– Jak się bawisz? – zapytał, kiedy położyła mu dłoń na ramieniu i zaczęli tańczyć. Jak na złość akurat teraz musieli puścić wolny kawałek.
W pierwszym
momencie zastanawiała się nad odpowiedzią, ale w końcu
powiedziała:
–
Wspaniale. – Zmusiła się do uśmiechu, ale oboje wiedzieli, że
jest on równie sztuczny, jak usta i cycki babki, która właśnie
tańczy z jej chłopakiem. – Dobre jedzenie i w-w ogóle... no
wiesz...
Kiedy jego
brew powędrowała do góry, od razu przestała się uśmiechać.
– Nie
doceniałam tego, że nigdy nie zabierałeś mnie na takie imprezy –
powiedziała, jednak dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego,
że raczej nie powinna mówić o ich związku, a tego unikać. Co
więcej przyznała właśnie, że Leon pod tym względem jest lepszy
niż Diego. Cholera,
przemknęło jej przez myśl, ale nic więcej nie dodała.
Szatyn
spojrzał na bruneta, który właśnie śmiał się z żartu pani C.
– Od zawsze
miała na niego chrapkę – oznajmił.
–
Zauważyłam – odpowiedziała i powstrzymała się przed wyznaniem
Verdasowi, że o dziwo nie przeszkadza jej to. Jakbym już nie
powiedziała za dużo. – Jesteś tu z Jocelyn?
Sama nie
wiedziała, czemu zadała to pytanie. Powinna udawać, iż w ogóle
ją to nie interesuje, ale prawda była taka, że myśli o tym od
chwili, w której dowiedziała się, że Leon będzie na tym
przyjęciu.
Pokręcił
głową, przygryzając wargę, a ona w duchu odetchnęła z ulgą.
Nie powinna być zazdrosna, ale niestety była. Udawała obojętną i
chciała mieć życie uczuciowe szatyna głęboko gdzieś, ale tak
naprawdę bolał ją widok jej byłego chłopaka z jej
eksprzyjaciółką.
– Musiała
wyjechać na parę dni z miasta – wyjaśnił. – Ale... chyba nie
jesteśmy dla siebie stworzeni.
Z trudem
powstrzymała uśmiech.
Zdała sobie
sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie czuła się tak niezręcznie
przy Leonie. Sama nie wiedziała, co jest tego powodem – ich
ostatnia rozmowa, jej związek z jego bratem? Powodów w
rzeczywistości jest o wiele więcej. Szatynka z każdym dniem coraz
bardziej tęskni za Leonem, któremu mogła wszystko powiedzieć;
którego nigdy się nie krępowała i obawia się, że jeśli dalej
tak pójdzie – on już nie wróci.
Kiedy
piosenka się skończyła, pożegnała Verdasa i wyszła się
przewietrzyć. Narzuciła na nagie ramiona czarny płaszcz, po czym
opuściła lokal. Rozejrzała się wokół i postanowiła, że
przejdzie się po parku za budynkiem. Było tam cicho i spokojnie, a
w tej chwili właśnie tego potrzebowała. Chciała przemyśleć
wszystkie ostatnie zdarzenia, ale miała świadomość, że
analizowała je już cholernie wiele razy i nie doszła, jak do tej
pory do żadnego wniosku. Z Diego miałaby to, czego zawsze chciała
od Leona – poważny, stabilny związek, mogłaby spędzać z nim
wszelkie imprezy rodzinne, poznawać jego znajomych i mieć pewność,
że od tak jej nie zostawi.
Leon
natomiast był dzieciakiem, bał się jakiejkolwiek
odpowiedzialności, a co dopiero związku, który ma jakąś
przyszłość. Gdyby nie to, co w tej chwili łączyło ją z Diego,
nigdy nie poznałaby jego rodziców. Francesci, jego najbliższej
przyjaciółki, zapewne również by nie zobaczyła na oczy, gdyby ta
nie wzięła tego w swoje ręce. A mimo to kochała młodszego
Verdasa i nie potrafiła tego przerwać.
Zanim się
obejrzała, była już w głębi parku i nie do końca wiedziała, w
którym kierunku się udać, aby wrócić na przyjęcie. Kiedy jednak
zobaczyła dwóch pijanych mężczyzn zmierzających w jej stronę,
automatycznie odwróciła się i szybkim krokiem próbowała się od
nich oddalić.
– Ej, ej,
nie uciekaj! – usłyszała za sobą głos jednego z nich. – Z
nami nic złego ci się nie stanie.
Przyspieszyła
kroku i pomacała kieszeń z nadzieją, że jest tam jej komórka –
wiedziała jednak doskonale, że znajduje się w kopertówce, którą
zostawiła na sali bankietowej. Puls jej przyspieszył, kiedy
usłyszała, jak mężczyźni znowu ją wołają. Rozejrzała się,
ale nie zajęło jej wiele zauważenie, że poza nimi, nie ma w
pobliżu nikogo innego.
Pisnęła
zaskoczona, kiedy ktoś złapał ją za rękę i obrócił w swoją
stronę. Od razu poczuła wstrętny odór alkoholu, ale kiedy chciała
wyrwać mu dłoń, zaczął trzymać ją jeszcze mocniej, czym
sprawiał jej ból.
– Puść
mnie – powiedziała w końcu zła i jednocześnie przestraszona.
– Proszę,
proszę – odezwał się drugi mężczyzna, stojący za tym, który
właśnie miażdżył jej nadgarstek. – Jednak mówisz.
– Co my z
tobą zrobimy? – pyta ten pierwszy. Mimo ciemności, szatynka bez
problemu dostrzega jego głupi uśmieszek.
Już chciała
się poddać i przestać wyrywać, kiedy czyjaś pięść uderzyła
mężczyznę w twarz.
– Masz przy
sobie telefon? – zapytał po zapięciu jej pasów i zajęciu
miejsca kierowcy. Pokręciła głową wpatrując się pustym wzrokiem
przed siebie.
Westchnął
głośno i wyjął z kieszeni marynarki komórkę, włączając się
w tym czasie do ruchu. Po chwili przyłożył aparat do ucha.
Castillo nie wsłuchiwała się zbytnio w słowa, ale i tak
wywnioskowała po nich, że zadzwonił do Francesci.
– Nie mów
mu nic – powiedziała w końcu zachrypniętym głosem.
– Dlaczego?
Nie
odpowiedziała. Sama nie wiedziała do końca, dlaczego. Po prostu do
tej pory była przerażona tym, co ci mężczyźni chcieli jej
zrobić. Wciąż miała przed oczami to, co mogłoby się stać,
gdyby nie to, że Leon zaczął się martwić tym, iż jej tak długo
nie ma i poszedł jej szukać.
– Powiem
mu, że źle się poczułaś i odwiozłem cię do twojego mieszkania.
Kiwnęła
głowę, po czym oparła głowę o szybę.
Wiedziała,
że mieszkanie Leona nie jest daleko, ale i tak czas dłużył się
jej niemiłosiernie. Kiedy dojechali, Verdas wyprowadził ją z auta
i zaprowadził do swojego lokum. Dał jej swoją koszulkę i
zadzwonił do Diego, kiedy poszła wziąć prysznic.
Dopiero
ciepła woda, a potem jego zapach na koszulce przyniosły jej
ukojenie. W tym momencie była wdzięczna Leonowi za to, że się nią
w ogóle zainteresował. To Diego powinien to zrobić – ale zapewne
był zajęty panią Collins. Mimo to, nadal nie była o nią
zazdrosna. Cholernie ją to dezorientowało.
– Jak
było u twojej przyjaciółki? – zapytał ją, ale zanim zdążyła
cokolwiek powiedzieć, kontynuował: – Tutaj było wspaniale. W
końcu przespałem całą noc, nikt mnie nie obudził i nareszcie
mogłem spóźnić się do pracy, i wiesz co? Moja lodówka znów
jest pusta!
Uśmiechnęła
się szeroko.
–
Wspaniale, to może za tydzień pojadę do innej znajomej? –
zaproponowała, obserwując jego reakcję. – Mieszka dalej, więc
będę mogła zostać tam dłużej.
Przyciągnął
ją do swojej piersi, po czym pokręcił głową.
– Prędzej
przykuję cię kajdankami do łóżka i nie będziesz mogła wyjść
nawet do sklepu na rogu.
Zaśmiała
się, po czym przystanęła i go pocałowała.
–
Przemyślałeś to, o czym rozmawialiśmy przed wyjazdem? –
spytała, patrząc mu w oczy. W głębi duszy miała nadzieję, że
potwierdzi, ale niestety – zgodnie z jej przypuszczeniami, odwrócił
wzrok i wziął ją za rękę, po czym ruszył dalej.
– Co? –
zapytał, choć oboje wiedzieli, że wie, o czym szatynka mówiła.
Westchnęła.
– Czy
twoi rodzice w ogóle wiedzą, że z kimś się spotykasz?
Wzruszył
ramionami.
– Ma to
w ogóle jakieś znaczenie? Przecież to ja się z tobą spotykam, co
im do tego?
Nie
odpowiedziała. Parę miesięcy nie przeszkadzało jej to, że nie
zna jego znajomych i rodziny, ale z biegiem czasu coraz bardziej
zaczynało jej na tym zależeć. W końcu państwo Verdas mieszkają
w tym samym mieście, Leon widuje swojego ojca i brata w firmie
codziennie, a oni nawet nie wiedzą o jej istnieniu.
– Diego weźmie twoją torebkę – oznajmił szatyn, kiedy weszła
do salonu w samej koszulce sięgającej do połowy ud i bieliźnie. –
Powiedziałem mu, że klucze do swojego mieszkania miałaś w
kieszeni kurtki, więc o ile nie będzie jej przeszukiwać, nie
powinien o nic wypytywać.
Podniósł
głowę, po czym dokładnie się jej przyjrzał. Castillo
automatycznie zaczęła czuć się skrępowana, czując jego
spojrzenie na swoich nagich nogach. Chrząknęła cicho.
Po dłuższej
chwili Verdas z powrotem odwrócił się w stronę kanapy i narzucił
na nią narzutę.
– Prześpię
się na kanapie.
– Nie
musisz tego robić – szepnęła niepewnie.
Ponownie
zwrócił się w jej stronę i uniósł kąciki ust.
– Ale chcę.
~*~
I oto 14. :) Zacznę od tego, że nawet fajnie mi się ją pisało :D Tak btw w tym rozdziale miało być coś jeszcze, ale stwierdziłam, że i tak jest ciut dłuższy niż zazwyczaj, a ten fragment spokojnie mogę wcisnąć w piętnastkę :D. Tymczasem mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał - wzięłam sobie Wasze uwagi, co do Leonetty i może w tym rozdziale jeszcze tego tak nie widać, ale zbliżą się do siebie, obiecuję :*. Swoją drogą - przez 12 rozdziałów odezwały się na ten temat ze dwie osoby, a po 13 nagle wszyscy zaczęli pytać, czy aby na pewno na tym blogu będzie Leonetta, ZMÓWILIŚCIE SIĘ CZY JAK? XDDD
Rozdział jest pisany z perspektywy Fiolki (większość osób, które zagłosowały w ankiecie, tego właśnie chciały) i myślę, że co drugi rozdział będzie właśnie tak wyglądał, ale... jeszcze się zobaczy :D.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i obiecuję, że Leonetty będzie już coraz więcej XD No i oczywiście zapraszam do zakładek w razie jakiś jeszcze pytań czy uwag co do ogółu :D
Do następnego :*
Quinn :*
PS
Korekta jutro, obiecuję! XD
Rozdział jest pisany z perspektywy Fiolki (większość osób, które zagłosowały w ankiecie, tego właśnie chciały) i myślę, że co drugi rozdział będzie właśnie tak wyglądał, ale... jeszcze się zobaczy :D.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i obiecuję, że Leonetty będzie już coraz więcej XD No i oczywiście zapraszam do zakładek w razie jakiś jeszcze pytań czy uwag co do ogółu :D
Do następnego :*
Quinn :*
PS
Korekta jutro, obiecuję! XD