sobota, 21 marca 2015

Rozdział XII ~ "Kocham cię"



Rozglądając się dokładnie po gabinecie Diego, doszła do wniosku, że pomieszczenie znacznie różniło się od tego, w którym pracował młodszy Verdas. Co prawda nie była tam wiele razy, ale zna Leona i nawet nie pamiętając czegoś, potrafi wyobrazić, jak to urządził.
Gabinet Diego zdecydowanie odzwierciedla jego charakter – wszystko jest poukładane i każda, nawet najmniejsza, rzecz ma swoje stałe miejsce. Taki właśnie był mężczyzna, więc dlaczego wciąż jakaś niedostrzegalna siła przyciągała ją do szatyna? Człowieka, który wchodząc do swojego mieszkania, zastanawia się, gdzie ostatnim razem widział długopis (pomijając fakt, że w domu zawsze miał jeden, który ciągle gubił).
Miał tak w mieszkaniu, biurze i głowie. A jednak dobrze wiedziała, że w głębi duszy, tak naprawdę go kocha. Miała tylko nadzieję, że im więcej czasu spędzi z Diego, tym szybciej zapomni o Leonie.
– Naprawdę nie mogliśmy gdzieś wyjść? – zapytała, nerwowo rozglądając się. Nie była zachwycona, kiedy brunet zadzwonił z propozycją, żeby zamiast wyjść gdzieś na lunch, zostali tutaj. Oczywiście nie zdziwił ją fakt, że wspólny lunch w gabinecie – w języku Diego – jest równoznaczny z „Ja popracuję, a ty zjesz lunch i od czasu do czasu zamienimy parę słów”. Westchnęła w duchu. Leon nigdy by tego nie zro... Przestań porównywać Diego do Leona – to zniszczy ci związek, który ma jakąś przyszłość, pomyślała.
– Mam cholernie dużo pracy, dzisiaj naprawdę nie mogę – odpowiedział, zapatrzony w papiery. Jak zawsze, przemknęło jej przez myśl. – Dlaczego ostatnio tak unikasz tego miejsca? Za każdym razem czekasz parę metrów przed wejściem, a kiedy masz wejść do środka szukasz wymówek.
– Po prostu nie chcę widzieć się z Leonem – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Odkąd zobaczyła, jak szatyn całuje jej byłą najlepszą przyjaciółkę, zaczęła go unikać. Takim oto sposobem nie widziała się z nim od dwóch tygodni. W ciągu ostatnich trzech lat zdecydowanie opanowała sztukę uciekania od problemów. Nienawidziła się za to, że uciekła zamiast porozmawiać z szatynem wtedy i teraz, ale nie potrafiła inaczej.
Spojrzał na nią znad dokumentów.
– Znowu coś ci zrobił? – spytał zaniepokojony. – Jeśli chcesz, to pójdę z nim pogadać.
– Nie – odpowiedziała szybko. Mimo wszystko, nie chciała, żeby Diego kłócił się ze swoim bratem z jej powodu.
– Jesteś pewna?
Pokiwała głową.
– Po prostu za nim nie przepadam. – Wzruszyła ramionami, po czym wróciła do jedzenia swojej sałatki.
Leon! – krzyknęła, wchodząc do mieszkania. – Kuźwa! – przeklęła, potykając się o walizkę, którą szatyn zostawił tuż przed samym wejściem. Umówili się, że zjedzą razem lunch następnego dnia, ale Castillo nie widziała go od dwóch tygodni z powodu jego delegacji i mimo że dobrze znała ten typ faceta – cholernie za nim tęskniła i wiedziała, że to coś więcej niż krótka znajomość, opierająca się na tym, że od czasu do czasu na spędzeniu wspólnej nocy. Była na tyle dojrzała, żeby nie łudzić się tym, że tak już dawno nie jest, ale niestety widziała, że Verdas przeciwnie. Gdzie jesteś? krzyknęła jeszcze raz, łapiąc się za bolącą stopę.
Tutaj! – usłyszała z sypialni.
Skierowała się w stronę pomieszczenia. Wchodząc, czuła, że w powietrzu unosi się zapach Leona – zdecydowanie ta woń była jej ulubioną. Uwielbiała kłaść się i spać na poduszce, na której zwykle leży szatyn.
Sypialnia Verdasa nie była niczym nadzwyczajnym. Została utrzymana w brązowych i kolorach i nie brakowało jej walających się wszędzie ubrań. Podłoga była wyłożona ciemnym drewnem a pod ścianą stało dwuosobowe łóżko, na którym dostrzec można było leżącego na łóżku Leona, wciąż ubranego w niebieską koszulę i spodnie od garnituru. Marynarka była przewieszona przez oparcie krzesła stojącego obok okna, a buty były tuż obok łoża.
Szatynka uśmiechnęła się na ten widok i ułożyła się obok. Lewą rękę przełożyła przez jego plecy i muskała palcami kark. Odwrócił głowę w jej stronę i zmierzył ją zaspanym spojrzeniem. Przeniosła dłoń na jego nieogolony policzek i uśmiechnęła się.
Nie byliśmy umówieni na jutro? – spytał, ziewając.
Westchnęła cicho.
Mieliśmy – zgodziła się. – Ale tak za tobą tęskniłam, że nie mogłam się powstrzymać przed przyjściem tutaj.
Oparł łokieć po drugiej stronie jej głowy i pocałował ją. Objęła jego twarz i głaskała palcami lekki zarost. Ręka Verdasa wsunęła się pod koszulkę kobiety i dotknęła ciepłej skóry.
Co robiłeś?
Wcześniej odsypiałem – odparł, całując jej szyję. – A teraz mam zamiar udowodnić, że tęskniłem bardziej.
Zaśmiała się.
Kiedy podniósł głowę, spojrzała mu głęboko w oczy i przygryzła wargę.
Kocham cię.
Mimo że starał się ukryć emocje, dostrzegła, że jest zdziwiony jej nagłym wyznaniem. Szybko jednak pochylił się i wrócił do jej szyi.
Nie była zła z powodu reakcji. Spodziewała się tego albo zerwania – to, że nadal leży na niej i skupia całą swoją uwagę na całowaniu jej ciała świadczy o tym, że robią postępy. Wiedziała, że Leon ma – jeśli chodzi o uczucia i mówieniu o nich – jest na poziomie dziesięciolatka. Postanowiła więc, że za jakiś czas mu to powtórzy – będzie mówić mu to coraz częściej, aż w końcu nie będzie wywoływało to u niego takich emocji.
– Ostatnio i tak nie da się go złapać – wyrwał ją z zamyślenia Diego.
Spojrzała na niego zdezorientowana.
– Dlaczego?
– Większość czasu spędza z nową asystentką ojca, wiesz, tą twoją starą znajomą.
Zastygła. Do tej pory łudziła się, że mimo wszystko, Leon nic nie czuł do Jocelyn; że pocałunek z nią był błędem. Oszukiwałaby samą siebie, gdyby powiedziała, że nie ruszył jej ani obraz szatyna całującego jej byłą najlepszą przyjaciółkę, ani wiadomość mówiąca, że teraz spędza z nią dużo czasu. Była zarówno smutna, jak i zła – na niego, na nią i przede wszystkim na siebie.

Kiedy czekała, aż ktoś otworzy drzwi, jeszcze raz zastanowiła się, czy dobrze robi. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego tu przyszła i czego oczekuje od Verdasa. Chciała po prostu go zobaczyć; przekonać się, czy się zmienił. Gdyby był zakochany, raczej zauważyłaby coś niepokojącego. Karciła się za to w myślach, ale miała szczerą nadzieję, że Leon wciąż zachowuje się tak samo, bo wcale nie jest zakochany.
Kiedy jej otworzył, miał na sobie tylko szare spodnie dresowe. Z jego klatki piersiowej i włosów spływały krople wody, więc wywnioskowała, że właśnie wyszedł spod prysznica.
Spuściła wzrok na jego sześciopak i przed oczami miała mnóstwo sytuacji, w których przejeżdżała po nim palcami.
– Mogę wejść? – zadała cicho pytanie, nie patrząc mu w twarz.
Nic nie mówiąc, odsunął się i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do środka. Powoli przekroczyła próg i stanęła na środku małego salonu. Stojąc do niego plecami, wyjęła z torebki szarą kopertę i wręczyła mu ją.
Mierząc ją podejrzliwym wzrokiem, wziął ją w ręce i otworzył.
– USG – odezwał się po dłuższym studiowaniu treści kartek.
Pokiwała głową.
– Pierwsze i ostatnie, jakie zrobiłam. – Usiadła niepewnie na kanapie. – Pomyślałam, że może chciałbyś je zobaczyć. To był głupi pomysł. – Wstała szybko i chciała mu wyrwać kartki, ale on był szybszy i zabrał je z jej zasięgu.
Westchnął głośno i zajął miejsce na sofie, po czym pociągnął tam również Castillo. Oparł łokcie na nogach i zapytał:
– Jak to się stało?

Spojrzała na niego i już wiedziała, że pyta o to, jak poroniła.

~*~

Nicol przybywa z dwunastką - tak wiem, że szybko. Ale doceńcie fakt, że siedzę o 24 i piszę dla Was z bolącym brzuchem i głową, mimo że powinnam jutro wstać o 8:00 (Nicol jedzie na "Zbuntowaną" *-*). Rozdział bez korekty - no, sry, no ://. Jutro pod wieczór poprawię :D. Tymczasem - ten rozdział jest inny niż te dotychczas i może się niektórym spodobać, innym nie, dlatego mam nadzieję, że dacie znać, czy chcecie więcej rozdziałów z perspektywy Fiolki czy już nie :D. Uznałam, że jeden by się przydał i to już Wasza decyzja, czy będzie on jedyny, czy co drugi będzie wyglądał właśnie tak :>.
No, to tyle chyba. Jeszcze raz przepraszam, że musieliście tak długo czekać i obiecuję że w przyszłym tygodniu postaram się coś napisać (jeszcze ten tydzień, rekolekcje i święta *-*) także oczekujcie ;).

Branoc :*

Quinn <3