Rozglądając się
dokładnie po gabinecie Diego, doszła do wniosku, że pomieszczenie
znacznie różniło się od tego, w którym pracował młodszy
Verdas. Co prawda nie była tam wiele razy, ale zna Leona i nawet nie
pamiętając czegoś, potrafi wyobrazić, jak to urządził.
Gabinet Diego
zdecydowanie odzwierciedla jego charakter – wszystko jest
poukładane i każda, nawet najmniejsza, rzecz ma swoje stałe
miejsce. Taki właśnie był mężczyzna, więc dlaczego wciąż
jakaś niedostrzegalna siła przyciągała ją do szatyna? Człowieka,
który wchodząc do swojego mieszkania, zastanawia się, gdzie
ostatnim razem widział długopis (pomijając fakt, że w domu zawsze
miał jeden, który ciągle gubił).
Miał tak w mieszkaniu,
biurze i głowie. A jednak dobrze wiedziała, że w głębi duszy,
tak naprawdę go kocha. Miała tylko nadzieję, że im więcej czasu
spędzi z Diego, tym szybciej zapomni o Leonie.
– Naprawdę nie
mogliśmy gdzieś wyjść? – zapytała, nerwowo rozglądając się.
Nie była zachwycona, kiedy brunet zadzwonił z propozycją, żeby
zamiast wyjść gdzieś na lunch, zostali tutaj. Oczywiście nie
zdziwił ją fakt, że wspólny lunch w gabinecie – w języku Diego
– jest równoznaczny z „Ja popracuję, a ty zjesz lunch i od
czasu do czasu zamienimy parę słów”. Westchnęła w duchu. Leon
nigdy by tego nie zro... Przestań porównywać Diego do Leona – to
zniszczy ci związek, który ma jakąś przyszłość,
pomyślała.
– Mam
cholernie dużo pracy, dzisiaj naprawdę nie mogę – odpowiedział,
zapatrzony w papiery. Jak zawsze, przemknęło jej przez
myśl. – Dlaczego ostatnio tak
unikasz tego miejsca? Za każdym razem czekasz parę metrów przed
wejściem, a kiedy masz wejść do środka szukasz wymówek.
– Po
prostu nie chcę widzieć się z Leonem – odpowiedziała zgodnie z
prawdą. Odkąd zobaczyła, jak szatyn całuje jej byłą najlepszą
przyjaciółkę, zaczęła go unikać. Takim oto sposobem nie
widziała się z nim od dwóch tygodni. W ciągu ostatnich trzech lat
zdecydowanie opanowała sztukę uciekania od problemów. Nienawidziła
się za to, że uciekła zamiast porozmawiać z szatynem wtedy i
teraz, ale nie potrafiła inaczej.
Spojrzał
na nią znad dokumentów.
– Znowu
coś ci zrobił? – spytał zaniepokojony. – Jeśli chcesz, to
pójdę z nim pogadać.
– Nie
– odpowiedziała szybko. Mimo wszystko, nie chciała, żeby Diego
kłócił się ze swoim bratem z jej powodu.
– Jesteś
pewna?
Pokiwała
głową.
– Po
prostu za nim nie przepadam. – Wzruszyła ramionami, po czym
wróciła do jedzenia swojej sałatki.
– Leon! –
krzyknęła, wchodząc do mieszkania. – Kuźwa! – przeklęła,
potykając się o walizkę, którą szatyn zostawił tuż przed samym
wejściem. Umówili się, że zjedzą razem lunch następnego dnia,
ale Castillo nie widziała go od dwóch tygodni z powodu jego
delegacji i – mimo
że dobrze znała ten typ faceta – cholernie za nim tęskniła i
wiedziała, że to coś więcej niż krótka znajomość, opierająca
się na tym, że od czasu do czasu na spędzeniu wspólnej nocy. Była
na tyle dojrzała, żeby nie łudzić się tym, że tak już dawno
nie jest, ale niestety widziała, że Verdas przeciwnie. –
Gdzie jesteś? –
krzyknęła jeszcze raz, łapiąc się za bolącą stopę.
– Tutaj! –
usłyszała z sypialni.
Skierowała się w
stronę pomieszczenia. Wchodząc, czuła, że w powietrzu unosi się
zapach Leona – zdecydowanie ta woń była jej ulubioną. Uwielbiała
kłaść się i spać na poduszce, na której zwykle leży szatyn.
Sypialnia Verdasa nie
była niczym nadzwyczajnym. Została utrzymana w brązowych i
kolorach i nie brakowało jej walających się wszędzie ubrań.
Podłoga była wyłożona ciemnym drewnem a pod ścianą stało
dwuosobowe łóżko, na którym dostrzec można było leżącego na
łóżku Leona, wciąż ubranego w niebieską koszulę i spodnie od
garnituru. Marynarka była przewieszona przez oparcie krzesła
stojącego obok okna, a buty były tuż obok łoża.
Szatynka uśmiechnęła
się na ten widok i ułożyła się obok. Lewą rękę przełożyła
przez jego plecy i muskała palcami kark. Odwrócił głowę w jej
stronę i zmierzył ją zaspanym spojrzeniem. Przeniosła dłoń na
jego nieogolony policzek i uśmiechnęła się.
– Nie byliśmy
umówieni na jutro? – spytał, ziewając.
Westchnęła cicho.
– Mieliśmy –
zgodziła się. – Ale tak za tobą tęskniłam, że nie mogłam się
powstrzymać przed przyjściem tutaj.
Oparł łokieć po
drugiej stronie jej głowy i pocałował ją. Objęła jego twarz i
głaskała palcami lekki zarost. Ręka Verdasa wsunęła się pod
koszulkę kobiety i dotknęła ciepłej skóry.
– Co robiłeś?
– Wcześniej
odsypiałem – odparł, całując jej szyję. – A teraz mam zamiar
udowodnić, że tęskniłem bardziej.
Zaśmiała się.
Kiedy podniósł
głowę, spojrzała mu głęboko w oczy i przygryzła wargę.
– Kocham cię.
Mimo że starał się
ukryć emocje, dostrzegła, że jest zdziwiony jej nagłym wyznaniem.
Szybko jednak pochylił się i wrócił do jej szyi.
Nie była zła z
powodu reakcji. Spodziewała się tego albo zerwania – to, że
nadal leży na niej i skupia całą swoją uwagę na całowaniu jej
ciała świadczy o tym, że robią postępy. Wiedziała, że Leon ma
– jeśli chodzi o uczucia i mówieniu o nich – jest na poziomie
dziesięciolatka. Postanowiła więc, że za jakiś czas mu to
powtórzy – będzie mówić mu to coraz częściej, aż w końcu
nie będzie wywoływało to u niego takich emocji.
–
Ostatnio i tak nie da się go złapać – wyrwał ją z zamyślenia
Diego.
Spojrzała
na niego zdezorientowana.
– Dlaczego?
– Większość
czasu spędza z nową asystentką ojca, wiesz, tą twoją starą
znajomą.
Zastygła.
Do tej pory łudziła się, że mimo wszystko, Leon nic nie czuł do
Jocelyn; że pocałunek z nią był błędem. Oszukiwałaby samą
siebie, gdyby powiedziała, że nie ruszył jej ani obraz szatyna
całującego jej byłą najlepszą przyjaciółkę, ani
wiadomość mówiąca, że teraz spędza z nią dużo czasu. Była
zarówno smutna, jak i zła – na niego, na nią i przede wszystkim
na siebie.
Kiedy
czekała, aż ktoś otworzy drzwi, jeszcze raz zastanowiła się, czy
dobrze robi. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego tu przyszła i
czego oczekuje od Verdasa. Chciała po prostu go zobaczyć; przekonać
się, czy się zmienił. Gdyby był zakochany, raczej zauważyłaby
coś niepokojącego. Karciła się za to w myślach, ale miała
szczerą nadzieję, że Leon wciąż zachowuje się tak samo, bo
wcale nie jest zakochany.
Kiedy
jej otworzył, miał na sobie tylko szare spodnie dresowe. Z jego
klatki piersiowej i włosów spływały krople wody, więc
wywnioskowała, że właśnie wyszedł spod prysznica.
Spuściła
wzrok na jego sześciopak i przed oczami miała mnóstwo sytuacji, w
których przejeżdżała po nim palcami.
–
Mogę wejść? – zadała cicho pytanie, nie patrząc mu w twarz.
Nic
nie mówiąc, odsunął się i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając
ją do środka. Powoli przekroczyła próg i stanęła na środku
małego salonu. Stojąc do niego plecami, wyjęła z torebki szarą
kopertę i wręczyła mu ją.
Mierząc
ją podejrzliwym wzrokiem, wziął ją w ręce i otworzył.
–
USG – odezwał się po dłuższym studiowaniu treści kartek.
Pokiwała
głową.
–
Pierwsze i ostatnie, jakie zrobiłam. – Usiadła niepewnie na
kanapie. – Pomyślałam, że może chciałbyś je zobaczyć. To był
głupi pomysł. – Wstała szybko i chciała mu wyrwać kartki, ale
on był szybszy i zabrał je z jej zasięgu.
Westchnął
głośno i zajął miejsce na sofie, po czym pociągnął tam również
Castillo. Oparł łokcie na nogach i zapytał:
–
Jak to się stało?
Spojrzała
na niego i już wiedziała, że pyta o to, jak poroniła.
~*~
Nicol przybywa z dwunastką - tak wiem, że szybko. Ale doceńcie fakt, że siedzę o 24 i piszę dla Was z bolącym brzuchem i głową, mimo że powinnam jutro wstać o 8:00 (Nicol jedzie na "Zbuntowaną" *-*). Rozdział bez korekty - no, sry, no ://. Jutro pod wieczór poprawię :D. Tymczasem - ten rozdział jest inny niż te dotychczas i może się niektórym spodobać, innym nie, dlatego mam nadzieję, że dacie znać, czy chcecie więcej rozdziałów z perspektywy Fiolki czy już nie :D. Uznałam, że jeden by się przydał i to już Wasza decyzja, czy będzie on jedyny, czy co drugi będzie wyglądał właśnie tak :>.
No, to tyle chyba. Jeszcze raz przepraszam, że musieliście tak długo czekać i obiecuję że w przyszłym tygodniu postaram się coś napisać (jeszcze ten tydzień, rekolekcje i święta *-*) także oczekujcie ;).
Branoc :*
Quinn <3