– Violetta, skąd to masz? – zapytał coraz bardziej zdenerwowany.
Szatynka wpatrywała się tylko w niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przecież nie mogła powiedzieć mu prawdy. Wkurzyłby się tylko, a przecież nic wielkiego się nie stało. Każdemu mogłoby się to zdarzyć, ale Leon by tego nie zrozumiał. Zapewne bez zastanowienia, wyciągnąłby pochopne wnioski, mając gdzieś to, że był to tylko wypadek.
– Kochanie, nic się nie stało – powiedziała cicho, nie będąc w stanie wymyślić nic innego.
– Jak...
Ze zdenerwowania przerwała mu namiętnym pocałunkiem, który – mimo, że na początku się wahał – w końcu oddał. Po chwili jednak chciał się oderwać, więc Castillo spanikowała i pogłębiła pocałunek, a następnie wsunęła ręce pod jego koszulkę i dotknęła torsu. Uśmiechnęła się lekko, kiedy poczuła, że łapie ją za biodra.
– Leon? Violetta?
Natychmiast oderwali się od siebie. Violetta zamknęła oczy, mając nadzieję, że to tylko jej wyobraźnia płata jej figle, ale po odwróceniu się zobaczyła Francescę. Spojrzała na Verdasa, ale on wpatrywał się w swoją przyjaciółkę nie wiedząc, co zrobić.
– Rozumiem, że to właśnie o tym nie chciałeś mi powiedzieć – stwierdziła, krzyżując ręce na wysokości piersi.
Przez chwilę przyglądała się im obojgu, po czym usiadła dokładnie na środku kanapy szatyna.
– Nie spieszyłaś się gdzieś? – zapytał Leon.
Włoszka wyciągnęła telefon i po chwili pisania wiadomości ponownie go schowała. Wskazała najpierw swoją lewą stronę i szatynkę, a potem prawą i Verdasa. Spojrzeli na siebie, ale oboje nie mieli zamiaru się z nią kłócić, więc posłuchali jej i zajęli swoje miejsca.
– Mam rozumieć, że spotykacie się ze sobą za plecami Diego.
Szatynka chciała przytaknąć, ale Leon ją uprzedził.
– Nie – odpowiedział, a ta spojrzała na niego. Jak to nie, od razu pojawiło się w jej głowie. – My tylko…
– Wy tylko co? – Powędrowała wzrokiem od jednego do drugiego.
– Nic – odezwała się w końcu. Jeśli Verdas twierdził, że nie spotykają się ze sobą, to kim ona była, żeby zaprzeczać?
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka głupia była, myśląc, że Leon nagle się zmieni? Nigdy nie łączyło ich nic poza łóżkiem i szatyn najwyraźniej nawet po tym wszystkim nie miał zamiaru tego zmieniać.
Łudziła się, że teraz wszystko będzie wyglądało inaczej; że w końcu zbudują prawdziwy związek, ale przecież znała go dobrze. Z kimś takim, jak Leon jest to niemożliwe.
– Mieliśmy chwilę słabości, ale to się więcej nie powtórzy. – Wstała. – Przepraszam, ale muszę już iść.
Głos Leona jej nie zatrzymał. Wyszła jak najszybciej z jego mieszkania i po chwili znalazła się na ulicy pełnej ludzi. Bez zawahania ruszyła dalej, kiedy usłyszała sygnał swojej komórki. Wiedziała, że to Leon i to właśnie dlatego nie odebrała.
Kiedy poczuła czyjeś dłonie na swoich biodrach, wiedziała, że należą do szatyna. Usta na jej szyi tylko utwierdziły ją w tym przekonaniu. Uśmiechnęła się lekko, ale zaraz przypomniała sobie w jakim miejscu się znajdują.
– Leon, przestań – powiedziała. – W każdej chwili ktoś może tutaj wejść.
Westchnął i obrócił ją przodem do siebie, po czym szybko pocałował w usta.
– Tęskniłem za tobą – oznajmił muskając jej nos swoim. – Co robisz?
Uśmiechnęła się do niego lekko i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Robię kawę mojemu szefowi, żeby przeprosić go za to, że w piątek tak uciekłam i nie odbierałam jego telefonów.
Pocałował ją namiętnie.
– Ja przepraszam. Spanikowałem przed Francescą. Wszystko już jej wyjaśniłem i… nie jest zbytnio zadowolona, ale nic nikomu nie powie.
Kiwnęła głową.
Kiedy tylko usłyszała jakieś kroki, odsunęła się od Verdasa i oboje spojrzeli na drzwi, w których po chwili pojawił się Diego. Jego wzrok od razu powędrował na Castillo.
– Violetta? Co ty tutaj robisz?
Szatynka spojrzała na swojego byłego chłopaka zdziwiona. Była pewna, że ktoś mu powiedział o tym, że dostała tutaj pracę.
– Violetta została moją asystentką – wyjaśnił młodszy z braci. – Myślałem, że ojciec cię o tym poinformował.
Od razu wyczytała z twarzy bruneta, że nie miał o niczym pojęcia – co więcej, nie jest z tego zadowolony. Ona również nie skakała z radości na myśl o tym, że teraz dzień w dzień będzie musiała go widywać, ale nie miała wyjścia.
– Dlaczego zatrudniłeś ją bez zapytania mnie o zdanie?
Brwi młodszego Verdasa od razu powędrowały w górę.
– Violetta, poczekaj na mnie w moim gabinecie, okej?
Miała wielką ochotę tam zostać i zobaczyć jak dalej potoczy się ta rozmowa, ale wiedziała, że to by tylko pogorszyło sytuację, więc opuściła pomieszczenie i skierowała się do gabinetu szatyna. Na miejscu, nie będąc w stanie usiedzieć, chodziła w kółko, czekając na Leona.
Kiedy po kilku minutach, wszedł do pomieszczenia, usiadł na swoim krześle i przyciągnął ją do siebie tak, aby usiadła mu na kolanach. Spojrzała na niego pytająco, czekając aż coś powie.
– Diego nie jest zachwycony, ale szczerze mówiąc, nie ma w tej kwestii nic do gadania – oznajmił, po czym pocałował ją namiętnie, nie dając szansy na powiedzenie czegokolwiek. – Powiedziałem mu też, żeby nie zaczepiał cię w pracy.
Oparła swoje czoło o jego.
– Dziękuję. – Spojrzała mu w oczy. – Powinniśmy porozmawiać.
Szatynka nie ukrywała, że w tej chwili sama nie wiedziała, co łączy ją z Leonem. Pragnęła już na wstępie to z nim wyjaśnić, żeby uniknąć nieporozumień. Nie chciała, żeby sytuacja ze spotkania z Francescą się powtórzyła.
– Obiecuję ci, że porozmawiamy, ale nie tutaj. Przyjdź po pracy do mnie. Będę musiał coś jeszcze załatwić, ale masz klucze.
Kiwnęła głową.
Jego wzrok powędrował na jej prawą rękę, która spoczywała na piersi szatyna. Delikatnie odsunął rękaw różowej koszulki i musnął palcami siniaki.
– O tym też porozmawiamy.
– Dobrze.
Nie miała jednak zamiaru powiedzieć mu prawdy. Wiedziała, że szczerość jest ważna, ale Leon, gdyby wiedział, co się stało z jej nadgarstkiem, wkurzyłby się i nie docierałoby do niego to, że tak naprawdę nic się nie stało.
Pocałował ją namiętnie, kiedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Castillo odskoczyła od niego pewna, że zaraz zobaczy Diego. Ich oczom jednak ukazała się Jocelyn z jakimiś papierami w ręku. Spojrzała na nich zdziwiona.
– Przepraszam, j-ja… Powinnam była zapukać, przepraszam. P-przyjdę później.
Kiedy tylko wyszła, szatynka spojrzała spanikowana na mężczyznę.
– Leon, ona wszystko powie Diego.
– Spokojnie, porozmawiam z nią, okej?
Kiwnęła głową mimo, że nie była do końca przekonana co do tego, czy Jocelyn posłucha Verdasa.
Wyjęła klucz, żeby otworzyć drzwi od mieszkania szatyna, kiedy spostrzegła, że są otwarte. Od razu pomyślała, że najwyraźniej Leon załatwił to, co miał załatwić wcześniej niż się spodziewał i wrócił już do domu.
Weszła do mieszkania i położyła torebkę na stoliku.
– Kochanie, gdzie jesteś?! – krzyknęła sprzed pokoju.
Usłyszała czyjeś kroki i uśmiechnęła się pewna, że to Verdas. Zza ściany jednak wyszedł ktoś inny.
– No proszę. Któż to wrócił – uśmiechnęła się sztucznie. – Mam nadzieję, że stać cię na bilet w drugą stronę.
Zaraz po wyjściu z pracy, szatynka sprawdziła godzinę na komórce. Jeśli już nic więcej nie stanie jej na przeszkodzie, spóźni się o jedynie piętnaście minut, jednak biorąc pod uwagę to, że lunch muszą zjeść w miejscu z dala od miejsca pracy Leona, zapewne zostanie im jakieś dwadzieścia. Miała serdecznie dość ciągłego ukrywania się, ale kochała szatyna i wiedziała, że jeśli nie chce go stracić, musi dać mu czas. Już i tak robił postępy. Castillo nie miała wątpliwości co do tego, że jeszcze żadnej kobiecie nie pozwolił trzymać swoich rzeczy w jego mieszkaniu ani na odwrót. Z pewnością nie wyznał też żadnej innej miłości.
Według Francesci jak na Verdasa to i tak wiele, ale Violetcie wciąż to nie wystarczało. Pragnęła poznać jego rodzinę, znajomych, zamieszkać z nim. Miała jednak świadomość, że na to będzie musiała poczekać i była na to gotowa, ale jej oczekiwanie z pewnością nie będzie trwało wieczność.
Kiedy tylko przekroczyła próg, spostrzegła, że mężczyzna nie siedzi sam. Dokładnie przyjrzała się jego towarzyszce, ale po chwili miała już pewność, że jej nie zna. Strój kobiety również jej nie pocieszał – obcisła sukienka we wzór w kwiaty i czarna skórzana kurtka to na pewno nie jest look godny bibliotekarki czy nauczycielki, a szczerze mówiąc właśnie takie koleżanki wybrałaby Leonowi.
Zdenerwowana poprawiła włosy i naciągnęła koszulkę uwydatniając swoje piersi, po czym podeszła do ich stolika. Kobieta podniosłą wzrok w tej samej chwili, w której Castillo stanęła za szatynem. Usiadła na krześle obok, a kiedy odwrócił się w jej stronę, pocałowała go namiętnie, demonstrując, kim dla niego jest.
– Cześć, kochanie – powiedziała ze sztucznym uśmiechem mimo, że w środku gotowała się ze złości. Leon nie miał czasu odebrać telefonu od niej, ale znalazł go na to, żeby porozmawiać z tą kobietą. Tak, Violetta Castillo była zazdrosna.
– Hej, Violu – odparł, jak gdyby nigdy nic. – Poznaj, Megan.
Kobieta uśmiechnęła się równie sztucznie i wyciągnęła rękę. Szatynka niechętnie uścisnęła ją, po czym spojrzała na Verdasa, oczekując wyjaśnień.
– Megan to moja stara znajoma – oznajmił. – Czekałem tu na ciebie i przypadkiem na siebie wpadliśmy.
Kiwnęła głową, ale wcale nie podobała jej się ta znajoma. Zastanawiała się, dlaczego Leon nie może przyjaźnić się z samymi mężczyznami albo chociaż kobietami takimi, jak Francesca.
– Muszę już lecieć. Miło było cię poznać – zwróciła się do Violetty.
Kiedy się podniosła, Leon wstał i pocałował ją w policzek.
– Zadzwonię później i umówimy się na jakiegoś drinka czy coś w tym stylu – zaproponowała, a szatyn się zgodził.
Po jej odejściu usiadł, a Castillo spojrzała na niego z wyrzutem.
– Co?
– Nic – wzruszyła ramionami, sięgając po menu. – Co zamawiasz?
~*~
Nie podoba mi się ten rozdział ^-^. Taa, w sumie nie wiem, czemu, ale tak po prostu jest ;D. Pozostaje mieć nadzieję, że następny będzie lepszy ;).
Btw chciałam go dodać dopiero w przyszłym tygodniu, ale DZISIAJ WAKACJE NANANANANANANANA <333. Tak serio to nie czuję tych wakacji, ale... ;D.
Ten rozdział jest jeszcze w miarę nudny, ale teraz musi być parę takich, żeby później było ciekawiej ^-^.
Bez rozpisywania się XD.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*
Do następnego :*
Quinn <3