– Chyba... nie powinnam tu przychodzić – oznajmia, kiedy siedzimy na ganku przed domem, a ja tylko się uśmiecham. – Po prostu... ona mnie prosiła, a ja nie potrafię odmawiać dzieciom. Pomyślałam sobie, że przyjadę, zostawię prezent i odjadę.
Zaśmiałem się, przerywając jej monolog.
Mam wrażenie, że Violetta Castillo czuję się niezręcznie bez przerwy. Wciąż się z czegoś niepotrzebnie tłumaczy. Mówi wtedy szybko i zapomina o braniu oddechu, trzęsą się jej ręcę, a twarz robi się jej czerwona. To urocze, ale też niesamowicie śmieszne.
Przez chwilę przygląda mi się zdezorientowana, po czym pyta:
– Powiedziałam coś śmiesznego? – Nie muszę chyba wspominać, że mówi to jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej?
Śmieję się jeszcze głośniej.
– Leon – mówi i szturcha mnie w ramię. Zaraz po tym zakrywa sobie dłonią usta. – Przepraszam. Strasznie cię przepraszam.
Okej, teraz naprawdę zaczynają mi lecieć łzy, a ona siedzi tylko obok i patrzy na mnie wprost przerażona.
Dopiero po jakiś dwóch minutach doprowadzam się do porządku i spoglądam na nią, ale kiedy widzę jej minę, znowu chce mi się śmiać.
Kładę rękę na jej kolanie, a ona się wzdryga.
– Spokojnie, wyluzuj – oznajmiam z szerokim uśmiechem. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak muszę się starać, żeby znowu nie wybuchnąć śmiechem. – Wdech. Wydech.
Patrzy na mnie przerażona, ale robi to, co jej mówię.
– Jezu, zawsze jesteś taka spięta? – Wzdycham. – Przyszłaś na urodziny małej dziewczynki, na które zresztą zostałaś zaproszona. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć, jasne?
Kiwa delikatnie głową, ale wciąż nie jest rozluźniona.
– Co jest?
– Czy... Czy mógłbyś wziąć tę rękę? – prosi, a ja spoglądam na swoją dłoń spoczywającą na jej kolanie, po czym zabieram ją z uśmiechem.
Automatycznie się rozluźnia i opiera ręce o swoje uda, a ja przyglądam się jej, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
– Kiedy trzaskałaś mi drzwiami przed nosem, nie byłaś taka nieśmiała.
Kieruje na mnie swoje spojrzenie i przygryza wargę.
– Przepraszam.
Kręcę głową i patrzę na jakiś punkt przed sobą.
Zastanawiam się czy jest taka tylko przy mnie, bo głupio jej przez nasze wcześniejsze przygody, czy po prostu w stosunku do każdego tak się zachowuje. Jeśli prawdą jest druga opcja, mam kolejny powód do współczucia jej narzeczonemu.
Wyobraźcie to sobie:
Wieczór sam na sam, romantyczna muzyka i świece w tle. Violetta i pan X siedzą na kanapie, oglądając jedną z tych durnych komedii romantycznych, które swoją drogą nie są ani romantyczne, ani śmieszne, i nagle... Castillo kicha. W wyobraźni widzę przerażenie w jej oczach i powtarzanie po tryliard razy "przepraszam".
Przynajmniej koleś może się od czasu do czasu pośmiać.
– Bardzo kochasz swoją siostrzenicę – mówi nagle, wyrywając mnie z przemyśleń. Kurde, właśnie miałem wyobrazić sobie, jak robi mu za gorącą kawę.
Kiwam głową.
– Tylko na niej mi zależy.
– A twoja dziewczyna?
Patrzę na nią i marszczę brwi. Mam dziewczynę? Cholera.
– Ta kobieta, która była u ciebie w mieszkaniu. Widziałam, że przyszedłeś tutaj z nią.
Śmieję się pod nosem.
– Co? Znowu powiedziałam coś nie tak? – spytała i zakryła dłonią usta.
Kręcę głową.
– Fran nie jest moją dziewczyną.
– Nie? Myślałam, że tak, bo... spotkałam ją wtedy w twoim mieszkaniu, a... A teraz zaprowadziłeś ją na urodziny siostrzenicy i...
– Jesteśmy przyjaciółmi i czasem się ze sobą prześpimy. – Wzruszam ramionami, a ona kiwa głową, ale wiem, że i tak nie rozumie.
Nie dziwi mnie, że ten układ to dla niej coś nowego. Mam wrażenie, że dla kobiety jak ona w grę wchodzi albo prawdziwy związek w tymi wszystkimi, nieprzyjemnymi obowiązkami, albo nic. Nie potępiam jej za to. Po prostu nie rozumiem takich ludzi.
Przez chwilę się jej przyglądam i widzę, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę i zastanawia się czy coś mi powiedzieć. Jestem ciekaw, o co chodzi, więc rzucam:
– Mów.
Patrzy na mnie niepewnie i w końcu się odzywa:
– Skoro dobrze wam w waszym towarzystwie to dlaczego... nie spróbujecie poważnego związku?
Mogłem domyślić się takiego banalnego pytania. Odpowiedzieć jest prosta.
– To nas nie kręci. Wolimy widywać się od czasu do czasu i nie musieć spowiadać się sobie z każdego wyjścia czy rozmowy, dawać sobie prezentów czy robić sobie obietnic, które później i tak szlag trafi. – Widzę w jej oczach, że to, co słyszy jest kompletną nowością. Tak, Violu, tacy ludzie też istnieją. – Dzięki temu unikamy nieprzyjemnych sytuacji, jak ostatnia scena twojego narzeczonego.
Automatycznie spuszcza głowę.
– To się więcej nie powtórzy. Myślę, że to już koniec.
– Nie znam kolesia, ale coś mi mówi, że twój brat się ucieszy.
Potwierdza skinieniem głowy.
– Jestem adoptowana – oznajmia.
Okej. Tego kompletnie się nie spodziewałem. Owszem, zauważyłem kompletny brak podobieństw między nią a Diego, ale uznałem, że tak się po prostu czasem zdarza.
Spogląda na mnie i lekko się uśmiecha. Najwidoczniej bawi ją moje zaskoczenie. Przynajmniej w końcu się rozluźniła.
– Połowę życia spędziłam w domu dziecka, marząc o tym, żeby w końcu mieć kochającą rodzinę i kiedy rodzice Diego mnie zaadoptowali, obiecałam sobie, że teraz już zawsze będę otoczona ludźmi, których kocham. Miałam wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci i mieszkać w domu z białym płotem.
Wzdycham głośno.
– Moi rodzice też nie żyją – mówię. Sam nie wiem dlaczego. Może po prostu uznaję, że skoro ona się przede mną otworzyła, ja też powinien coś powiedzieć. – Umarli przez moją matkę. I ja, w odróżnieniu do ciebie, unikam wszystkiego o czym mówisz. Nic nie jest stałe. W pewnym momencie mąż cię zdradzi, dzieci znienawidzą, a dom będzie miejscem, do którego nie będziesz chciała wracać. – Wstaję z ganku. – Baw się dobrze na przyjęciu – rzucam i zostawiam ją zaskoczoną moimi słowami.
– W tym roku mam aż trzy przyjęcia urodzinowe! – oznajmia Teddy, kiedy wracamy do domu.
Spoglądam na nią zaskoczony.
Właśnie wracamy z zoo. To, że byłem na przyjęciu nie oznacza, że zrezygnowałem z naszego corocznego wypadu. Nie mógłbym tego przegapić.
Nie dlatego, że kręci mnie łażenie po zoo i obserwowanie śmierdzących zwierząt, które nie robią kompletnie nic ciekawego – swoją drogą, jak Teddy może się tym jarać? – ale po to, żeby spędzić z nią czas, którego nie mam wcale tak dużo, jak mogłoby się wydawać.
Poza tym spójrzcie na nią – jej twarz jest pomalowana tak, że wygląda jak pysk tygrysa, trzyma mnie za rękę i idzie podskakując. Możecie mówić, co chcecie, ale po wczorajszej imprezie nie była taka szczęśliwa.
– Przyjęcie u dziadków – wymieniam, a ona potwierdza to skinieniem głowy – i nasz wypad do zoo. – Powtarza poprzedni gest. – Teddy, to dwa.
– Chłopak mamy zabiera mnie jutro na łyżwy.
– Łyżwy? – Prycham. – Jest środek października. Poza tym, dlaczego nie przyszedł na przyjęcie u dziadków?
– Mamusia powiedziała, że nie chcę, żebyś na razie poznawał i krytykował jej chłopaka. Miałeś nie wiedzieć, że w ogóle kogoś ma.
Lara, chcesz jeszcze powymieniać się sekretami z córeczką?
– Nigdy nie byłam na łyżwach.
Staję, po czym klękam przed nią na jednym kolanie, żeby nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie.
– Powiedz chłopakowi mamy, że wolisz iść do kina, to zabiorę cię na łyżwy i lody.
Spogląda na mnie, zastanawiając się.
– Z posypką?
– I polewą.
– Okej!
Mówicie, że przekupywanie dziecka jest złe? Wiem. Ale to ja jestem tym, który będzie przy jej wszystkich pierwszych razach. Ja byłem przy jej pierwszych słowach, krokach, wypadzie do kina, pierwszym dniu w szkole, jeździe na rowerze... Nie oddam jakiemuś gościowi jej pierwszej jazdy na łyżwach. Może się pocałować w...
Pokonujemy dalszą drogę do mojego mieszkania. W holu przywołuję windę i chwilę czekamy. Nagle drzwi się rozsuwają, ukazując Violettę... z walizką w ręku. Marszczę brwi.
– Znalazłaś mieszkanie?
Wyszła niepewnie z windy zaskoczona moim widokiem.
– Cześć, Violu! – krzyczy Teddy.
– Cześć, ślicznie wyglądasz. – Obdarowuje ją uśmiechem i znowu wraca wzrokiem do mnie. Przygryza wargę. – Tak jakby...
Marszczę brwi.
– Wracam do Colton'a.
– Nie! – krzyczy Teddy. – Nie wracaj do naczonego, Leon może być no... – Zakrywam jej usta dłonią i patrzę zdziwiony na szatynkę, podczas gdy ona próbuje mi się wyrwać.
– Przecież mówiłaś, że to koniec.
Wzrusza ramionami.
– To, o czym ci mówiłam wczoraj, naprawdę jest dla mnie ważne, a tylko z Colton'em może się udać. Poza tym go kocham.
Chcę coś odpowiedzieć, ale nagle Teddy gryzie mnie w rękę. Spoglądam na nią i przerażony łzami spływającymi po jej policzkach, puszczam ją. Spogląda na mnie zdenerwowana, po czym tupie nogą.
– Idziemy do domu! – krzyczy i wchodzi do windy, krzyżując ręce na piersiach. No tak. Płacz to była tylko pokazówka, której nie zauważyłem.
– Lepiej zabierz ją do siebie – rzuca Violetta i odchodzi, zanim zdążam coś odpowiedzieć.
Wzdycham i staję obok Teddy. Próbuję złapać ją za rękę, ale ona mi ja wyrywa.
Teraz obydwie są na mnie obrażone.
~*~
Tradycyjnie przepraszam za to, że rozdział tak dawno temu ;p.
Mogłabym Wam obiecać, że to poprawię, ale wolę być z Wami szczera i napisać, że wcale tak nie będzie. Prawdopodobnie będzie pojawiał się jeden rozdział na miesiąc, do tego dużo krótszy niż te, które pisałam w wakacje. Wtedy po prostu miałam mnóstwo czasu, mogłam usiąść i piać godzinami, a teraz mam limit czasowy. Mam 2,5 dni na napisanie rozdziału, naukę szwedzkiego (LOL, niedługo normalna klasa ;o), jakiś czas wolny itd., więc sry.
Chęci też coraz mniej przez tą cholerną szkołę. Spokojnie, nie będzie zaraz pogadanek o tym, że odchodzę, wena itd. Sprawa po prostu wygląda tak, że b. trudno usiąść mi do pisania. Proces ten potrafi trwać godzinę i wygląda tak, że siadam do kompa i robię wszystko byleby być zajęta czymś innym niż pisanie XD. Później, jak się już wciągnę to luz, ale początek jest straszny ;p.
Jeśli czytacie inne moje blogi to wiecie, że na tę historię mam superpomysł i, że Fiolka będzie miała problemy z główką ;D. Swoją drogą, jak zaczynałam to pisać to jej postać była w mojej głowie taka nijaka, a teraz w końcu nabiera jakiegoś charakteru XD. Przepraszam, że tak długo to trwało ;D. Co do innych postaci – Teddy będzie dużo, a chłopak Lary stanie sie w przyszłości sprawcą b. poważnego problemu. Ale to koniec opowiadania, więc na razie się nie przejmujcie.
Komentarzy jest ostatnio mało, ale nie będę marudzić. Wręcz przeciwnie – cholernie dzękuję tym, którzy po sql tracą czas na moje wypociny i na docenienie ich ;D. Podziwiam Was, bo sama odkąd zaczęła się sql, komentuję tylko jednego bloga, który zresztą prawie nie jest prowadzony (Teddy, i tak wiemy, że nie masz tylu sprawdzianów – po prostu jesteś leniwym śmierdzielem, któremu nie chce się pisać ^^). Obiecuję, że w końcu nadrobię! XDD
Tak btw. (żeby notka była jeszcze dłuższa) ostatni post był przed premierą 7. sezonu TVD, a pisaliście o przypuszczeniach, więc możecie się teraz podzielić swoim zdanem na temat trzech pierwszych odcinków ;D. Ja osobiście jestem cholernie zaskoczona tym poziomem. Stare TVD to nie jest i nie będzie, ale i tak bije to na głowę 6. sezon *o*.
Koniec, nareszcie XDDD.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :**.
Do następnego ;))
Quinn ;**
PS#1
FERIE JESIENNE TAKIE FAJNE MUHAHAHAHA
PS#2
Ostatni fragment miał być przed budynkiem, ale komus windy brakowało, więc #winda_wolinskiego czy tam #winda_pingwina XDDDDD
Jeśli ktoś dotrwał do końca tej notki, pisze w kom #winda_pingwina XDDDD
PS#2
Ostatni fragment miał być przed budynkiem, ale komus windy brakowało, więc #winda_wolinskiego czy tam #winda_pingwina XDDDDD
Jeśli ktoś dotrwał do końca tej notki, pisze w kom #winda_pingwina XDDDD