Ważna notka na dole ;)
Najpierw słyszę dźwięk naciskania klamki, dopiero potem walenia w drzwi. Wzdycham głośno, po czym podchodzę do wejścia ze szklanką w ręku. Otwieram, a moim oczom ukazuje się Violetta, która szybko wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi.
– Leon! – mówi na samym wstępie tonem, w którym wyczuwam pretensje.
– Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiadam, po czym biorę łyka wody i wracam do części kuchennej, żeby odłożyć szklankę do zlewu. Szatynka idzie za mną.
– Musisz zostawiać otwarte drzwi, kiedy jesteś sam albo dać mi klucze, bo nie mogę stać pod twoim mieszkaniem i się dobijać, kiedy Diego mieszka naprzeciwko.
Opieram się o blat.
– Miałbym zostawiać drzwi otwarte dla włamywaczy za każdym razem, kiedy wylatuje?
Jej wyraz twarzy łagodnieje i delikatnie się uśmiecha.
– Od kiedy masz z tym problem?
Wzruszam ramionami, po czym wyjmuję z szuflady klucz i rzucam jej nad wyspą kuchenną.
– Dziękuję – mówi, kiedy go łapie. Wyjmuje z torebki pęk reszty swoich kluczy i doczepia go. W tym czasie ja obchodzę wyspę i staję naprzeciwko niej. Podnoszę jej głowę i ją całuję. Oddaje pocałunek, ale już po chwili się odrywa.
– Nie – oznajmia. – Musimy porozmawiać.
– Nic nie musimy – odpowiadam i wracam do jej ust, zdejmując w tym samym czasie jej płaszcz i torebkę. Odkładam je na stołek barowy i, nie odrywając się od niej, prowadzę Castillo do kanapy.
Niestety ona postanawia się zatrzymać i przerwać pocałunek.
– Nie, to ważne – mówi stanowczym tonem, więc odpuszczam... na chwilę. – Nie jesteś nawet odrobinę ciekaw czy po twoim wyjeździe, za który swoją drogą cholernie dziękuję, mój ojciec nie rozpowiedział wszystkim, że przyłapał nas na obściskiwaniu się w środku nocy?
– A powiedział?
– Nie i chyba nie ma zamiaru.
Ignoruję drugą część jej wypowiedzi i odpowiadam:
– Więc nie.
Ponownie się do niej pochylam, ale ona się odsuwa. Wzdycham głośno.
– Co jeszcze? – pytam, ponownie się przybliżając, ale tym razem do jej szyi.
– Mogę tu dzisiaj przenocować?
Podnoszę głowę i patrzę na nią ze zmarszczonymi brwiami.
– Narzeczony cię wykopał? – Kiedyś nauczę się jego imienia, potrzebuję tylko trochę czasu, okej?
– Mogliśmy się troszeczkę posprzeczać.
– O? – Nie pytajcie, dlaczego mnie to interesuje. Zamiast tego znajdźcie odpowiedź w jakiś inny sposób i wyślijcie mi ją mailem, bo sam też chętnie się dowiem.
– Mogłam trochę pomylić jego imię.
HA! I co? Nie tylko ja mam problem z tym żałosnym imieniem!
Chwila...
– Z?
– Z twoim.
– I?
– Chyba nie skojarzył tego z tobą, ale się zdenerwował?
– To znaczy, że mamy go na chwilę z głowy?
– Na chwilę, ale...
– Nic więcej nie muszę wiedzieć – mówię, po czym podnoszę ją i niosę w stronę kanapy, a ona chichocze, ale już nie protestuje.
Gdyby parę miesięcy temu, ktoś powiedział mi, że obudzę się leżąc na łyżeczkę z siostrą mojego kumpla, prawdopodobnie pośmiałbym się, a potem zjadł jakąś pizzę.
Zjadłbym pizzę...
Po krótkim namyśle postanawiam jednak skupić się na pierwszej części tego zdania i wynagrodzić sobie brak pizzy obecnością Violetty.
Całuję ją w miejscu za uchem, kiedy dostrzegam, że zaczyna się przebudzać. Odwraca się w moją stronę i złącza nasze usta.
Mógłbym się do tego przyzwyczaić...
Nie. Nie powiedziałem tego. Nie mógłbym. Nigdy. W. Życiu.
Kiedy słyszę dźwięk jej komórki, nie odrywając się, sięgam do szafki nocnej po jej stronie i biorę z niej komórkę, po czym nie patrząc na wyświetlacz, przeciągam czerwoną słuchawkę. Violetta z początku nie protestuje, ale kiedy dźwięk dzwonka rozbrzmiewa po raz drugi, odrywa się i sięga po komórkę.
Wzdycham głośno i kładę się na plecach, kiedy ona odbiera.
Chyba wszyscy wiemy, który kretyn dzwoni.
– Halo?... Emm, u Diego... Tak, yhym...Zobaczę, później.... Tak, dzisiaj... Na razie...
Nie umknęło mojej uwadze, że podczas rozmowy co chwile zerkała na mnie i od razu się spięła.
Po odłożeniu komórki kładzie się na boku, twarzą zwrócona do mnie, ale nic nie mówi.
Dzięki, kretynie, za popsucie nastroju.
– Nie powinniśmy porozmawiać o twoim ojcu? – mówię w końcu.
– Ty mi powiedz. Przecież chciałeś olać temat.
– Dlatego, że twoje cycki – których długo nie widziałem – przesłaniały mi obraz i nie podszedłem do sprawy zbyt poważnie.
Unosi brwi, ale widzę, że powstrzymuje się aby nie wybuchnąć śmiechem.
– Myślisz, że twój ojciec komuś powie?
Wzrusza ramionami.
– Co najwyżej mamie.
Patrzę na nią wyczekująco aby powiedziała coś więcej.
– Ona raczej niekoniecznie się przejmie.
– Nie?
– Nie przepadają za Coltonem...
– Twoi rodzice nie przepadają za twoim narzeczonym.. – Kiwa głową na potwierdzenie. – Twój brat nie przepada za twoim narzeczonym. – Od niechcenia powtarza gest. – I nawet ty za nim nieszczególnie przepadasz.
– Tutaj to przesadziłeś.
Unoszę brwi. Nie, nie przesadziłem. Nikt mi nie wmówi, że Violetta lubi tego gościa.
– Jeśli kiedykolwiek cokolwiek rozumiałem, właśnie przestałem.
Spuszcza wzrok i nic nie mówi.
– Czemu z nim nie zerwiesz?
Przez chwilę siedzimy w ciszy. W końcu podnosi wzrok, przygryzając wargę i kręci głową.
– Nie chcę rozmawiać o tym z tobą – oznajmia w końcu.
– Ze mną?
– Z tobą – potwierdza i jest to najbardziej stanowcza rzecz, jaką kiedykolwiek do mnie powiedziała.
Niektóre ofiary losu mają talent do psucia nastroju. Nie, żebym wskazywał palcem – nie jesteście głupie, same możecie wskazać palcem Colton'a. W każdym razie ja mam talent do przywracania nastroju, dlatego nie dziwcie się, że półgodziny po tej niezręcznej rozmowie, obściskuję się z Castillo pod moim prysznicem.
A przynajmniej obściskiwałem. Dopóki ktoś nie postanowił przerwać.
Odrywamy się gwałtowne od razu po usłyszeniu głosu wołającego mnie Diego, który dochodzi z mojego mieszkania.
– Nawet nie mów, że nie zamknąłeś drzwi na klucz.
– Ty wchodziłaś ostatnia – bronię się.
– To twoje mieszkanie! – krzyczy szeptem, a ja z braku argumentów, wychodzę z kabiny prysznicowej.
Owijam się w pasie ręcznikiem i opuszczam łazienkę, po czym kieruję się do salonu połączonego z kuchnią. Tam stoi już Diego i nie wygląda na zbyt szczęśliwego.
Ciekawe, jakby wyglądał, gdyby przyszedł tu piętnaście minut wcześniej i zastał mnie ganiającego się po mieszkaniu z jego nagą młodszą siostrą...
– Ty i Federico musicie przestać czuć się tu, jak u siebie w domu – oznajmiam wchodząc i zwracam tym na siebie jego uwagę. – Czego?
– Musimy pogadać – odpowiada.
– Pospiesz się, jestem zajęty.
– Po pierwsze, gdzie moje kluczyki?
Wzdycham głośno. Naprawdę to jest tak niecierpiące zwłoki?
Wyjmuję z szuflady jego kluczyki, po czym mu je oddaję.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? Ukradłeś mój samochód i uciekłeś, kiedy spałem, a potem nie odbierałeś telefonu!
Wielkie mi rzeczy. Kiedy ostatnim razem ukradłem samochód kumplowi w liceum, rozbiłem go, a jego rodzice próbowali wsadzić mnie do poprawczaka. Diego natomiast ma pełen bak i auto w nienaruszonym stanie – mógłby okazać choć trochę wdzięczności.
– Tobie? Do powiedzenia? – Udaję, że zastanawiam się nad odpowiedzią. – Właściwie to tak. Fotele w twoim aucie są cholernie niewygodne, zrób coś z tym.
Nie czekając na jego odpowiedź, odwracam się i kieruję z powrotem do sypialni.
– Zamknij za sobą drzwi – rzucam przez ramię.
Wracam do łazienki, ale zastaję ją pustą. Idę więc do sypialni, a tam jest już prawie ubrana Castillo.
Na dźwięk otwieranych drzwi odwraca się w moją stronę.
– Wyszedł już?
– Tak, spławiłem go – mówię powoli, obserwując jej ruchy. – Co robisz?
– Miałeś rację.
– Kiedy? – Marszczę brwi.
Mam rację naprawdę często, skąd mam wiedzieć, o który raz chodzi tym razem?
– W domku moich rodziców, kiedy powiedziałeś, że to nie wyjdzie i powinniśmy to zakończyć – oznajmia, pakując szybko swoje rzeczy do torebki, po czym zabierając ją i kierując się do drzwi.
Ta, tym razem akurat nie miałem racji.
Staję między nią a drzwiami i kładę ręce na jej ramionach.
– Violetta, to tylko Diego.
Spuszcza wzrok i odpowiada:
– Mam narzeczonego.
– Od kiedy nas to obchodzi? – Coś przegapiłem.
– Od teraz – mówi i wyrywa mi się, po czym wychodzi, nie reagując na mnie, gdy ją wołam.
I to nie jej reakcja jest najdziwniejsza, a to, że się tym przejąłem.
Co się dzieje?
~*~
Ten rozdział jest taki beznadziejny, że żałuję, że wcześniejsze rozdziały tak określałam, bo teraz nie wiem, co odda moje uczucie temu czemuś xd.
Przepraszam, obiecuję, że do końca weekendu usiądę, zaplanuję rozdziały i będą one choć odrobinę lepsze.
Ale zanim to zrobię, mam do Was sprawę ;D. Mianowicie początkowy plan na to opowiadanie był taki, że dojdę do pewnego momentu (który będzie niedługo) potem coś tam się wymyśli, na bieżąco, żeby pociągnąć to dalej, bo naprawdę uwielbiam pisać Leonem. Ale niedawno wpadł mi taki pomysł, aby skończyć to opowiadanie szybciej, a potem napisać drugą część. Byłaby to kompletnie nowa fabuła, ale jakby na podstawie tego, co działo się w tym opowiadaniu. To będą jakby konsekwencje decyzji podjętych tutaj i w pewnym momencie nowa historia, bo charaktery Leona i Fiolki się trochę zmienią, ale nie do końca bo wciąż będzie miała bardzo dużo wspólnego ze starą ;p. Mam nadzieję, że w miarę zrozumiale to wyjaśniłam, jak nie to pytajcie, a ja postaram się odpowiedzieć ;D. W każdym razie, pisze o tym teraz, bo w tej nowej części, byłby duży przeskok czasowy. Chciałabym, żeby Teddy była w nim już w takim wieku nastoletnim, bo to mi z pewnością urozmaici fabułę i będzie o wiele ciekawiej z buntowniczą wersją Teddy (jakby co Teddy będzie tam o wiele więcej ;p). Dlatego też planuje przeskok o 7 lat, ale wtedy Leon będzie miał 34 lata, więc wolę spytać, czy będzie to dla Was problem, bo pamiętam, że na heroes nie pasowało niektórym, że Leon ma 30 lat XDD. Podkreślam, że jakby styl pisania będzie taki sam, po prostu Leon będzie troszkę bardziej odpowiedzialny i zmienią się mu priorytety ;p. Dajcie znać, co myślicie ;)).
No i oczywiście, nie oznacza to, że skończę tę część z dwa rozdziały, muszę jeszcze pomyśleć w jakim momencie to zrobię ;).
Czekam na Wasze opinie ;*
Do następnego ;)
Quinn ;*