jej przez myśl. W końcu sama również, co minutę zastanawia się czy nie wyjść.
W końcu jednak w drzwiach kawiarni, ukazała się jej sylwetka Joss. Przełknęła głośno ślinę i obserwowała, jak Price szukała jej wzrokiem, po czym podeszła i usiadła po przeciwnej stronie stołu.
– Przepraszam za spóźnienie – rzuciła od razu. – Korki…
Castillo kiwnęła głową i zapadła niezręczna cisza. To Jocelyn prosiła spotkanie, ale to przecież Violetta spowodowała całą tę kłótnię. Która z nich powinna więc zacząć mówić?
– Ja… – odezwała się w końcu Price. – Chciałabym cię przeprosić za to, że tak… posłużyłam się Leonem. Pomyślałam po prostu, że mu… trudniej będzie ci odmówić.
– Nic się nie stało. Cieszę się, że to zrobiłaś – powiedziała zgodnie z prawdą, a na twarzy jej rozmówczyni pojawił się lekki uśmiech.
Szatynka wiedziała, że gdyby to Joss poprosiła ją o spotkanie, zapewne stchórzyłaby i odmówiła. Tymczasem Verdasowi obiecała, że to zrobi. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak jej zależało na dotrzymaniu tej obietnicy. Może po prostu nie chciała go zawieść? To zadziwiające, że po tym wszystkim, co razem przeszli ona nadal próbowała mu zaimponować.
– Jesteś zła o to, co łączyło mnie z Leonem? – spytała w pewnej chwili.
Castillo gwałtownie podniosła głowę.
Nigdy tak nie myślała. Była zła, ale przede wszystkim na siebie. Zazdrościła im obojgu. Leon miał przy sobie Jocelyn – jej najlepszą przyjaciółkę, której jej cholernie brakowało, a ona Verdasa – jej ukochanego, o którym mimo wszystko nie potrafiła zapomnieć.
– My… nic do siebie nie czuliśmy – tłumaczyła się. – On chciał wywołać w tobie zazdrość, a ja… podświadomie pragnęłam się na tobie zemścić. Tak naprawdę oboje wiedzieliśmy, że to do niczego nie prowadzi.
– Przepraszam – wydusiła w końcu szatynka. – Za to, że najpierw zrobiłam ci aferę, potem zerwałam z tobą kontakt i nawet teraz, ty musiałaś zorganizować to spotkanie. I dziękuję. Za to, że nas nie wydałaś.
Jocelyn po chwili wpatrywania się w nią, uśmiechnęła się.
– Ja też nie powinnam tak wtedy naciskać. Wiedziałam, co zrobił ci Leon… Co myślałaś, że zrobił.
– Gdybym wtedy cię posłuchała, teraz to wszystko wyglądałoby inaczej… lepiej.
Kobieta nieznacznie pokiwała głową, ale po chwili obie wstały i uściskały się nad stołem.
– Tęskniłam za tobą – wyszeptała Price w jej włosy.
Westchnęła cicho.
– Strasznie cię kocham, Joss.

~*~

Nicol tak szybko przychodzi z nowym rozdziałem ;o. Chyba koniec świata się zbliża ;D
Tak szczerze to nie chciałam dodawać, bo ogólnie ostatnio jest coraz mniej komentarzy, ale w końcu stwierdziłam, że i tak siedzę tu i się nudzę, więc zaraz napiszę kolejny i pewnie z nim Was przetrzymam. Nie wiem też, kiedy znowu będę miała internet, bo mój brat ciągle mi zabiera (jeju czy tylko ja nie widzę żadnej rozrywki w oglądaniu jak ktoś inny gra w gry na yt? ;---;) więc macie i się cieszcie ;D.
Ten rozdział jest chyba najdłuższy w historii tego bloga, bo ma ponad 2tys słów i ponad 4 strony. Gdzieś połowa rozdziału to jest wspomnienie, które podoba mi się chyba najbardziej ze wszystkich, jakie tutaj napisałam ;>. Nie wiem czemu. Po prostu jestem taką nienawistną osobą, że podobało mi się pisanie, jak Fiolka nienawidzi Leona ;D. Nienawidzę ludzi, świata i wgl idę skoczyć przez okno. YOLO ;D
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego ;>

Quinn <3

PS#1
Next pojawi się, jak tutaj będzie ponad 25 komentarzy ;P

PS#2
Znowu gif tak średnio pasuje, ale kit - nie mogłam znaleźć odpowiedniejszego ://

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział XXI ~ "Nigdy nie popełniłaś błędu?"



– Meg… Megan – poprawił się natychmiast, przypominając sobie słowa szatynki. – Chcę wiedzieć tylko czy to, co powiedziała Violetta jest prawdą.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszał prychnięcie.
– Żartujesz, tak? – zapytała urażonym tonem głosu. Szatyn znał go aż za dobrze. Tak jak obrażony czy zirytowany. – Leon, pomyśl. Po co miałabym to robić? Naprawdę nie widzisz, co ona z tobą robi? Niedługo skłóci cię ze wszystkimi przyjaciółmi i zostaniesz sam jak palec.
Verdas westchnął głośno.
– Powtarzasz się.
Żadna z kobiet nigdy nie kryła się z nienawiścią do drugiej. Obie, gdyby mogły, zapakowały siebie nawzajem w paczkę i wysłały na inny kontynent. Najlepiej w miejsce, w którym żyją tylko i wyłącznie jakieś dzikie zwierzęta.
Nie miał wątpliwości co do tego, że niechęć Violetty wynika z zazdrości. Do tej pory myślał, że zupełnie nieuzasadnionej, ale po dzisiejszej rozmowie zaczął się poważnie zastanawiać czy aby na pewno. 
Carter natomiast nie lubiła Castillo, ponieważ jej zdaniem, kobieta izolowała Leona od reszty. Od kiedy ją poznała wmawiała mu, że szatynka chce skłócić go ze wszystkimi znajomymi. Verdas zawsze twierdził, że przesadza – w końcu to jej specjalność. Violetta rzeczywiście nie lubiła, gdy Leon spotykał spotykał się z Megan – w końcu zaledwie pół godziny temu mu tego zabroniła – ale przecież z Francescą, z którą łączy go zdecydowanie więcej, nigdy nie miała problemu. Gdyby poznała Federico i Ludmiłę z pewnością też by ich polubiła. 
– Po prostu odpowiedz – rozkazał zniecierpliwiony. Sto razy bardziej wolał spędzać ten czas z Violettą. Wiedział jednak, że im szybciej wyjaśni tę sprawę z Megan, tym szybciej Castillo będzie chciała z nim rozmawiać.
– Leoś, komu wierzysz? Mi, swojej przyjaciółce, którą znasz od wielu lat i na której jeszcze nigdy się nie zawiodłeś, czy jej, lasce, którą poznałeś w klubie, gdy była pijana i która, mając gdzieś to czy coś zrobiłeś, czy nie, wyjechała?
Milczał przez chwilę. 
Czasem przerażało go to, jak dobrze zna osobę, której nigdy nawet nie przedstawił rodzicom czy znajomym. Znał jej zalety i wady; złe i dobre nawyki oraz cechy. Wiedział doskonale, że szatynka uwielbia jeść jajecznicę na kolacje albo, że rozpycha się na łóżku i zdarza jej się gadać przez sen. Znał jej ulubione i znienawidzone potrawy. Miał świadomość także jakiej muzyki słucha i jakie filmy ogląda.
Znał ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że w życiu nie okłamałaby go w takiej sprawie. Nie oczekiwałaby też, żeby zerwał kontakt ze swoją znajomą bez powodu. 
– Kiedy wrócimy, masz ją przeprosić – oznajmił i, nie zwracając uwagi na to, że ta chce zaprotestować, kontynuował: – Potem masz zapomnieć o tym, że w ogóle kiedykolwiek się znaliśmy.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
Wiedział, że ze względu na lata znajomości, które ich łączyły, nie powinien traktować jej w ten sposób, ale kiedy dotarło do niego, że również ponosiła winę za wyjazd Violetty, i nie potrafiła nawet się do tego przyznać, nie był w stanie dalej jej słuchać.
Sam również powinien wtedy coś zrobić. Poddał się i wmawiał sobie, że dla obu będzie lepiej, jeśli się rozstaną. Stchórzył, a tamta sytuacja okazała się świetną wymówką, żeby wrócić do życia, w którym nie musiał się liczyć się z kimś innym. Nie musiał planując piątkowego wieczoru myśleć czy ta druga osoba będzie chciała spędzić go w domu na mieście. Mógł wyjść ze znajomymi, kiedy tylko chciał, a w klubie tańczyć z jakąkolwiek laską. 
Castillo natomiast nie powinna podejmować tak pochopnej decyzji. Powinna wysłuchać jego wersji. Zapytać czy to, co mówiła Megan jest prawdą i uwierzyć mu, jeśli by zaprzeczył.
Cała trójka ponosiła winę.
W tej chwili ważne było jednak to, kto z nich potrafił się do tego przyznać.
Megan może i była jego przyjaciółką, ale nawet jeśli popełniła błąd, powinna mu o tym powiedzieć już dawno – wtedy, kiedy jeszcze był w stanie coś naprawić. 
Być może gdyby to zrobiła, teraz oni nie musieliby się ukrywać.
Nie musiał długo czekać, aż ktoś otworzy drzwi. Już chwilę po zapukaniu, usłyszał czyjeś kroki, a następnie ujrzał uśmiechniętą twarz swojej matki. Przywitała go i pocałowała w policzek, po czym rozejrzała się.
– Gdzie jest? – zapytała lekko zdezorientowana.
– Nie ma jej – rzucił krótko i wszedł do środka.
Skierował się w stronę jadalni, ale jego odpowiedź najwyraźniej nie wystarczała pani Verdas. Mogłem się tego spodziewać, pomyślał i szedł dalej, jednocześnie czekając na pytania, które bez wątpienia zaraz się pojawią. Dużo niepotrzebnych pytań, dotyczących Violetty. Mógł tu nie przychodzić.
– Jak to jej nie ma? Nie mogła przyjść?
Wzruszył ramionami.
– Można tak to ująć.
Wiedział, że to nie koniec. Jego rodzinka dopiero się rozkręca.
Po wejściu do pomieszczenia przywitał się z bratem i ojcem, po czym usiadł przy stole, ignorując ich wyczekujące spojrzenia. 
– Gdzie ta twoja dziewczyna? – spytał w końcu jego ojciec.
Verdas westchnął głośno. Violetta Castillo była w tej chwili ostatnią osobą, o której chciał rozmawiać. Od spotkania z Megan minął tydzień. Przez ten czas nie rozmawiał z ani jedną z kobiet. Wielokrotnie brał telefon, żeby zadzwonić do szatynki, ale za każdym razem przed naciśnięciem zielonej słuchawki, zdążał przekonać się do tego, że osobno będzie im lepiej.
W końcu miał spokój. Mógł robić, co chciał; spotykać się z kim chciał – a mimo to, jedyną osobą, jaką pragnął zobaczyć w tej chwili była ona.
Mógł wrócić do swojego starego życia. Koniec z randkami, spotkaniami ze wspólnymi znajomymi; z damskimi ciuchami i kosmetykami rozrzuconymi po jego mieszkaniu. A jednak, nie potrafił się tym cieszyć. 
W całym jego mieszkaniu unosił się jej zapach. Gdzie nie podszedł, widział uśmiechniętą Castillo. Nie był w stanie na niczym się skupić, bo ta wciąż zajmowała jego myśli.
Mógłby ulżyć cierpieniom; zadzwonić do niej i wszystko jej wyjaśnić – przecież, mimo tego, jak to wyglądało, nic złego nie zrobił. Był jednak pewien, że kiedyś mu przejdzie i o niej zapomni. On wreszcie będzie mógł znowu żyć tak, jak przedtem, a ona znajdzie dla siebie idealnego mężczyznę.
Mimo, że to koniec na samą myśl o niej z jakimś innym facetem, czuł ukłucie zazdrości.
Verdas chciał nim być; chciał się zmienić – to właśnie po to zaprosił ją na tę cholerną kolację, wyznał jej miłość, próbował zaprzyjaźnić się z jej znajomymi – ale najwyraźniej nie potrafił. W jej oczach będzie dupkiem, ale to w końcowym efekcie wyjdzie na dobre im obojgu.
– Nie ma jej. Zerwaliśmy. Nie poznacie jej. Jeszcze jakieś pytania? – spytał, ukazując swoje zirytowanie.
Mógł siedzieć teraz w domu albo iść pobiegać. Pójść do kluby i spotkać kogoś, kto pomógłby mu zapomnieć o szatynce. Pytał się więc, dlaczego, do cholery, przyszedł tutaj?
– Dlaczego zerwaliście? – zadała kolejne pytanie jego matka.
– Prywatna sprawa.
Wiedział, że matka była szczęśliwa z powodu faktu, że w końcu znalazł dziewczynę, z którą chciał zbudować stabilny związek, ale nie mógł przecież o nią walczyć tylko dla rodzicielki.
To był koniec i nikt tego już nie zmieni.

Zapukał do pokoju szatynki i odczekał chwilę, ale ta się nie odezwała. Mając nadzieję, że po prostu jej tam nie było, a nie nie chciała z nim gadać, zszedł na dół. W holu napotkał asystenta swojego brata. Od razu go zaczepił i zapytał:
– Widziałeś gdzieś Violettę?
– Poszła z Diego do ogrodu – odpowiedział, po czym ruchem głowy wskazał wejście prowadzące do ogrodu, znajdującego się za budynkiem.
Verdas od razu wyszedł i zaczął się rozglądać. Nie miał pojęcia, dlaczego kobieta poszła gdzieś z jego bratem, ale nie ukrywał, że pragnął jak najszybciej się tego dowiedzieć. Jeszcze zanim doszli do porozumienia był zazdrosny. Czuł zazdrość od momentu, kiedy zobaczył ją w samym ręczniku w mieszkaniu Diego. Wkurzało go to, że nawet teraz – kiedy spotyka się z Castillo – nie może niczego z tym zrobić.
Przecież podejście do niego i powiedzenie mu, że ma się od niej odczepić nie wchodziło w grę. Jeszcze nie.
Wiedział jednak, że zrobienie tego będzie jego pierwszą czynnością po ujawnieniu związku z szatynką.
Po obejściu całego ogrodu dookoła, ponownie skierował się w stronę hotelu, stwierdzając, że musieli już stąd pójść. W ostatniej chwili jednak zobaczył ich dwójkę w altanie. Violetta najwyraźniej nie była zbyt chętna do rozmowy i chciała odejść, ale brunet jej to uniemożliwiał, trzymając ją za nadgarstek.
Skierował się w ich stronę, kiedy dotarło do niego, jak ją trzyma. Z pewnością w taki sposób nie jest trudno zrobić siniaki. Od razu przypomniał sobie, że w dzień, w którym zauważył u Castillo sine ślady, spotkała się z jego bratem.
Nagle uświadomił sobie, kto jej to zrobił i nie mógł w to uwierzyć. Starszy Verdas był ostatnią osobą, jaką by o to podejrzewał.
Przyspieszył kroku, ale gdy podszedł żadne z nich go nie zauważyło.
– Jak dobrze, że na świecie są tacy święci ludzie, jak ty – oznajmił podniesionym tonem głosu Diego. Szatynka nic nie odpowiedziała, ponieważ była zbyt skupiona na próbie wyrwania się mu. – Nigdy nie popełniłaś błędu? Czy to nie ty nie potrafiłaś utrzymać przy życiu własnego dziecka?
Kobieta od razu zastygła.
Szatyn widząc jej zaszklone oczy, wiedział, że musi to natychmiast przerwać. Diego przesadził już wtedy, gdy zostawił na jej ciele ślady, nie miał pojęcia jak nazwać to, co zrobił przed chwilą.
– Diego – powiedział ostrzegawczym tonem, zwracając na siebie ich uwagę.
Brunet od razu puścił kobietę. Wzrok młodszego z braci powędrował na jej nadgarstek, a kiedy wrócił do twarzy, zobaczył w jej oczach, że wie już o jego odkryciu.
Bez słowa naciągnęła rękaw kremowego swetra, po czym spuściła głowę i odeszła mijając go po drodze. Niczego bardziej nie pragnął od pójścia za nią, ale wiedział, że najpierw powinien porozmawiać z Diego.
– Ty zrobiłeś jej te siniaki? – zapytał prosto z mostu.
– Jakie siniaki? – odpowiedział pytaniem brunet. Verdas widział w jego oczach, że domyśla się o czym mówi. To wkurzyło go jeszcze bardziej. 
– Na jej nadgarstku.
Brat zbliżył się do niego i mężczyzna miał ogromną ochotę wyciągnąć rękę i go walnąć. Powstrzymywała go tylko potrzeba poznania jego odpowiedzi. Wiedział także, że aby uniknąć afery  musiał również zadać to samo pytanie Violetcie. 
– Radzę ci skupić się na pracy z nią, a nie na jej ciele.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedział, starszy Verdas odszedł, odbierając po drodze telefon.
Wyczuł w jego głosie zazdrość i był tym niesamowicie usatysfakcjonowany – w końcu miał powód. Miał tylko nadzieję, że nie odbije się to na szatynce.
Postanowił zostawić nabicie paru siniaków swojemu bratu na później i od razu wrócił do hotelu w celu znalezienia Castillo.

Po zaledwie paru minutach był w stanie stwierdzić, że kobiety nie ma ani w swoim pokoju, ani na parterze. Zrezygnowany postanowił wrócić do swojego pokoju i stamtąd zadzwonić do niej. Liczył, że odbierze, a jeśli nie… Cóż, będzie dzwonił aż to zrobi.
Zaraz po wejściu do pomieszczenia, zauważył ją siedzącą po turecku na jego łóżku. Na dźwięk otwieranych drzwi od razu podniosła wzrok, ale nic nie powiedziała.
Zadziwiające wydawało mu się to, że jeszcze przed chwilą miał jej tyle do powiedzenia, że zastanawiał się od czego zacząć, a w tej chwili zabrakło mu słów.
Zapytał więc tylko:
– To Diego zrobił ci te siniaki?
Kiedy tylko pokiwała głową, odwrócił się z powrotem do drzwi. Jego priorytetem w tej chwili było znalezienie swojego brata.
Violetta jednak najwyraźniej postanowiła mu w tym przeszkodzić.
– Leon! – usłyszał jej głos, a po chwili ta znalazła się obok niego. – Co ci to da?
– Viol…
– Nie. Przez chwilę będziesz z siebie dumny, ale zaraz wszyscy zaczną się zastanawiać, jakim cudem zwykła asystentka, za którą zresztą nie przepadasz, skłoniła cię do wszczęcia bójki ze swoim własnym bratem.
Miała rację. 
I właśnie to wkurzało go w tym wszystkim najbardziej.
Powinien móc w tej chwili jej bronić – w końcu to jego dziewczyna. To powinien być jego pieprzony obowiązek. 
Tymczasem nie mógł, bo dwa lata temu tak trudno było mu przedstawić ją rodzinie. 
Gdyby mógł, cofnąłby się w czasie i przedstawiłby ją rodzicom, gdy tylko zostawiła u niego pierwszą bluzę. Poznałby ją z Federico i Ludmiłą jeszcze przed tym, jak ona zapoznała go z Jocelyn i nie poszedłby na tego cholernego drinka z Megan. Zamiast tego zabrałby ją na kolację i oświadczył się jej. Potem byłby z nią w chwili, gdy dowiedziała się o swojej ciąży i teraz nie musiałby się martwić tym, że jego brat się jej narzuca. Miałby na głowie inne problemy, jak to, że potrzebuje większego mieszkania dla swojej rodziny składającej się z jego, Violetty i ich dwuletniego dziecka. 
To niewiarygodne, jak kilka błędów – które wtedy wydawały się praktycznie nic nie znaczące – negatywnie wpłynęło na ich teraźniejszość.
Westchnął głośno i przytulił ją wtulając twarz w jej włosy.
– Nie rozmawiaj z nim – powiedział stanowczym głosem. – Nawet się do niego nie zbliżaj, unikaj go jak ognia.
Kiwnęła tylko głową, po czym westchnęła cicho i bardziej się w niego wtuliła.

~*~

Oto rozdział 21.! ;D
Przepraszam, że tak późno (minęły dwa tygodnie), a ja najpierw nie miałam jakoś chęci na pisanie, potem czasu, jeszcze później internetu i teraz w sumie też nie powinnam go mieć, ale kradnę tacie i bratu ;>. Postaram się teraz już dodawać częściej rozdziały, ale nic nie obiecuję, bo raz mam depresję, raz nie mam weny, innym razem czasu. ;//
Taka sytuacja - idę sobie wczoraj z psem i spotykam czarnoskórego pana z trójką dzieci. Coś tam do mnie mówią, więc zgaduję, że chcą pogłaskać psa. Przysuwam ją i te dzieci ją głaszczą, a po chwili mała dziewczyna podnosi głowę i patrzy na mnie takimi dużymi niebieskimi oczami (jesus, jakie czarnoskóre dzieci są słodkie <333) uśmiecha się i coś mówi. A ja, za cholerę, nie wiem, co więc uśmiecham się i odchodzę ;----;. Nie mam komu się wyżalić (jestem tu od środy, a nie spotkałam ani jednego Polaka) więc żalę się tutaj. Przyzwyczajajcie się XDDD.
Rozdział wg mnie nie jest zły, ale zapewne za mało się w nim dzieje. Od razu uprzedzam, że następne 3(?) rozdziały będą raczej należały do tych nudniejszych, ponieważ muszą takie być zanim stanie się coś ważnego (tak, Nicol, wszyscy cię rozumieją) XDD.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał, a moja historia Was nie załamała (wiem, jestem potworem ;(() i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego <3

Quinn :**

PS
Wiem, że gif tak średnio pasuje, ale cho o jakąś zazdrość i poza Zac no i wgl <3333333

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział XX ~ "Ona albo ja"



Po otwarciu drzwi, ujrzała sylwetkę Diego. Ten, zanim jeszcze cokolwiek powiedział, dokładnie przyjrzał się jej strojowi i rozczochranym włosom.
– Przeszkadzam? – zapytał.
Widziała na jego twarzy złość. Wiedziała, że już miał swoje podejrzenia, co do tego, co przed chwilą robiła. Jedyne czego była pewna to to, że nie miał pojęcia z kim. Nie chciałaby być w skórze swojej albo Leona, gdyby wszedł bez dzwonienia dzwonkiem.
– Co? Nie. Ja… właśnie miałam wziąć prysznic.
Kiwnął głową, ale wiedziała, że wcale go nie przekonała. Widziała w jego oczach, że wyczuł iż kłamie. Pozostawało jej mieć nadzieję, że nic z tą wiedzą nie zrobi i da jej spokój.
– Po co przyszedłeś? – zapytała, pragnąc jak najszybciej się go pozbyć.
Nie miałaby ochoty na rozmowę z brunetem w każdej innej sytuacji, a co dopiero wtedy, kiedy jego młodszy brat stał za ścianą w samych bokserkach.
– Przyniosłem papiery dla Leona.
– C-co? D-do Leona? D-d-dlaczego tutaj?
– Jesteś jego asystentką – oznajmił, jakby to wszystko wyjaśniało. – Nie mogę się do niego dodzwonić i nie ma go w domu, a wyjeżdżam i wrócę dopiero dzień przed delegacją.
Odetchnęła z ulgą.
– Tak, jasne, przekażę.
Wzięła od Verdasa teczkę, którą położyła na stolik stojący niedaleko drzwi i spojrzała na niego wyczekująco.
– Coś jeszcze?
– Powiedz jeszcze Leonowi, że ja i mój asystent pojedziemy z wami.
Otworzyła szeroko oczy. Była tym niezwykle rozczarowana, ale mimo wszystko starała się udawać, że nie rusza ją ta sytuacja. W rzeczywistości jednak, miała ochotę zamknąć się w mieszkaniu z Leonem i nie wychodzić z niego, aż minie tyle czasu, żeby mogli w końcu wszystkim powiedzieć, co ich łączy.
– Okej, na razie – rzuciła i zamknęła drzwi, mimo iż wiedziała, że ten ma coś jeszcze do powiedzenia.
Z łazienki od razu wyłonił się Leon. Szatynka podała mu teczkę i spojrzała na niego. Wiedziała, że wszystko słyszał.
– Mówiłeś coś może o jakiejś delegacji? Tylko my dwoje, co, Verdas?
Przez chwilę nic nie mówił, po czym spojrzał na nią z kamienną twarzą.
– Jak myślisz, dlaczego nagle postanowił pojechać z nami?
Dopiero po chwili dotarło do niej, co szatyn ma na myśli.
– Myślisz, że coś podejrzewa?
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
Przecież, gdyby coś wiedział, nie zachowywałby się tak dyskretnie. Diego zdecydowanie nie należy do osób, które wolą załatwiać sprawy po cichu. Nie jest też zbyt cierpliwy, więc z pewnością, gdyby dowiedział się, że jego była dziewczyna spotyka się z jego bratem, wpadłby tu i zrobił aferę.
– Nie myśl o tym. Nie mówiłaś czegoś o prysznicu? – zapytał, po czym pocałował ją namiętnie i wciągnął do łazienki.
Wiedziała, że robi to, aby odwrócić jej uwagę i stwierdziła, że niestety się mu udaje. 

– Diego może nas tu zauważyć – stwierdziła. – Strasznie blisko stąd do hotelu.
– Spokojnie, nie przyjdzie tutaj. Pewnie siedzi teraz w pokoju i pracuje.
Przyjechali tutaj dzisiaj rano, a szatynka już miała dość. Ona i Leon mieli tutaj w końcu swobodnie się spotykać, a tymczasem nic się nie zmieniło. Co więcej – teraz Diego śpi za ścianą i śledzi każdy jej krok. Wcześniej mogli pobyć sam na sam w swoich mieszkaniach, a teraz brunet odebrał im nawet tę możliwość. 
Nawet teraz ma ochotę uciekać jak najdalej stąd, bo boi się, że zaraz zza jakiegoś drzewa wyjdzie i ich nakryje.
– Rozmawiałeś z nim?
Przytaknął.
– Niczego się nie domyśla – oznajmił. – Powiedział mi, że chce się do ciebie zbliżyć. Nadal zarzeka się, że się tylko trochę posprzeczaliście bez powodu. Mówiłem, żeby dał sobie spokój, ale obawiam się, że nie wziął sobie mojej rady do serca.
Wzruszyła ramionami. Verdas zdecydowanie nie chciał odpuścić. Wciąż do niej wydzwaniał i SMS-ował, ale ta nie mówiła nic Leonowi. To by go tylko zdenerwowało, a to nie będzie przecież trwało wieczność.
– W końcu się odczepi.
– Ta, a potem w końcu przestaniemy się ukrywać i będziemy żyć długo i szczęśliwie – zażartował.
Castillo uśmiechnęła się, po czym przybliżyła, żeby go pocałować. Już stykali się nosami, kiedy przerwał im dzwonek telefonu szatyna. Kobieta przewróciła oczami, podczas gdy Verdas puścił jej rękę, wyjął telefon i odebrał połączenie.
– Hało?… Nie, Megan, nie mogę teraz rozmawiać.
Na dźwięk jej imienia, Violetta zacisnęła pięść. Na samo jej wspomnienie, miała ochotę krzyczeć. Co więcej, strasznie denerwowało ją to, że Leon miał z nią kontakt. Nie chciała wybierać mu znajomych, ale wolałaby dziesięciu kumpli typu: diler, alkoholik albo homofob, niż Megan.
– Na razie.
Rozłączył się, po czym schował komórkę i ponownie przybliżył się do Castillo. Ta jednak odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
– Ja…
Zmarszczył brwi.
– N-nie chcę, żebyś spotykał się z Megan.
Otworzył szeroko oczy. Ta reakcja zezłościła kobietę. Czuła się źle z tym, że stawia takie żądania, ale w jej sytuacji, nikt nie powinien się jej dziwić.
– Albo ona, albo ja.
Przez chwilę wpatrywał się w nią, po czym w końcu się odezwał.
– Violetta, przecież sobie to wyjaśniliśmy – między mną a Meg do niczego nie do…
– Nie mów na nią Meg – przerwała mu.
Nienawidziła, gdy ją tak nazywał. Carter była suką i nienawidziła tego, jak traktuje ją Verdas. Sprawiał, że w jego ustach jej imię brzmiało jakby była sympatyczną i zawsze pomocną przyjaciółką, a daleko jej do tego.
– Violetta, ona nic ci nie zrobiła! Do niczego między nami nie doszło! – podniósł głos.
W tej chwili miała ochotę jednocześnie krzyczeć i płakać; stać i kłócić się z nim, aż dopnie swego i odejść.
– Ty tak mówisz! – odpowiedziała równie głośno. – I wierzę ci, ale ona od początku utrzymywała inaczej.
– Co? – Spojrzał na nią jak na wariatkę.
Zaraz po wejściu do restauracji, rzuciła się jej w oczy Megan. Ubrana równie zdzirowato jak wcześniej, siedziała przy stoliku i rozmawiała przez telefon.
Szatynka nie chciała tutaj przychodzić. Postanowiła jednak przekonać się czego jeszcze chce od niej Carter. Castillo od początku jej nie polubiła, ale w tej chwili miała ochotę ją zabić. Wciąż do niej nie docierało, jak Leon mógł jej to zrobić. Ufała mu, myślała, że się zmienił, ale przekonała się na własnej skórze, że w jego przypadku to niemożliwe.
Mimo to postanowiła się z nim spotkać. Chciała wiedzieć, dlaczego jej to zrobił. W pewnej chwili zaczynała się zastanawiać, czy to nie przez ich kłótnię. Nie mogła być przecież z kimś, kto zdradza ją, jak tylko się o coś posprzeczają.
Zanim jednak do niego zadzwoniła, postanowiła spotkać się z Megan. Kobieta bardziej ubiegała o spotkanie niż Verdas, a Violetta była zbyt ciekawa jej zamiarów, żeby odmówić.
Takim oto sposobem znalazła się tutaj – w restauracji pełnej noży, widelców i przeróżnych innych rzeczy, nadających się do zrobienia krzywdy lasce, która przespała się z jej chłopakiem.
Wzięła głęboki oddech, po czym podeszła do stolika i zajęła miejsce naprzeciwko szatynki. Ta uśmiechnęła się na jej widok.
– Miło cię widzieć.
– Nie podzielam twojej radości – odpowiedziała z kamienną twarzą, mimo tego, że w środku gotowała się ze złości.
Denerwowało ją wszystko w Carter – dziwkarskie ciuchy, głupi uśmiech i to, że uważa się za lepszą. Bo co? Bo spała z Leonem? Najwyraźniej bardziej wyjątkowe jest z nim nie spać.
– Czego chcesz?
Megan, nie odpowiadając, wzięła do ręki menu i spytała, ignorując wypowiedź szatynki:
– Co zamawiasz?
Castillo skrzyżowała ręce na wysokości piersi i przewróciła oczami, okazując w ten sposób swoje zirytowanie.
– Musimy coś zamówić, bo inaczej nas stąd wyrzucą.
Westchnęła głośno.
– Wodę.
Carter przywołała kelnerkę, po czym złożyła zamówienie. Kiedy pracownica restauracji odeszła, szatynka spojrzała wyczekująco na swoją towarzyszkę. Z każdą minutą, była coraz bardziej wściekła. Miała ochotę stąd wyjść, zadzwonić do Leona i to z nim rozmawiać o wydarzeniu sprzed dwóch dni. 
– Czego chcesz? – powtórzyła pytanie sprzed kilku minut.
– Porozmawiać o Leonie.
Kto by się tego spodziewał, pomyślała i przewróciła oczami.
– Jedyną osobą z jaką będę rozmawiać o naszym związku jest Leon.
Szatynka w odpowiedzi zaśmiała się, czym jeszcze bardziej zdenerwowała Castillo. Kobieta z trudem powstrzymywała się, żeby nie odwrócić się do sąsiedniego stolika po widelec, którym wydłubałaby jej oczy.
– Jakim związku? Violu, naprawdę w to wierzysz? Myślisz, że pierwszy raz spałam z Leonem? Błagam cię, robimy to za każdym razem, gdy jestem w mieście. Pierwsza lepsza dziewczyna poznana w klubie nie jest w stanie go zmienić. Byłaś małym eksperymentem Leosia – teraz się znudził, więc możesz spadać.
Violetta wpatrywała się w nią wściekła.
– Nie wierzę ci.
Megan pochyliła się nad stołem.
– To lepiej uwierz – odpowiedziała wciąż się uśmiechając. – Powiedz mi, ile razy próbował się do ciebie dodzwonić?
Dwa, pomyślała. Verdas zadzwonił do niej dwa razy, zaraz po tym, jak wyszła z jego mieszkania. Nie przyszedł, nie nagrał się na sekretarkę, nie wysłał żadnej wiadomości. Szatynka zdała sobie sprawę z tego, że w ogóle nie próbował o nią walczyć. Dlaczego? Castillo od razu przyszły do głowy dwie opcje – albo uznał, że nie ma jak tego wytłumaczyć, więc lepiej dać sobie spokój, albo najzwyczajniej w świecie nie zależało mu na niej. Miał gdzieś, co myśli i co się z nią teraz dzieje. Tak czy siak – skończył z nią. 
Kobieta nie miała już niczego więcej do powiedzenia – ani Megan, ani Verdasowi. Wyszła więc. Szybkim krokiem skierowała się w stronę swojego mieszkania, walcząc ze łzami. Wiedziała, że to już koniec.
– Ona albo ja – powtórzyła i odeszła w stronę hotelu.

~*~

Przepraszam, że tak krótko.
Przepraszam, że tak nudno.
Przepraszam, że tak późno.
Chciałam, żeby rozdział był dłuższy, ale miałam dwa dosyć długie fragmenty i gdybym je dopisała, rozdział byłby z kolei za długi, a poza tym te fragmenty bardziej będą pasowały w niedalekiej przyszłości :).
Co do tego, że tak późno – ostatnio była taka duchota, że siedziałam w pokoju z zasłoniętymi oknami i przy wiatraku, oglądając chore seriale. Naprawdę nie byłam w stanie skleić jakiegoś sensownego zdania, więc sorry ;---;
Ogólnie ten rozdział wydaje mi się taki jakiś dziwny ;// Pisałam go półprzytomna, bo wczoraj do 3 gdzieś siedziałam, a o 7 rano moi sąsiedzi postanowili się spalić i wezwać 4 wozy strażackie plus karetka, więc jutro poprawię ten rozdział jeszcze raz ;D.
Teraz już znacie cały powód rozstania i jak zaczynałam z tymi wspomnieniami to planowałam właśnie po tym zerwaniu z nimi skończyć, ale teraz myślę, że mogłabym pisać to, jak Leon i Fiolka poradzili sobie po rozstaniu (no wiecie, ciąża Fiolki itd.) ale w sumie nie wiem ;D. Jak myślicie? 
Cóż, mam nadzieję, że nie wyszło to tak źle, jak mi się wydaje i czekam na Wasze opinie :).

Do następnego :*

Quinn <3

PS
Zapraszam na nowego bloga [KLIK]. Rozdział pojawi się 14.07 ;)

środa, 1 lipca 2015

Rozdział XIX ~ "Z Violettą to niemożliwe"



– Dzięki, Jocelyn. Wiszę ci przysługę – powiedział do słuchawki, wchodząc po schodach do swojego mieszkania pewien, że jest tam już szatynka.
– Nie ma za co. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, przecież nie wsypałabym was.
Po wejściu do mieszkania, zatrzymał się gwałtownie. Była to naturalna reakcja na widok Megan stojącej naprzeciwko drzwi. Odwrócił głowę i odkrył, że mogło być jeszcze gorzej – pod ścianą stała Castillo, a z jej miny nie trudno było wyczytać, że wcale nie jest zadowolona.
– Joss, pogadamy później – rzucił i rozłączył się. – Co tutaj robisz?
Stanął obok szatynki i położył rękę na jej plecach w celu uspokojenia jej. Gest jednak nie podziałał i od razu wyczuł, że stała się jeszcze bardziej spięta. Nagle dotarło do niego, że jeszcze nie wyjaśnili sobie sprawy sprzed dwóch lat. Oboje zajęli się sobą zupełnie zapominając o przeszłości. Wiedział, że po tym spotkaniu, będą musieli o tym wszystkim porozmawiać. 
– Przyjechałam na urlop – uśmiechnęła się. – Stęskniłam się za tobą.
Podeszła do Verdasa i pocałowała go w policzek. Wiedział, że robi to specjalnie – jej celem było sprowokowanie Violetty. Co więcej – po tym, jak ta zaciskała palce na kluczach – wywnioskował, że Megan była na dobrej drodze do osiągnięcia celu.
– Jak tu weszłaś?
Kobieta sięgnęła po swoją torebkę i po chwili wyjęła z niej pęk kluczy. 
– Dałeś mi je, pamiętasz? – mówiąc to, nie oderwała wzroku od Violetty. Verdas wiedział, że lepiej będzie nie rozmawiać z nią w towarzystwie Castillo.
Westchnął głośno.
– Megan, możemy porozmawiać, kiedy indziej?
– Nie – odezwała się w końcu szatynka. – Ja wyjdę, a wy sobie porozmawiajcie.
– Violu. – Położył rękę na jej biodrze, kiedy się odwróciła.
– Jest okej, pogadamy jutro. – Pocałowała go na pożegnanie i opuściła mieszkanie.
Westchnął głośno i zamknął za nią drzwi.
Z lekkim zadowoleniem stwierdził w duchu, że szatynka nie była wściekła. Wiedział jednak, że czeka ich poważna rozmowa i nie był pewien czy będzie w stanie czekać na nią do jutra.
– Znowu jesteście razem – stwierdziła Megan za jego plecami. – Leon, naprawdę chcesz znowu marnować na nią czas?
Odwrócił się do niej.
– Meg, nie wtrącaj się – powiedział zdenerwowany postawą przyjaciółki i skierował się w stronę kuchni.
– Leon, jeśli myślisz, że będziecie żyli długo i szczęśliwie, to się mylisz. Oboje wiemy, że z Violettą to niemożliwe.
– Meg, nie pytałem cię o zdanie! – podniósł głos.
Nalał wody do dwóch szklanek i spojrzał na nią wyczekująco.
– Po co tu przyjechałaś?
Podniosła brwi.
– Widzisz? Jeszcze parę lat temu w życiu byś mnie tak nie potraktował. Lataj za nią dalej, a niedługo nie zostanie ci nikt poza nią.
– Megan, skończ z tym, do cholery, i powiedz mi, po co tutaj przyszłaś.
Westchnęła głośno i zrobiła obrażoną minę.
– Chciałam porozmawiać ze starym przyjacielem, ale widzę, że już go tutaj nie ma – oznajmiła, po czym oburzona opuściła jego mieszkanie.
Zawsze taka była, pomyślał. Nigdy nawet nie próbowała udawać, że wcale nie jest rozpieszczoną jedynaczką z bogatymi rodzicami. Wystarczało jedno słowo krytyki, a ta obrażała się i wychodziła. Verdas był już do tego przyzwyczajony. Wiedział, że za kilka dni zadzwoni do niego i jak gdyby nigdy nic, zaprosi go na kawę.

Sam nie wiedział, dlaczego zapukał do drzwi. Może po to, żeby zyskać więcej czasu na przemyślenie tego, co chce powiedzieć szatynce albo po to, żeby miała wybór czy chce z nim teraz rozmawiać, czy nie.
W każdym razie to zrobił i czekał z nadzieją, że mimo wszystko, Castillo mu otworzy.
Po paru sekundach, usłyszał jej kroki, a chwilę później ujrzał w progu jej sylwetkę. Na jego widok uśmiechnęła się lekko i pocałowała go, po czym wpuściła do mieszkania.
– Czego chciała Megan? – zapytała od razu.
Wiedział, że zapewne od wyjścia nie myślała o niczym innym. Dlatego między innymi, jak najszybciej do niej przyjechał.
– Trochę pogadała, obraziła się i wyszła.
Kiwnęła głową i schowała ręce w tylnych kieszeniach dżinsów.
– Przepraszam cię za nią. Nie miałem pojęcia, że tu przyjechała – oznajmił. – Mamy zaległą rozmowę.
Przytaknęła.
– Tak, mieliśmy porozmawiać o nas, a nie o Megan – odpowiedziała, po czym usiadła na kanapie.
Verdas już chciał zaprzeczyć, ponieważ oboje wiedzieli, że Carter to również temat, który muszą poruszyć, ale w końcu stwierdził, że lepiej będzie najpierw wyjaśnić to, co jest między nimi w tej chwili.
Po niecałej godzinie, doszli do wniosku, że w tej chwili nie mają innego wyjścia i muszą się ukrywać. To dopiero świeża sprawa, więc powinni trochę odczekać, aż w końcu oznajmią wszystkim, że się spotykają. Mieli jednak świadomość tego, że tak czy siak ani Diego, ani rodzice Verdasa nie przyjmą tego najlepiej. 
– Więc znowu się ukrywamy – podsumowała szatynka. – Będziemy mieli jakieś sekretne ksywki? A może wynajmiemy małe mieszkanie za miastem, w którym moglibyśmy się spotykać?
Zaśmiał się i założył jej kosmyk włosów za ucho. 
– Nie będzie tak źle – zapewnił ją. – Buenos Aires jest wystarczająco duże, żebyśmy mogli spędzać czas w mieście. Poza tym zawsze zostają nam jakieś wypady za miasto. Na przykład w przyszłym tygodniu jedziemy w delegację. Co prawda będziemy tam pracować, ale z pewnością znajdziemy choć trochę wolnego czasu, który będziemy mogli spędzić razem.
Uśmiechnęła się do niego i pocałowała go namiętnie. Po chwili jednak się oderwał.
– Ale musimy porozmawiać o Megan.
Przewróciła oczami.
– Leon, błagam cię, nie mówmy o tym. Było, minęło.
– Violetta, posłuchaj mnie.
– Nie, Leon. Po co w ogóle poruszasz ten temat? To tyl…
– Nigdy cię nie zdradziłem.
Spojrzała na niego. Widział w jej oczach zwątpienie i rozumiał ją. Wszyscy wiedzieli, jak wyglądało jego życie przed poznaniem Castillo i zapewne większość osób żyje w świadomości, że Leon mógłby zrobić coś takiego. Poza tym nie walczył o nią wystarczająco mocno, co z pewnością utwierdziło ją w przekonaniu, że ją zdradził.
– Proszę, posłuchaj mnie, okej?
Westchnęła, ale po chwili kiwnęła głową niechętnie.
– Ty i Violetta długo jesteście razem? – zapytała go, siadając na białej kanapie.
Wzruszył ramionami i nalał czerwone wino do dwóch kieliszków.
– Parę miesięcy.
– To coś poważnego?
Spojrzał na nią. Wiedział, że tak. Ale cholernie trudno było przyznać to na głos; udowodnić, że to wszystko jest prawdą. 
Cały wieczór spędził z Megan. Na co dzień kobieta mieszka w Paryżu, więc ich kontakt jest ograniczony. Jednak po scenie zazdrości, jaką zrobiła mu Castillo, nie miał nastroju do siedzenia w klubie całą noc, więc szybko przenieśli się do jego mieszkania. 
Wziął kieliszki i postawił je na szklanym stoliku, po czym usiadł w białym fotelu.
– Chyba mnie nie lubi, co? – zadała kolejne pytanie, przysuwając się.
Verdas od razu przypomniał sobie, jak jeszcze parę godzin temu szatynka stwierdziła, że kobieta wygląda i zachowuje się, jak „dziwka”. Nie miał pojęcia, dlaczego jest do niej tak źle nastawiona. Carter przecież nie zrobiła nic, żeby ta czuła się zagrożona.
– Skąd takie wnioski?
Wzruszyła ramionami.
Przysunęła się jeszcze bliżej i po chwili przybliżyła swoją twarz do jego. Wiedział, jakie ma zamiary i mimo tego, że jego reakcja była opóźniona przez promile, odsunął się zanim zdążyła zrobić cokolwiek więcej. 
– Megan, przestań.
– Przepraszam – odparła speszona.
Leon wiedział, że kiedyś podobał się kobiecie, ale już dawno wszystko sobie wyjaśnili i nie łączyło ich nic poza przyjaźnią. Pewien więc był, że jej zachowanie spowodowane jest alkoholem.
Po chwili milczenia, pochyliła się i sięgnęła po kieliszek wina. Niestety zanim zdążyła się oprzeć, upuściła kieliszek i oblała swoją białą sukienkę.
– Cholera – przeklęła i wstała.
Verdas zerwał się i przyniósł jej ręcznik, ale oboje mieli świadomość, że tego ubrania już nie da się uratować.
Westchnął głośno.
– Przyniosę ci coś do przebrania.
Zniknął w sypialni i po paru sekundach wrócił z pierwszą lepszą koszulką. Kiedy Megan już się przebrała, wspólnie zdecydowali, że lepiej będzie, jeśli o tej porze nie będzie już wracała sama do domu. Położyła się więc w jego sypialni, a on zasnął na kanapie.
Rano od razu skierował się pod prysznic. Zdjął ubranie, którego wolał nie pozbywać się, kiedy pijana szatynka spała za ścianą i wszedł do kabiny. Zanim jednak zdążył puścić wodę, usłyszał dzwonek do drzwi. 
Przeklął pod nosem i szybko włożył spodnie. Męcząc się z zamkiem skierował się do drzwi, ale uprzedziła go Carter. Po krótkiej chwili zobaczył, że na korytarzu stoi Violetta.
Kiedy tylko go dostrzegła, w jej oczach pojawiły się łzy, a on zdał sobie sprawę w jakim stanie ich zastała.
Drzwi otworzyła jej inna kobieta ubrana w jego koszulę, a za nią stał szatyn w samych spodniach, które co więcej dopiero zapinał.
Już miał coś powiedzieć, kiedy ta pokręciła głową i obróciła się na pięcie, po czym wybiegła z klatki schodowej.
– Violetta!
Pobiegł za nią, ale po wyjściu z klatki schodowej, zdążył ujrzeć już tylko jej sylwetkę znikającą we wnętrzu taksówki.

Kiedy się obudził, szatynka ubrana w jego koszulę, spała wtulona w jego tors. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Mieszkanie Castillo było tak małe, że noce spędzała na rozkładanej kanapie w salonie. Co więcej mebel nie był zbyt wygodny. Verdasowi od razu przypomniało się, dlaczego większość czasu spędzają w jego lokum.
Po chwili rzuciła mu się w oczy prawa ręka Violetty, która leżała na jego piersi. Odsłonił lekko nadgarstek, tak aby jej nie obudzić, i musnął palcami siniaki. Kompletnie o nich zapomniał, przez co nie poruszył tego tematu wczoraj.
Po paru minutach, szatynka otworzyła oczy i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Po chwili również przeniosła wzrok na swoją rękę i westchnęła głośno.
– Przepraszam za to, że wyjechałam.
Wiedział, że próbowała zmienić temat, zanim jeszcze w ogóle się zaczął. Wczoraj już przeprosili się nawzajem wystarczająco dużo razy.
Już chciał odpowiedzieć, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi. Castillo wstała i w samej koszuli podeszła do drzwi. Po spojrzeniu w oko Judasza, odwróciła się gwałtownie i popatrzyła na niego spanikowana.
– To Diego! – krzyknęła szeptem. – Schowaj się!
Otworzył szeroko oczy i zerwał się z łóżka.
– Co on tu robi o ósmej rano?
– Nie mam pojęcia! Weź swoje rzeczy i schowaj się w łazience.
– Violetta, masz na sobie moją koszulę.
Przeklęła pod nosem, po czym podeszła do szafy. Ściągnęła z siebie ubranie i rzuciła je szatynowi. Następnie narzuciła na siebie różowy szlafrok.
– Nie będziesz rozmawiała z moim bratem ubrana w sam szlafrok.
– Leon, zamknij się i właź do tej łazienki!
Po usłyszeniu kolejnego dzwonka, zamknął się w łazience. Przyłożył ucho do drzwi i słuchał, jak ta idzie w stronę wejścia.

~*~

Przybywam z rozdziałem dziewiętnastym! ^-^ Jesu, ale ja się lenię ;O. Rozdział według mnie nie jest jakiś wybitny, ale lepszy niż poprzedni :D.
Ogólnie zepsułam jedno z dwóch najważniejszych wspomnień w opowiadaniu (to drugie najpewniej pojawi się w next ;)), ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest aż tak źle.
Wiem, że teraz Leonetta jest przesłodzona i zapewne znajdą się tacy, którym to przeszkadza, ale w najbliższych rozdział taka właśnie będzie ^-^.
Next postaram się dodać, jak najszybciej. Wyjeżdżam na "wakacje" dopiero 20.07, więc do tej pory postaram się napisać jak najwięcej rozdziałów, ale mam w planach do zrobienia coś jeszcze (Nicol wcale nie szykuje nowego bloga), więc nic nie obiecuję :///.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie (i te dobre, i złe ;))

Do następnego :*

Quinn ;D

PS
W zakładce "Bohaterowie" jest już Megan ^-^.