– Nie zawsze tak było.
– Zawsze na początku jest zajebiście – odpowiadam.
– On kiedyś był zupełnie inny.
– Błagam, naprawdę się na to nabrałaś? – Wzdycham głośno. – On tak naprawdę zawsze taki był, po prostu grał przed tobą innego. A teraz już zwisa mu to, co o nim myślisz. Owinął cię sobie wokół palca.
Przez chwilę się nie odzywa, więc odrywam spojrzenie od sufitu i kieruje je w jej stronę. Widzę w jej oczach, że nie pomogłem i zaraz znowu się rozbeczy.
Obejmuję ją, a ona po chwili moczy mi t-shirt łzami.
– Wiesz, co jest najgorsze? – pyta w końcu, nie przerywając szlochania.
– Wciąż przynosi do łóżka pluszowego misia?
Płacze jeszcze głośniej.
– Bez niego jestem nikim!
W tej chwili jej płacz zagłusza wszystko.
Nigdy nie wysłuchuję problemów kobiet, spoza mojej rodziny. Właściwie to nawet z nimi nie rozmawiam. Albo się z nimi pieprzę, albo omijam je szerokim łukiem. W takiej sytuacji interesuje mnie tylko to, jak wyglądają nago i czy aby na pewno mnie niczym nie zarażą.
Prawda jest taka, że nie rozumiem kobiet i nie chcę ich zrozumieć. PSM, hormony, wyolbrzymianie wszystkich problemów, histeryzowanie i ciągły płacz. Pytanie do wszystkich (nie)szczęśliwych mężów – po co wam to było?
Każde państwo powinno opłacać kobietom psychiatrę. Tak! To by rozwiązało wiele problemów. Między innymi rosnącą liczbę rozwodów.
Wiecie jak wygląda sprawa? Kiedy facet zdradza kobietę, to jest największym potworem na świecie, ale kiedy ona to robi, to również wina jest po jego stronie – bo o nią nie dbał. To one manipulują wszystkim tak, żeby zawsze wyjść na tę biedną i pokrzywdzoną.
Zastanawiacie się więc pewnie, jak to możliwe, że ja – ten unikający rozmów z kobietami – wylądował tutaj. Leżę w łóżku z siostrą mojego kumpla i słucham, jak płacze i narzeka na swojego narzeczonego.
Ja również zastanawiam się, jak to, do cholery, możliwe?!
Kilka godzin temu...
– Wytłumacz mi jeszcze raz, dlaczego tutaj jestem?! – pytam, próbując przekrzyczeć muzykę.
– Z tego samego powodu, co wszyscy – dla zabawy! – odpowiada Federico. – Wstałeś dzisiaj lewą nogą czy co?! Jakoś wcześniej nie miałeś problemu z imprezami!
Wzdycham głośno zirytowany.
– Może dlatego, że wcześniej nie wyciągałeś mnie na imprezy po siedmiogodzinnym locie!
Wiem, co sobie myślicie – dlaczego nie odmówiłem? Prawda jest taka, że nawet nie miałem szansy.
Sprawa wyglądała tak, że Federico przyjechał po mnie na lotnisko. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił, ale byłem cholernie zmęczony, a opcja podwózki przez kumpla zawsze jest lepsza niż podróż taksówką ze starym kierowcą, który słucha dennej muzyki i dokłada wszelkich starań, żeby ciągnąć cholernie nudną rozmowę, po czym oczekuje, że dacie mu napiwek.
Pojechałem więc z nim i zanim się obejrzałem wylądowaliśmy w tym durnym klubie.
Jak się czuję? Siedzę w zatłoczonym lokalu w stroju do pracy, podczas gdy moja głowa pęka i jedyne o czym marzę to długi, spokojny sen.
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego Federico zależy tak na tym wypadzie. Prawda jest taka, że sam nie wiem. Mam jednak teorię, że po prostu potrzebuję rozrywki, a że Diego wyjechał na parę dni do swojej rodziny, nie ma żadnych przyjaciół, którzy nadawaliby się na imprezę. Zresztą, po takich akcjach, nie dziwię się.
– Błagam cię, tym bardziej przyda ci się parę drinków. Poza tym pewnie i tak, jak zwykle lecieliście na autopilocie i na zmianę spaliście.
Unoszę brew, ale nie odpowiadam – nie mam siły na dyskusje z nim.
Chcecie znać prawdę? Lot był koszmarny. Poza drzemką w kabinie pilotów, nie zaznałem snu od kilku dni. Pogoda zarówno przy startowaniu, jak i lądowaniu była beznadziejna, a grupa wyjątkowo trudnych pasażerów sprawiła, że przez trzy czwarte lotu moje myśli zajmowało wyobrażanie sobie sytuacji, w której mam możliwość obniżenia ciśnienia w strefie pasażerów w celu zmuszenia ich do pójścia spać.
– Jedyna cholerna rzecz jaka mi się w tej chwili przyda to powrót do domu i długi sen – odpowiadam tylko, po czym wypijam zawartość kieliszka. – Spadam.
– Pięć minut! – Zatrzymuje mnie, kładąc rękę na moim ramieniu. Wiem, że pięć minut w jego słowniku oznacza conajmniej dwie godziny, więc już otwieram usta, żeby odmówić, kiedy jego uwagę przykuwa coś za moimi plecami. – Cholera. Nie widziałeś mnie – rzuca i w mgnieniu oka znika w męskiej toalecie.
Marszczę brwi i odwracam się. W oczy od razu rzuca mi się Ludmiła.
– Leoś! To naprawdę ty?
W mgnieniu oka pojawia się obok i wita się ze mną całując mój policzek.
Blondynka chodziła ze mną do szkoły jeszcze za czasów, kiedy miałem "normalną" rodzinę. Później kontakt się urwał i odnowiliśmy go dopiero po paru latach.
Nie, nie spałem z nią. Bywają przyjaciółki, jak Fran – takie, z którymi numerek od czasu do czasu nie zniszczy naszej przyjaźni; są też takie, którym bliżej do siostry niż przyjaciółki do seksu albo zwykłej kochanki – to właśnie do tej grupy należy Ferro.
Mimo to, to właśnie z Francescą mam lepszy kontakt. Zapewne jest to spowodowane tym, że Ludmiła wie o wiele więcej o przeszłości, o której ja chcę zapomnieć.
– Co tutaj robisz? – pyta z entuzjazmem.
– Też chciałbym wiedzieć – odpowiadam i wymuszam uśmiech. Naprawdę pragnę się na kimś wyżyć, a wiem, że Ludmiła nie jest dobrą kandydatką. – A ty?
– Miałam przyjść na drinka z koleżanką, ale jej beznadziejny narzeczony znowu musiał się wpierdzielić i w końcowym efekcie marzę, żeby wrócić już do domu. Kocham ją, ale gdybym mogła, zabiłabym jej faceta.
Śmieję się cicho. Blondynka potrafi być najwspanialszym człowiekiem na świecie, ale zdecydowanie woli mówienie prawdy nawet osobom, które jej nie chcą. Tak, to pewnie dlatego jeszcze się na mnie nie obraziła.
Jestem gotów się założyć, że już nieraz powiedziała chłopakowi swojej przyjaciółki, że jest do dupy.
– Aż taki zły?
– Nawet ty byłbyś lepszy – komentuje, po czym woła barmana i zamawia drinka. – Wciąż nie ma dla niej czasu, bo albo praca, albo kumple, a ona nie ma prawa wyjść sama z domu. Do tego momentami traktuje ją jak gosposię nie jak dziewczynę, naprawdę nie wiem, co ona w nim widzi. A co u ciebie?
– Teddy mnie nienawidzi, Fran ostatnio się nie odzywa i jestem zmuszony do spędzania czasu z idiotą, który przywiózł mnie tu prosto z lotniska.
– Jak to możliwe, że dobieramy sobie tak beznadziejne towarzystwo?
– Za cholerę nie wiem.
Opiera głowę na moim ramieniu.
– Wolałabym zostać tu z tobą, ale muszę wrócić do tego palanta – oznajmia, po czym wzdycha głośno. – Ale obiecaj, że zjemy razem lunch.
– Kolacja. Jutro – odpowiadam bez zawahania. Lubię Ludmiłę i zdecydowanie za dużo czasu minęło od naszego ostatniego wspólnego wyjścia.
Uśmiecha się, po czym całuje mnie w policzek i wstaje.
– Zadzwonię.
Zaraz po jej odejściu, pojawia się Federico.
– Błagam, powiedz, że nie podrywałeś tej laski.
Marszczę brwi. Przecież to tak, jakbym podrywał Larę. Boże, wyobraziłem to sobie. Co się zobaczyło, to się już nie odzobaczy.
Fede nie ma szans u Ferro. To mądra kobieta, a od Włocha trąci idiotyzmem na kilometr.
– Ta laska jest szurnięta.
– I kto to mówi – odpowiadam, kiedy nagle do mnie coś dociera. – Skąd niby to wiesz?
– Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałem ci o lasce, od której musiałem uciekać w środku nocy? No, wiesz... Ta noc, której w naszym budynku nie było prądu.
Przez chwilę się zastanawiam, o czym mówi. Nagle przypominam sobie feralną noc bez prądu – przespałem się wtedy z Violettą, a niedługo przed tym Fede opowiadał od jakiejś szurniętej lasce.
– Nie – odpalam. – To nie mogła być Ludmiła, coś ci się pomyliło.
– Skąd możesz wiedzieć? Gadałeś z nią pięć minut! One zawsze na początku wydają się normalne.
Kręcę tylko głową, bo nie chce mi się przybliżać mu, jak dobrze znam Lu, i jak często on się puszcza, a potem nawet nie pamięta z kim. Owszem, śmiem twierdzić, że to właśnie on jest największą dziwką w naszej grupie.
Wyciągam do niego dłoń.
– Kluczyki.
Zaraz po opuszczeniu lokalu, słyszę swój telefon. Pada, więc chowam się pod daszkiem przy wejściu i odbieram.
– Halo?
– Musisz coś dla mnie zrobić.
Lara. Pamiętacie, jak mówiłem Wam, że dzwoni tylko wtedy, kiedy czegoś chce? Nie żartowałem.
– Nie.
– Okej, w takim razie powiem Teddy, że jej wujek ma ją gdzieś. To na pewno przyspieszy proces wybaczania ci.
Wzdycham głośno. Tak, dobrze słyszałyście. Teddy wciąż jest na mnie obrażona, a ja nie mam pojęcia, dlaczego.
Owszem wcześniej strzelała fochy, ale zawsze miała powód – beznadziejny, ale lepszy taki niż żaden – i po dostaniu lizaka jej przechodziło. Dziwnie czuję się z tym, że nawet nie wiem, co się dzieje.
Wyobraźcie sobie, że nagle ze sklepów wycofują czekoladę i zamykają wszystkie jej fabryki. Nie mówią, dlaczego – po prostu to robią.
Z tą różnicą, że moja czekolada sama postanowiła być wycofana.
Dlatego bez zawahania odpowiadam:
– Czego chce Teddy?
Możecie mówić, że manipuluje mną siedmiolatka, to prawda. Ale nie oddam nikomu mojej czekolady.
– W szkole Teddy jest koncert dla rodziców. Teddy w nim występuje, a ja nie mogę na niego iść, bo będę o tej godzinie w pracy. Nie chcę, żeby była tam sama.
– Koncert? Słyszałaś jak twoja córka gra na pianinie? Kocham ją, ale pozwalając jej nie występ, niszczysz jej życie.
Słyszę westchnięcie.
– Będzie tam jeszcze jakieś krótkie przedstawienie. Leon, proszę...
– Okej.
– Podrzucę ją jutro około piętnastej. Pamiętaj, że musicie tam być o siedemnastej. I koniecznie wszystko nagraj.
Słucham w skupieniu jej wskazówek, kiedy dostrzegam kobietę opuszczającą klub – jest zadziwiająco podobna do Violetty, ale pewność, że to ona zyskuje dopiero, kiedy przechodzi obok mnie. Nie zauważa mojej osoby, więc łapię ją za ramię.
– Zdzwonimy się jutro – rzucam do Lary i się rozłączam, po czym spoglądam na szatynkę. – Hej?
Przeciera łzę z policzka.
– Cześć.
– Coś się stało? – pytam, dopiero teraz zauważając, że płakała.
W odpowiedzi kręci głową, ale po chwili po jej policzkach znowu płyną strumienie łez. Przytula się do mnie i mruczy w moją klatkę piersiową:
– Zabierzesz mnie stąd?
Bez zawahania obejmuję ją i prowadzę do samochodu Federico. Nie pytajcie czemu, po prostu to robię.
~*~
W końcu się zjawiam XDD
Na początku wyjaśnię pewną sprawę ;p. Pisałam ten rozdział na tablecie, w aplikacji bloggera, i żeby sobie ułatwić zrobiłam na kompie w sql post z tytułem, gifem itd., ale później (na tabie) okazało się, że nie mogę pisać w tym poście (też chciałabym wiedzieć, dlaczego), więc stworzyłam nowy i, żeby nic mi się nie pomieszało nazwałam go "Treść do siódemki". Ci, którzy są obserwatorami mojego bloga, zapewne zauważyli już parę dni temu, że dodałam to już wcześniej – przez przypadek XDDDD. Po prostu zamiast "zapisz", wcisnęłam "opublikuj". Miałam wtedy zaledwie pierwszy fragment tego rozdziału, jakby co ;p. W każdym razie Ci, którzy mnie obserwują, mieli okazję przeczytać spoiler (specjalnie dodał się do obs, żeby sprawdzić, czy jak usunę posta, to on nadal będzie widoczny na stronie głównej bloogger'a, w obserwowanych blogach, i niestety był :///), a Ci, którzy nie są, mogą się teraz dodać i liczyć na więcej takich przypałów ^-^.
Btw. akurat coś takiego musiało mi się przytrafić, kiedy rozdział zaczynał się końcówką XDDDD. Przynajmniej nikt nie ogarnął, o co cho ;p.
Wiem, że jest mało Leonetty, ale next będzie cały o nich, więc uzbrójcie się w cierpliwość :D.
Mam nadzieję, ze rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :***
Do następnego :))
Quinn :**